Dodatek, na widnokręgu, Twórczość 3/1980

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

DODATEK

Swojej wyważonej recenzji Prozy z importu dał Lech Budrecki tytuł Kilka­dziesiąt interpretacji. Tekst recenzji rozpoczął od wyliczenia wielu nazwisk twórców prozy światowej, którym po­święcam uwagę. I w tytule, i w począ­tku eleganckiej wypowiedzi krytycznej

Budreckiego pobrzemiewają dwie wąt­pliwości, jeśli nie wprost dwie preten­sje, co do mojej książki. Że mianowicie brak w niej syntetycznego spojrzenia na zjawiska prozy światowej, że, zaj­mując się tak różnymi twórcami tak bardzo różnych literatur, nie można działać w pełni kompetentnie.

Fachowcem od całej prozy światowej rzeczywiście być nie można, nie przyszłoby mi to nigdy na myśl, żeby do czegoś takiego pretendować. Niemożli­wa jest także – w moim przekona­niu – jakakolwiek odpowiedzialna syn­teza indywidualna tego, co się w prozie na świecie dokonuje. Moją ambicją i w Doświadczeniach (1967), i w Prozie z im­portu (1979) jest coś o wiele skromniej­szego: zaledwie orientacja w tym, co się w niej dzieje, zaledwie w miarę uzasadniona świadomość, że dzieje się w niej wiele i nie tak, jak się działo od bardzo dawna.

Bez przeczytania i opisania w różnym trybie (nie zawsze publicznie) dobrych kilku setek bardziej znanych twórców prozy na świecie skazałbym się na orientację i świadomość kulturalnego czytelnika, który czyta wyłącznie dla czytelniczych satysfakcji i satysfakcji tych nie poddaje systematycznej inte­lektualnej kontroli. Ośmielam się twierdzić, że moje satysfakcje czytel­nicze są kontrolowane, porządkowane i podporządkowywane kształtowaniu świadomości literackiej kogoś, kto od­waża się osądzać pisarzy i działa nie na swój prywatny użytek, lecz na uży­tek publiczny.

Nie mógłbym czuć się tak odpowie­dzialny, jak się czuję w osądach prozy polskiej, gdybym nie orientował się, jak się orientuję, w tym, co piszczy w lite­rackiej trawie na świecie.

Znaczy to między innymi, że prozę polską widzę w ścisłym powiązaniu z prozą na świecie. Jest to poniekąd oczywistość, ale chyba nie dla wszyst­kich, jeśli się zastanowić nad niektórymi praktykami krytycznymi. Pierwszy podpisuję się pod tezą, że fenomen li­teratury jest nieskończenie i pod każ­dym względem zróżnicowany wewnę­trznie, nie jest jednak tak, żeby literaturę można było dzielić na części bez żad­nego ze sobą związku, jak to robią ci, którzy zachwycają się u jednych pisarzy akurat tym, za co innych odsądzają od czci i wiary, dla których wszystko w literaturze istnieje oddzielnie.

Taka kompletna oddzielność rzeczy literackich nie jest lepsza od ich total­nej unifikacji, co jest również prawdziwym nieszczęściem dzisiejszej refleksji nad literaturą.

W rzeczywistości wszechzróżnicowaniu rzeczy literackich towarzyszy ich wszechpodobieństwo, czyli, innymi sło­wy, istnieje wszechwiązek zjawisk lite­rackich.

W swoich „kilkudziesięciu interpreta­cjach” o prawie wszechzwiązku zjawisk literackich nigdy nie zapominam, to właśnie umożliwia mi budowanie rozle­głej sieci analogii między zjawiskami prozy na świecie, analogia jest tą kate­gorią, która góruje zdecydowanie nad kategorią wpływów i zależności, ona li­kwiduje wieloźródłowość zjawisk ana­logicznych.

Wpływy i zależności bezspornie ist­nieją, zwłaszcza wielkie indywidualno­ści pisarskie (Dostojewskiego, Czechowa, Joyce’a, Faulknera, Borgesa) wy­wierają ogromny wpływ na tysiące pi­sarzy na świecie, analogia może jednak być od wpływów niezależna, zjawiska analogiczne mogą wynikać z wpływów całkowicie różnych, wspólnymi wpły­wami nie wytłumaczy się, dlaczego istnieje zbieżność między prozą Bulatovicia i prozą Marqueza (nie pod wzglę­dem jakości zresztą), polski nurt chłop­ski nie jest zależny od szwedzkiej szko­ły proletariackiej, a pod wieloma względami istnieje między nimi analo­gia, która mogłaby skłonić do refleksji nad tym, co może sprzyjać rozwojowi literatury.

Widzenie wszystkiego oddzielnie ska­zuje na dezorientację i bezradność, to­talna unifikacja intelektualna fenomenu literatury podsuwa złudę generalnych rozpoznań, które niczego nie rozpoznają, świadomość wszechzwiazku wszechzróżnicowanych zjawisk literackich umożliwia jaką taką orientację w nie skoń­czonym labiryncie literatury świata, pozwala na rozsądne śledzenie wpły­wów i zależności, jeśli istnieją, pozwala na odnajdywanie analogii pomiędzy zjawiskami, które powstają niezależ­nie, pozwala na zbieranie przesłanek do wysuwania hipotezy, że bieg rzeczy literackich podlega wspólnym prawid­łowościom, które można obserwować i ujawniać.

Właściwa mi ostrożność powoduje, że swoich obserwacji na temat zbieżności w prozie światowej, którą jestem w stanie ogarnąć, nie wykładam wprost, lecz wpisuję je w „kilkadziesiąt inter­pretacji” Prozy z importu. Także w tej wymuszonej przez okoliczność wypo­wiedzi nie potrafię się zdobyć na uja­wnienie wszystkich swoich przypusz­czeń i domysłów. Chcę jedynie zasygnalizować w mej, że istnieje uchwytna zbieżność pomiędzy głównymi dążenia­mi prozy na świecie a tym wszystkim, co się dzieje w prozie polskiej.

W uwagach o prozie polskiej ostat­nich lat („Twórczość” 1979 nr 11) wyod­rębniam dwie główne dążności: dążność do prozy artystycznej bez fikcji i dąż­ność do fikcji ufikcyjnionej. W odniesieniu do prozy światowej te – prowizoryczne przecież – nazwy nie są wystarczające, zwłaszcza pierwsza.

Dążność do prozy artystycznej bez fikcji jest szczególnym (szczególnie skrajnym) przejawem tendencji o wiele ogólniejszej, którą – również prowizo­rycznie – dałoby się może nazwać tendencją do narracji prozatorskiej maksymalnie uprawomocnionej poznawczo. Tą nazwą objąć już można wielość najrozmaitszych przeja­wów zerwania z beztroską poznawczą tak zwanej narracji wszechwiedzącej.

Konsekwencją tego zerwania jest za­równo zdecydowana przewaga form narracji podmiotowej w jej najrozmait­szych kształtach (narracje autobiogra­ficzne, narracje autotematyczne, narra­cje z punktu widzenia postaci, mono­logi wewnętrzne, strumienie świadomo­ści), jak i wszystkie próby zrygoryzowania poznawczego form narracji przedmiotowej (starsze i nowsze prze­jawy behawioryzmu, techniki narracji filmowej i magnetofonowej, zasada autentyzmu językowego, kolaże i mon­taże struktur językowych, filozofia cha­rakteru, możliwości i ograniczeń poznania przedmiotowego).

Wyliczone i nie wyliczone przejawy zerwania z beztroską poznawczą wystę­pują w całej prozie na świecie, szczegól­nie wszechstronnie prezentuje je da­wniejsza i nowsza dwudziestowieczna proza austriacka, która jest zjawiskiem pierwszoplanowym w całej prozie dzi­siejszego świata, promieniując bardzo silnie zwłaszcza na niektóre części niemieckiego obszaru językowego.

Wszystko, o czym tu się mówi, jest do wykrycia w zalążku lub w pełnym rozwinięciu nie tylko u geniuszów austriackiej prozy (Kafka, Musil, Broch, Gütersloh, Doderer), lecz także u tych pisarzy, którzy działali i działają w cieniu geniuszów (Ingeborg Bachmann, Thomas Bemhard, Peter Handke). Je­dni i drudzy wyciągnęli i wyciągają nadal wnioski z doświadczeń Prousta, Joyce’a, Faulknera, ukonsekwentniając Joyce’a (zwłaszcza Broch), proklamując nową filozofię poznania przedmiotowe­go w powieści (Gütersloh, Doderer), su­gerując niemożliwość takiego poznania (Bachmann, Handke), odchodząc od po­wieści do filozofiezno-literackiego eseju (Bernhard w swoich ostatnich utworach) lub filozoficznej faktografii powieścio­wej (Handke, Wolfgang Georg Fischer).

Dążność do fikcji ufikcyjnionej nie ominęła literatury austriackiej (Herbert Rosendorfer, w pewnym sensie Güter­sloh) pod tym względem jednak pierwszeństwo należy się pisarzom latyno­amerykańskim, dla których filozoficz­nym prawodawcą stał się Borges. Nie kłócąc się z nikim o literacką wartość twórczości Borgesa, trzeba uznać jego szczególną filozoficzną inspirację nie tylko wobec pisarzy latynoamerykań­skich, lecz także wobec prozy polskiej.

Jest on rzeczywistym odkrywcą no­wej pod względem filozoficznym kos­mologii, jest to kosmologia, w której można dostrzec literackie konsekwencje teorii względności Einsteina. Borges jest więc tym kimś, kim ogłosił się Durrell, co niektórych naszych intelek­tualistów doprowadziło do ekscytacji, że wreszcie wielkość literacka w sam raz do czytania do poduszki.

Rzeczywiście nową kosmologię litera­cką – każdy swoją – stworzyli Broch, Gütersloh, Doderer, w ich kosmolo­giach istnieją jeszcze nawiązania do starego realizmu, Borges buduje filozo­ficzne podstawy nowoczesnej kosmologii fantastycznej, której świetną realizację artystyczną wolno widzieć w Stu latach samotności Marqueza. W teoriach i analizach prozy latynoamerykańskiej mówi się bez końca i do znudzenia o tak zwanym realizmie magicznym, jest to termin z piekła rodem w jeszcze wię­kszym stopniu niż termin „mały rea­lizm”, obydwa nawet świętego mogłyby doprowadzić do wściekłości. Gdybym uznał ich jakąkolwiek sensowność, wprowadziłbym natychmiast termin „realizm kołtuński”, dałoby się nim ogarnąć nieskończoność prozy epigońskiej dwudziestego wieku na świecie.

Fikcja ufikcyjniona, czyli rezultat wyzwolenia wyobraźni z okowów na­iwnego mimetyzmu, ośmiesza pseudonaukowość (pseudonaukowe komentatorstwo) prozy dziewiętnastowiecznego realizmu, który oddał się w pacht naukom i filozofiom swojego czasu i chciał żyć z nimi w doskonałej symbiozie. Nauki i filozofie dziewiętnaste­go wieku zestarzały się nadmiernie, świadomość uzurpacji poznawczych, których się dopuściły, jest dosyć powszechna, przeciwko tym uzurpacjom właśnie skierowane są wszystkie dąż­ności do uprawomocnienia poznawcze­go narracji prozatorskiej, nie są z nimi sprzeczne dążności pozornie przeciw­stawne, dążności do restytucji sił po­znawczych wyobraźni, także wyobraźni fantastycznej, która królowała w daw­nych kulturach i dawnych literaturach. Dążności do takiej restytucji zawdzię­czają swoją karierę literatury latyno­amerykańskie, choć jest to po trosze kariera przypadkowa. Źródła fantastyki kosmologicznej tkwią wszędzie, we wszystkich kulturach rozwiniętych i pierwotnych, Grass, Bulatović i Drzeżdżon nie potrzebują odwoływać się do inspiracji Borgesa, choć Bulatović na­wet to robi, Herbert Rosendorfer odwołuje się do naszego Jana Potockiego, ktoś inny będzie mógł się odwołać do Bóg wie czego, ponieważ ze złóż kos­mologii fantastycznej zbudowana jest cała kultura ludzkości.

Realizm dziewiętnastowieczny jest także fantastyką, która udawała co in­nego, rezygnując lekką ręką z owoców poznania przez wyobraźnię, która w sztuce, a może i nie tylko w sztuce, jest narzędziem poznania najbardziej wy­próbowanym.

Co z tych i z wielu jeszcze innych dążności prozy na świecie wyniknie lub nie wyniknie, tego nie wiem. Moją wy­obraźnię krytyczna pobudza w literatu­rze wyłącznie to, co się w niej dzieje, nie zaś to, co się dziać ma. Gdybym wiedział lub przeczuwał, co się dziać powinno, zająłbym się układaniem li­terackiego dekalogu. Nic takiego mi nie grozi.

Nawet tylko jaka taka orientacja, co się w literaturze dzieje, jest zadaniem ponad ludzkie siły. Obcowanie z litera­turą jak wszystko, co człowiek robi, utwierdza jedynie w przekonaniu, że człowiek nie może więcej, niż może, przy bezwzględnej nieprzekraczalności swoich ograniczeń.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content