copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
DOPOWIEDZENIE
Określenia „rewolucja artystyczna” w odniesieniu do prozy polskiej używam od wielu lat, nazywa ono precyzyjnie to, co się w prozie dokonuje, ucieszyłem się jednak szczególnie, gdy określenie to usłyszałem w Krakowie z ust Henryka Markiewicza. Markiewicz, o ile wiem, nie śledzi prozy polskiej na bieżąco, miałby więc prawo nie uświadamiać sobie, co się w niej dzieje, historyk Literatury zdystansował jednak we właściwej orientacji krytyków i wydawców, którzy ciągle jeszcze nie wiedzą lub udają niewiedzę, że coraz mniej prozy pisze się tak, jak ją pisano przez lat dwieście.
Mówić o debiutach prozatorskich z lat siedemdziesiątych i udawać niewiedzę o tym, co się tu nazywa „rewolucją artystyczną”, to ustawiać się na z góry straconych pozycjach i być na bakier z rzeczywistością literacką. Debiutanci lat siedemdziesiątych nie zainicjowali rewolucji artystycznej w prozie, zaczęła się ona o dobry dziesiątek lat wcześniej, dla nich jednak stała się ona punktem wyjścia działań literackich, w ich działaniach przybrała ona w sposób naturalny formy skrajne, ominął ich wysiłek rozbijania zmurszałych i zmartwiałych struktur prozy, całą swoją energię skierowali oni w tworzenie czegoś, w czym realizują się i realizować muszą nie znane wcześniej i rzadko przewidywane możliwości literackiego działania w prozie.
Może zresztą nie są to możliwości nie znane i nie przewidywane, lecz tylko gruntownie w ciągu wieków zapomniane. Zapomniane na skutek zabobonnej uległości wobec literackiego języka, który, gdy się ukształtował, oderwał się od wszystkich postaci języka żywego, narzucił swoją tyrańską dominację, zamienił życie języka w długotrwałą agonię, zredukował tworzenie w języku do bezsensownych manipulacji ustaleniami „słowników poprawnej polszczyzny”, w których – Bóg wie na jakiej podstawie – szukano kryteriów literackiego wartościowania. Nie dziw więc, że pisarz, który przez całe życie nie zapisał ani jednego żywego słowa, mógł przez dziesiątki lat uchodzić za mistrza polskiej prozy.
W „słownikach poprawnej polszczyzny” dokonywano cudów ekwilibrystyki, żeby w zapisanych rezultatach wolności językowej sprzed wieków doszukiwać się sankcji naukowej, tworzyć z nich normę na wieki obowiązującą, tworzyć kanon językowego piękna w literaturze. Żywe piękno w literaturze jest jednak nieodłączne od wolności tworzenia w języku. Ponieważ język jest dziełem społecznym, musi to być wolność, z której korzysta cała społeczność, która język tworzy.
Rewolucja artystyczna w prozie polskiej na tym głównie polega, że martwe piękno normy zastępuje się w niej żywym pięknem tworzenia w języku.
Wszystkie przemiany formalne w prozie (likwidacja fabuły, jej rozkwit, zanik akcji, jej wybujałość, przemiany form podawczych, wielogłosowość narracyjna) są pochodną zmiany stosunku do języka, któremu przywraca się prawo do życia, który w jego formach takich, w jakich życie przetrwało, wprowadza się triumfalnie na powrót do Literatury. Kariera nurtu chłopskiego, w polskiej prozie ma głębokie uzasadnienie, w językach chłopskich, nie podporządkowujących się martwej normie, życie języka nie zamarło nigdy, letarg ich nie dosięgnął, ich życie ożywiło literaturę.
Na usprawiedliwienie tych wszystkich, którzy faktu rewolucji artystycznej w prozie nie chcą przyjąć do wiadomości, można wysunąć argument aksjologicznej dezorientacji. Rzeczywiście tak sprawa wygląda, że do niedawna wiedziało się wszystko, teraz nie wie się nic. Może więc nie zła wola sprawia, że Drzeżdżon, Łoziński, Schubert, Kirsch, Krupa (na pewno debiutanci lat siedemdziesiątych rzędu najwybitniejszych) doświadczają cierniowej drogi bądź przed debiutem, bądź po nim, może sprawia to tylko aksjologiczna bezradność, która mnoży wszelakie wątpliwości, czy wolno w języku narracji sprzeniewierzać się konwencjonalnej logice i konwencjonalnej składni, czy wolno snuć przypuszczenia na temat języka onirycznego jak Drzeżdżon, czy wolno z języka robić dziką dżunglę jak Łoziński, czy wolno zapisywać język, którego nigdy nie zapisywano, jak robi to Schubert, czy Logikę retoryczną wolno zastąpić logiką wewnętrznego myślenia, jak to się dzieje u Kirscha, i tak dalej, i tak dalej.
Wątpliwości takich jest już mnóstwo, a będzie ich jeszcze więcej, ponieważ istnieje wiele stref wewnętrznych języków zupełnie literacko nie penetrowanych, ponieważ nie przyjęto jeszcze do wiadomości, że w żywych mowach realizują ,się prawa logiki i gramatyki całkiem różne od ustalonych praw języka pisanego, ponieważ nie rozstrzygnięto, czy językiem wolno się bawić, jak to robi jeden z przyszłych debiutantów, ponieważ stan tworzenia w języku, czyli stan przywróconej językowej wolności umożliwia tysiąc niespodzianek, o których nie wiadomo, czy nie kryje się w nich jakieś nieznane i niewiadome niebezpieczeństwo.
Przejście od stanu paraliżu do stanu swobody ruchów skazuje na naukę chodzenia od początku. Myślę, że z tą nauką nie należy zwlekać, że, słowem, trzeba uczyć się czytać nową prozę, wymaga to ogromnego wysiłku duchowego, ale wysiłku tego nie da się uniknąć, jeśli rozminięcie z rzeczywistością literacką nie ma być trwałe, jeśli ofiar rewolucji artystycznej nie chce się mnożyć, przy czym ja, na tym
polega mój optymizm, bardziej się obawiam o los przeciwników takiej rewolucji niż o los jej literackich rzeczników. Jak na razie nic nie wskazuje na to, żeby zwycięstwu rewolucji artystycznej udało się zapobiec, rewolucja taka jest faktem, jak życie wygląda w Okopach Świętej Trójcy, opisał już nasz wieszcz, można mu wierzyć, starał się przecież o bezstronność wbrew sobie, choć może i nie wbrew sobie, kto to wie.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy