Fundamenty, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1983

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

FUNDAMENTY

Inaczej tego nazwać nie można, Ma­rian Pilot zbiesił się jako pisarz kom­pletnie, zbiesił do cna. W Bitniku Gorgolewskim (moja lektura maszynopisu 1983) ślad nie pozostał po jego różnych pisarskich kluczeniach (tylko w składni Pilot jest nadal pokrętny, pokrętność stylistyczna stała się jego pisarską na­turą), po unikach intelektualnych, po różnych literackich umizgach.

W piątej powieści doszło u Pilota do odnalezienia i ujawnienia swoich we­wnętrznych fundamentów. Odnalezienie i ujawnienie przybiera postać uczestni­ctwa w powieściowym happeningu, zewnętrzność happeningowych zdarzeń jest jednak pozorna (nie ukrywa się tego), happening odgrywa się w sobie i jak gdyby tylko dla siebie, jest to happening wewnętrzny.

Siebie od wewnątrz Pilot nie ujaw­niał nigdy. W powieściowych narra­cjach występował albo incognito (Sień), albo wyłącznie w relacji do zewnętrz­nego świata (Majdan i mimo wszystko także Zakaz zwałki), albo w zaska­kującym przebraniu (Jednorożec).

Podmioty narracji są w powieściach Pilota zdominowane przez zewnętrzny świat, który stanowi dla nich bądź za­gadkę poznawczą, czasem nie do roz­wiązania jak w Jednorożcu, bądź siłę sprawczą wewnętrznej degradacji lub nawet wewnętrznego unicestwienia (Zakaz zwałki).

Na pytanie, przeciwko komu Pilot się zbiesił, odpowiedź musiałaby paść taka; przeciwko sobie, jakim usiłował być. Pilot zbiesił się na swoją pokorę poznawczą wobec świata, na swoją wo­bec niego uległość. Dość łamania sobie głowy nad tym szmelcem, z którego kleci się zupełne byle co, jakie to jest, każdy widzi. Nic tu do poznawania, pić to i fotomontaż, rdzenna bezwartość, na którą i splunąć nie warto.

Wartość, jeśli istnieje, musi być gdzie indziej, gdzie indziej trzeba jej szukać. Że gdzie indziej musi być w sobie, odkryć nietrudno, ponieważ w sobie cier­pi się od bezwartości. Skoro bezwartość tak doskwiera, musi się mieć w sobie pamięć lub przeczucie wartości, jakieś o niej wyobrażenie, jakąś za nią tęsknotę.

Zadanie pisarskie, żeby urządzić we­wnętrzny happening, nie jest dla Pilo­ta zadaniem łatwym. Pilot jest pisa­rzem trzeźwego rozumu, żaden to onirysta z urodzenia jak Drzeżdżon, żaden potentat poetyckiej wyobraźni jak Ta­deusz Nowak. Żeby wewnętrzny hap­pening był możliwy, trzeba tu na so­bie dokonać gwałtu, czyli popełnić sa­mogwałt. Motyw samogwałtu, który sta­nowi filozoficzną kulminację narracji w Bitniku Gorgolewskim, wskazuje wy­raźnie, że Pilota stać na autoszyderstwo, na autoironię i dystans do wymuszonej przez konieczność onirycznej psychoanalizy.

Dokonuje się jej z rozmysłu i chyba nawet ze stronniczą premedytacją, że­by wewnętrznej nieprawdzie przeciw­stawić prawdę wewnętrznych funda­mentów. Na tych fundamentach nie da się sklecić nic ze szmelcu i z bezwar­tości. Wewnętrzny happening rozgry­wa się w świecie, który tworzy pamięć wartości. Pamięć bezwartości zupełnie nie funkcjonuje, nie ma jej. Pamięta się wprawdzie trzy drzewka ogrodzone wysokim parkanem w przy cmentarnej dzielnicy, ale dzieje się tak nie za sprawą pamięci bezwartości, lecz tej pierwszej, która w świecie bezwartości wypatrzyła coś dla siebie.

W świecie, który usłużnie podsuwa pamięć wartości, wszystko jest praw­dziwe i wszystko ma sens. Wszystko w nim jest do patrzenia, do słyszenia, do wąchania, do smaku i do dotyku. W nim się prawdziwie śpi i pracuje, je i wydala, spółkuje i umiera, mówi i mil­czy, modli i bawi.

Wewnętrzny happening nie rozgrywa się jednak w świecie idylli wspomnień dzieciństwa. Narrator Pilota stracił pamięć bezwartości, jego pamięć wartoś­ci nie działa jednak na własną rękę, skumała się ona ze znajomością tego stanu rzeczy, jaki jest. Świat wartości jest w Bitniku Goryolewskim światem, który umiera, który już ledwo zipie. Narrator Pilota me zapomina także, kim on sam stał się w świecie bezwar­tości, w kogo ten świat, o którym nie chce pamiętać, go zamienił. Oniryczne myślenie Pilota nie jest myśleniem życzeniowym, Pilot nie zbiesiłby się, gdy­by go stać było na marzenia.

Myśląc jak w śnie lub pijanym wi­dzie, Pilot myśli trzeźwo i bez złu­dzeń. Świat wartości dawno się utra­ciło, nie ma do mego powrotu innego niż w wewnętrznym happeningu, świat ten umiera, ale potrzebuje czego inne­go niż – stosując prawdziwe miary – bezwartość, jaką się stało.

W wewnętrznym happeningu trzeba się zadowolić błazeńską rolą okazjonalnego świniotłuka (tyle mniej więcej znaczy tytułowe słowo bitnik, choć to tylko jedno z jego znaczeń), bo w świe­cie prawdziwych wartości godny odpowiednik tej roli (rzeźnictwo) to i wyso­ki kunszt, i powołanie nie byle jakie. Stary chłop Gorgoł lub Gorguł (w narracji obydwie formy zapisu wymieniają się chyba z zamysłu) nadziwić się nie może, gdy bitnik z niefrasobliwości o słowo nazwie się rzeźnikiem. W świecie wartości słowom nie podmienia się znaczeń (język prawdziwy), nowa potrzeba znaczeniowa rodzi nowe słowo, z płodzeniem słów nie ma w tym świe­cie kłopotów, rodzą się one w języku jak zboże na polu, jak jabłka w ogro­dzie.

Kim jest narrator powieści Pilota w świecie bezwartości, nie wiadomo. Przy­puszczenie, że mógłby być pisarzem, jest intelektualnie w pełni prawomoc­ne. O swoim wewnętrznym happenin­gu opowiada on jak pisarz, czyli ten, kto tworzy lub kształtuje język.

Tworzenie i kształtowanie języka mo­że oznaczać różności, w Bitniku Gorgolewskim oznacza orgię neologizmową w zupełnie innym stylu niż u Marka Słyka. Słyk działa jak indywidualny eksperymentator (maniak językowej logi­ki), Pilot jak odkrywca naturalnych procesów językowego życia. Takiego życia, z jakiego mógł wyniknąć Żywot własny robotnika Jakuba Wojciechowskiego. Jakub Wojciechowski dał świa­dectwo procesom językowego życia nieświadomie i niejako ex post (korzystał z gotowych wytworów językowych swo­jej społeczności), Pilot demonstruje w narracji proces językowego życia m flagranti, słowa rodzą się na naszych oczach, nie było ich przedtem, pojawia się potrzeba ich użycia, możliwości, że­by potrzebie sprostać, nie brakuje.

Orgia neologizmową w Bitniku Gorgolewskim jest także przejawem tego, że Pilot się pisarsko zbiesił. Z postną recepturą językową Pilot nie liczył się nigdy, do językowych zapustów doszło jednak dopiero w powieści, z której wszelką układność przepędzono za gó­ry, za lasy.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content