copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
JOŁOPIZM
Jołopizm należy do najpoważniejszych zjawisk kulturalnych w dzisiejszej Polsce, znajomość jego fenomenów jest powinnością kulturalną każdego, kto nie chce odstawać od obowiązującego poziomu kulturalnej edukacji.
Kategorii jołopizmu nie należy utożsamiać z jołopstwem, jołopieństwem, jołopnością lub jołopicznością, kategoria ta dotyczy wprawdzie także zwykłego jołopa (jołopus naturalis), ale podstawą wyodrębnienia tej nowej kategorii w dziedzinie antropologii kulturalnej stanowi jołop z akademickim wykształceniem (jołopus doctus).
Z jołopa zwykłego przekształcił się on w jołopistę, czyli kogoś, kto zerwał z przyrodzonym jołopstwem i przetworzył je (wykreował) w teorię sztuki (zwłaszcza literatury) lub w dyscyplinę naukową.
Ta dyscyplina – głównie literaturoznawstwo – może się przekształcić z kolei w prawdziwą jołopologię, jeśli badania obejmą przejawy samego jołopizmu i staną się tym samym autotematyczne.
Jołopizm jako dyscyplina naukowa polega dziś jeszcze na badaniu tego wszystkiego, co jołopizmem się nie stało, ma więc na celu jołopiczną absorbcję niejołopicznego otoczenia.
Czas teraźniejszy przynosi gwałtowny i ekspansywny rozwój jołopizmu, dzięki temu sfera postkomunistycznego niejołopizmu podlega zrozumiałej limitacji i nawet eksterminacji.
Ekspansja jołopizmu oznacza jołopizację, która w ostatniej dekadzie wieku i tysiąclecia powinna doprowadzić do całkowitej hegemonii naszej naukowej nauki.
Czas jołopicznej połowiczności trzeba wykorzystać na intensywną jołopizację i na konsekwentną likwidację przejawów niejołopizmu, na przykład w postaci reliktów nienaukowego intuicjonizmu i zapyziałego pod względem naukowym empiryzmu.
W działalności likwidatorskiej do dyspozycji jest sprawdzona metoda likwidacji w czystych rękawiczkach, jest to likwidacja przez zignorowanie, czyli obiektywnie sprawiedliwa metoda naukowej ignorancji, zgodna z głównym pryncypium jołopizmu: poza jołopizmem niczego nie ma, nie będzie i być nie może, chyba że z naszego powołania.
Powołało się w jednym dziesięcioleciu trzech młodych prozaików, więc będą, są trzy prozaiczki, nikomu, jak dotychczas, nie przeszkadza, że to wysłużone grafomanki, niegrafomanek, które podobno się pojawiają, nie uzna się, nie powoła i nie będzie jołopizować.
Poetów i krytyków nie będzie się powoływać, są nimi ci, którzy pełnią obowiązki powoływania, oni nimi byli, są i będą po wiek wieków, choćby nikim być nie mogli i niczego nie robili.
Metodą naukowej ignorancji dowiedzie się, że niejołopizmu właściwie nie ma, ponieważ nie zaistniał on nawet w pomnikowych rejestrach bibliografii kulturalnej, literackiej i jakiejkolwiek innej, jeśli spełniają one wymogi naukowego obiektywizmu.
Dekadowe zadania finalnej jołopizacji mogą się okazać trudne i będą wymagać maksymalnej mobilizacji wszystkich sił jołopicznych.
W jednej dekadzie trzeba będzie zjołopizować całe najbliższe otoczenie i przysposobić do jołopizmu tak zwaną klasykę od Platona i świętego Augustyna do Prousta i Tomasza Manna. Po Prouście i Mannie klasyka światowa zaginęła, dobrać się do niej będzie można, jeśli się znajdzie, jak znalazł się Umberto Eco.
W rodzimej tradycji nie da się poprzestać na Żeromskim i Marii Dąbrowskiej, tak by było najwygodniej, ale nie wypada. Likwidacyjna metoda naukowej ignorancji musi być stosowana z umiarem i z wyczuciem, zadań jołopizacji nie należy pomniejszać. Nie popuści się Schulzowi i Gombrowiczowi, zjołopizuje się Macha i Hłaskę, nawet ze Stanisława Piętaka zrobi się jołopicznego katastrofistę, z niczego nie należy rezygnować, jeśli sposób na jołopizację ma się pod ręką.
Wobec żywych potrzebna jest czujność, tylko zmarli nie są w stanie podskakiwać. Jednych i drugich, jeśli tylko się daje, należy tak zmacerować, żeby wszyscy stali się jednakowi i całkowicie, jeden z drugim, wymienni.
Czesław Miłosz powinien być wymienny z Mikołajem Sępem Szarzyńskim, Jan Lechoń z Juliuszem Słowackim, Zbigniew Herbert z Ignacym Krasickim, Ernest Bryll z Cyprianem Kamilem Norwidem.
Istniałaby wtedy prawdziwa równość aksjologiczna, czyli ideał jołopiczny sięgnąłby bruku. Dobrze byłoby, gdyby przy okazji przykrył czarną dziurę.
Czarna dziura nie zapełni się, ale nie będzie jej widać, więc cierpienie z powodu czarnej dziury będzie mniej dotkliwe i w jołopizacji nie będzie przeszkadzać.
Do odnalezionej czarnej dziury nikt się pchać nie będzie. Kategorię jołopizmu będzie się rozszerzać i pogłębiać tylko w zależności od potrzeby. Na razie jej (potrzeby) nie ma. Własnych czarnych dziur robić nie należy, cudze trzeba zakryć, choć ich odkrycie i zobaczenie jest najbardziej spektakularnym osiągnięciem naukowym.
Odkrycie nastąpiło w imię i dla dobra prawdziwej nauki, jołopizm służy prawdzie i tylko prawdzie. Na tej służbie polega jego zasługa. Miejmy nadzieję, wiekopomna.
Warszawa, 14 lipca 1990
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy