Jołopizm, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1990

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

JOŁOPIZM

Jołopizm należy do najpoważniejszych zja­wisk kulturalnych w dzisiejszej Polsce, znajo­mość jego fenomenów jest powinnością kultu­ralną każdego, kto nie chce odstawać od obowiązującego poziomu kulturalnej eduka­cji.

Kategorii jołopizmu nie należy utożsamiać z jołopstwem, jołopieństwem, jołopnością lub jołopicznością, kategoria ta dotyczy wpraw­dzie także zwykłego jołopa (jołopus naturalis), ale podstawą wyodrębnienia tej nowej katego­rii w dziedzinie antropologii kulturalnej stanowi jołop z akademickim wykształceniem (jołopus doctus).

Z jołopa zwykłego przekształcił się on w jołopistę, czyli kogoś, kto zerwał z przyro­dzonym jołopstwem i przetworzył je (wy­kreował) w teorię sztuki (zwłaszcza literatury) lub w dyscyplinę naukową.

Ta dyscyplina – głównie literaturoznawstwo – może się przekształcić z kolei w prawdziwą jołopologię, jeśli badania obejmą przejawy samego jołopizmu i staną się tym samym autotematyczne.

Jołopizm jako dyscyplina naukowa polega dziś jeszcze na badaniu tego wszystkiego, co jołopizmem się nie stało, ma więc na celu jołopiczną absorbcję niejołopicznego otocze­nia.

Czas teraźniejszy przynosi gwałtowny i ekspansywny rozwój jołopizmu, dzięki temu sfera postkomunistycznego niejołopizmu pod­lega zrozumiałej limitacji i nawet ekstermina­cji.

Ekspansja jołopizmu oznacza jołopizację, która w ostatniej dekadzie wieku i tysiąclecia powinna doprowadzić do całkowitej hegemo­nii naszej naukowej nauki.

Czas jołopicznej połowiczności trzeba wy­korzystać na intensywną jołopizację i na konsekwentną likwidację przejawów niejołopizmu, na przykład w postaci reliktów nienaukowego intuicjonizmu i zapyziałego pod względem naukowym empiryzmu.

W działalności likwidatorskiej do dyspozy­cji jest sprawdzona metoda likwidacji w czy­stych rękawiczkach, jest to likwidacja przez zignorowanie, czyli obiektywnie sprawiedliwa metoda naukowej ignorancji, zgodna z głów­nym pryncypium jołopizmu: poza jołopizmem niczego nie ma, nie będzie i być nie może, chyba że z naszego powołania.

Powołało się w jednym dziesięcioleciu trzech młodych prozaików, więc będą, są trzy prozaiczki, nikomu, jak dotychczas, nie przesz­kadza, że to wysłużone grafomanki, niegrafomanek, które podobno się pojawiają, nie uzna się, nie powoła i nie będzie jołopizować.

Poetów i krytyków nie będzie się powoły­wać, są nimi ci, którzy pełnią obowiązki powoływania, oni nimi byli, są i będą po wiek wieków, choćby nikim być nie mogli i niczego nie robili.

Metodą naukowej ignorancji dowiedzie się, że niejołopizmu właściwie nie ma, ponieważ nie zaistniał on nawet w pomnikowych rejes­trach bibliografii kulturalnej, literackiej i jakiejkolwiek innej, jeśli spełniają one wymogi naukowego obiektywizmu.

Dekadowe zadania finalnej jołopizacji mo­gą się okazać trudne i będą wymagać maksymalnej mobilizacji wszystkich sił jołopicznych.

W jednej dekadzie trzeba będzie zjołopizować całe najbliższe otoczenie i przysposobić do jołopizmu tak zwaną klasykę od Platona i świętego Augustyna do Prousta i Tomasza Manna. Po Prouście i Mannie klasyka świa­towa zaginęła, dobrać się do niej będzie można, jeśli się znajdzie, jak znalazł się Umberto Eco.

W rodzimej tradycji nie da się poprzestać na Żeromskim i Marii Dąbrowskiej, tak by było najwygodniej, ale nie wypada. Likwida­cyjna metoda naukowej ignorancji musi być stosowana z umiarem i z wyczuciem, zadań jołopizacji nie należy pomniejszać. Nie popuś­ci się Schulzowi i Gombrowiczowi, zjołopizuje się Macha i Hłaskę, nawet ze Stanisława Piętaka zrobi się jołopicznego katastrofistę, z niczego nie należy rezygnować, jeśli sposób na jołopizację ma się pod ręką.

Wobec żywych potrzebna jest czujność, tylko zmarli nie są w stanie podskakiwać. Jednych i drugich, jeśli tylko się daje, należy tak zmacerować, żeby wszyscy stali się jedna­kowi i całkowicie, jeden z drugim, wymienni.

Czesław Miłosz powinien być wymienny z Mikołajem Sępem Szarzyńskim, Jan Lechoń z Juliuszem Słowackim, Zbigniew Herbert z Ignacym Krasickim, Ernest Bryll z Cyprianem Kamilem Norwidem.

Istniałaby wtedy prawdziwa równość aksjo­logiczna, czyli ideał jołopiczny sięgnąłby bruku. Dobrze byłoby, gdyby przy okazji przy­krył czarną dziurę.

Czarna dziura nie zapełni się, ale nie będzie jej widać, więc cierpienie z powodu czarnej dziury będzie mniej dotkliwe i w jołopizacji nie będzie przeszkadzać.

Do odnalezionej czarnej dziury nikt się pchać nie będzie. Kategorię jołopizmu będzie się rozszerzać i pogłębiać tylko w zależności od potrzeby. Na razie jej (potrzeby) nie ma. Własnych czarnych dziur robić nie należy, cudze trzeba zakryć, choć ich odkrycie i zobaczenie jest najbardziej spektakularnym osiąg­nięciem naukowym.

Odkrycie nastąpiło w imię i dla dobra prawdziwej nauki, jołopizm służy prawdzie i tylko prawdzie. Na tej służbie polega jego zasługa. Miejmy nadzieję, wiekopomna.

Warszawa, 14 lipca 1990

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content