Klekot, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1980

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

KLEKOT

Lot… Adama Kulika (moja lektura maszynopisu 1980) jest samodzielnym przejawem zerwania z konwencjonalną narracją powieściową. W tym, co nazywam rewolucją artystyczną w pro­zie, decydującą rolę odgrywają pisarze bez polonistycznego czy filologicznego wykształcenia (Redliński, Łoziński, Schubert, Kirsch, Słyk, Bitner, Się jak, Wojciech Czerniawski i inni), wśród pisarzy z wykształceniem lite­rackim mało kogo stać na taką śmiałość jak Drzeżdżona, który kanony edukacji literackiej ostentacyjnie zlek­ceważył, Sterna-Wachowiak na przykład czy Kurpisz borykają się ciągle z ciężarem bagażu polonistycznej edu­kacji, na tym tle zamach na konwencję tak udany jak w Locie… Adama Kulika nabiera szczególnego znaczenia.

Konwencję rozsadza się tu jak gdy­by od wewnątrz, wybuch nastąpił w samym środku konwencjonalnej ma­terii literackiej, w języku na wskroś literackim, wyczytanym z literatury, przywłaszczonym sobie całkowicie (nie jak u Trziszki pół na pół), zidentyfi­kowanym także z postaciami mowy wewnętrznej.

Zapis mowy wewnętrznej (w tym wypadku głównie zapis funkcjonowa­nia świadomości) jest podstawowym i nadrzędnym w stosunku do innych składnikiem zapisu literackiego w Lo­cie… Adama Kulika. To zbliża Lot… do prozy Donata Kirscha (mam na myśli nie tylko Liście croatocm), choć są to zjawiska różne i całkowicie niezależne.

Kirsch nie walczy z konwencjonal­nym językiem literackim, nic go on po prostu nie obchodzi, mowę wewnętrzną, która Kirsch zapisuje, ukształ­tował syndrom nowej wrażliwości plastycznej, muzycznej i nowej świadomości fizyczno-kosmologicznej, on pisze tak, jakby z kanonami polszczyzny literackiej nigdy się nie zetknął, głupcy nawet go p to posądzają, tak samo, jak posądzają Drzeżdżona i Łozińskiego, Głowackiego oszczędzając tylko dlatego, że jego proweniencja kulturalna jest powszechnie znana.

Adama Kulika o brak edukacji lite­rackiej nikt nie będzie mógł posądzać nawet wtedy, gdy z niewiarą przyjmie rejestr nazwisk pisarzy, których czytał narrator Lotu… (kilka stron maszyno­pisu). Świadectwem edukacji literackiej i językowej jest cały tekst utwo­ru, nie wyłączając zapisu żargonu studenckiego, bo jest to przy wszyst­kich osobliwościach żargon typowo po­lonistyczny.

Do zburzenia gramatyczno-składniowych i logicznych kanonów literackie­go, języka wystarcza autorowi Lotu… sam wybór nastawienia empiryczno-badawczego wobec praktyk języko­wych. Zapis literacki Kulika ma na względzie to, jak się myśli (jak funkcjonuje świadomość), jak się mówi nieoficjalnie i nawet oficjalnie (mowa wykładowców), jak się pisze w po­trzebie praktycznej (zespół chwytów parastenograficznych), wzgląd taki sprawia, że kanon poprawności roz­pada się w proch i w pył, język wyzwala się z jarzma, zaczyna oddy­chać i ożywa, choć jest to akurat taki język, który, gdyby go utrzymać w jarzmie, byłby martwy i zużyty lite­racko.

Narrator Lotu… ma rację, gdy mi­mochodem zapisuje, że forma to tylko przejaw czegoś istotniejszego, tym czymś istotniejszym jest w Locie… literackie wydobycie na jaw rzeczywistej (nie kłamanej) świadomości kogoś, kto w zgodzie ze swoją wewnętrz­ną prawdą chce ujawnić swój sposób reagowania na świat, w którym żyje, chce zademonstrować swoje wewnętrz­ne z nim (ze światem) stosunki, cze­go robić nie byłoby warto, jeśli miałyby to być stosunki po tysiąckroć identycznym słowem literacko opi­sane.

Opisy ludzkich stosunków ze świa­tem narrator zna, literatura kształto­wała jego rozumienie wszystkiego, może nawet stanowiła ucieczkę przed cierpieniem, przed brakami i presjami życia, zna on także prawidła języko­wych i literackich praktyk, przywo­łuje je (plan pisania o pisaniu pojawia się w narracji raz po raz w takim lub innym sygnale słownym), stwier­dzając ich żywą jeszcze wartość lub martwotę, demaskując – zwłaszcza w końcowych partiach Lotu… – cy­niczne lufo prześmiewcze ich zastoso­wania w parodiach literackiego słowa kłamstwa, słowo kłamstwa odrzuca się jednak, szuka się w słowie cienia lub resztki prawdy, tkwi ona często tylko w słowie „złamanym”, w słowie wyr­wanym z pokładów językowej martwi­cy, w słowie samotnym.

Dlatego zapisywanie słów zostanie tu przyrównane do kopania rowu, któ­rym – być może – nigdy nie popły­nie woda, jest więc się świadomym ryzyka, jakie się kryje w zapisywaniu słów, przypomina się gdzieś słowa Prusa, który przewidywał, że w cza­sie, kiedy żyje narrator Lotu… w Warszawie będzie 50 000 konnych do­rożek, dzisiaj można już nie rozumieć, co znaczy „konna dorożka”, słowa starzeją się, sklerotycznieją, choć ja na przekór autorowi Lotu… gotów jestem twierdzić, że słowa Kochanowskiego sprzed czterystu lat w ogromnej częś­ci pozostały żywe, że żyły one w cza­sach Prusa (Listy emigrantów z Bra­zylii i Stanów Zjednoczonych 18901891) i żyją dziś, istnieją bowiem nie­skończone dystynkcje między słowami, trzeba te dystynkcje znać lub przeczuwać, wtedy się jest prawdziwym pi­sarzem.

Autor Lotu… opukuje słowa takie, jakie słyszy, jakimi myśli, to opuki­wanie jest rzeczywistą wartością jego utworu, wie on, że w słowach pustych dudni pustka, że słowa martwe klekocą jak kościotrupy, że słowa byle jakie dokuczliwie brzęczą, dudnienie, klekot, brzęki słów stanowią źródło udręki narratora Lotu… jest to człowiek udręczony słowem, a więc ży­ciem, ale opowiada swoją udrękę ży­ciową prawdziwie, kopie swój rów z uporem, ja chcę być tym, kto mu wyrazi uznanie.

W sensie redakcyjnym nie widzę nic do zrobienia w tekście Lotu… Tra­fiają się w tekście rzeczy niezrozu­miałe dla mnie, można mieć jednak pewność, że będą one zrozumiałe dla innych, nie musi być tak, żeby każdy wszystko rozumiał co do przecinka (interpunkcję stosuje autor indywi­dualną, jest to interpunkcja funkcjo­nalna wobec języka mówionego), co do każdego parastenograficznego zapi­su zbitek słów, najważniejsze, że bez trudu rozumie się Lot… jako całość. Redaktor techniczny będzie miał z tekstem Lotu… mnóstwo kłopotów, mało kto jednak ma łatwe życie, wszyscy się męczą.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content