copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
KOBIECA MĄDROŚĆ
Powieść Haliny Danilczyk Brasilia jest we mnie (pierwsza nagroda w konkursie otwartym LSW, 1977) może się podobać lub nie podobać, jest to jednak bezspornie utwór ambitny, przewyższający wartością debiut tej autorki i Jej późniejsze książki. Utwór jest zapisem całodziennego funkcjonowania świadomości młodego człowieka, który wykonuje zawód inkasenta. Monologiem wewnętrznym tej postaci rządzi obserwacja miejskiej codzienności i refleksja nad tą codziennością, a także refleksja nad wyborem drogi życiowej. Introspekcja nie zajmuje w tym monologu wiele miejsca, świadomość bohatera tej powieści jest skierowana na zewnątrz, czyta się tu „wieloraką rzeczywistość” zewnętrznego świata i poddaje ją myślowej ocenie.
Refleksje i oceny mają taki charakter, jaki mogą mieć przy założeniach tej powieści. Myśli się tu dla siebie, co nie oznacza zresztą formalnej dezorganizacji zapisu, lecz jedynie brak tych efektów, które ma się na względzie dopiero wtedy, gdy się w jakiejkolwiek formie myśli przekazuje innym.
W Brasilia jest we mnie nie ma retoryki, publicystyki i temu podobnych rzeczy. Treści społeczne wypełniają tę powieść, występują one jednak tylko – żeby tak powiedzieć – w prywatnej formie. O tę „prywatność” formy dba się w powieści bardzo konsekwentnie, nie eliminując tego wszystkiego, co podkreśla autentyzm tej „prywatności”. Innymi słowy, formę monologu wewnętrznego traktuje autorka serio.
Widzenie i myślenie bohatera powieści jest zdeterminowane podwójnością jego sytuacji życiowej: jest on tak zwanym szarym człowiekiem i jednocześnie kimś, komu marzą się osiągnięcia twórcze. Tę podwójność wykorzystuje autorka bardzo umiejętnie. Pewna ryzykowność utworu wynika z tego, że dołącza się tu coś, czego autorka w tym utworze nie planowała. W widzeniu i myśleniu realnego inkasenta i potencjalnego architekta ujawnia się – już niezależnie od premedytacji artystycznej – kobiecość. Przy lekturze tego utworu bardzo często myśli się o tym, że tego mężczyznę kreuje kobieta, która nie potrafi ukryć swojej duchowej kobiecości, że ta kobiecość ciągle dochodzi do głosu.
Sukces, jaki Halinie Danilczyk przyniosła powieść Brasilia jest we mnie, zwróci – można przypuszczać – uwagę na nazwisko autorki, której pisarstwo nabiera z utworu na utwór własnego smaku. Jest to pisarstwo kogoś po kobiecemu bardzo subtelnego, kto subtelność łączył najpierw z rozwiniętym instynktem wychowawczo-opiekuńczym, czego wynikiem był dydaktyzm pierwszych utworów, kto intencje dydaktyczne zaczyna z kolei łączyć z manifestacją mądrości doświadczonej życiowo i w pełni ukształtowanej intelektualnie kobiety. Halina Danilczyk nie ma pisarskiej autonomii Hanny Malewskiej czy Marii Kuncewiczowej, nie ma się jednak wątpliwości, że autonomia taka przy jakichś szczęśliwych koincydencjach byłaby u niej możliwa.
Powieść Łowy (moja lektura maszynopisu 1978) potwierdza najlepsze wrażenia, jakim po przeczytaniu Brasilia jest we mnie dał ustnie wyraz Jarosław Iwaszkiewicz. W sensie intelektualnym – jako manifestacja kobiecej mądrości – Łowy przewyższają powieść nagrodzoną. W Brasilia jest we mnie razi niektórych kobieca „miękkość” narracji młodego mężczyzny. W Łowach znalazła autorka wyjście ze swoich kłopotów narracyjnych intelektualnie bezbłędne, przepuszczając narrację mężczyzny przez filtr narracji kobiety, dla której umierający mężczyzna w sile wieku jest trochę synem, trochę przyjacielem, w każdym razie kimś egzystencjalnie i filozoficznie najbliższym.
Kłopoty narracyjne Haliny Danilczyk z relacją kobiecość – męskość są bardzo podobne do kłopotów Juliana Kawalca z relacją inteligenckość – chłopskość. Autorka Łowów znalazła z nich nie tylko bezbłędne wyjście praktyczne, ale zdobyła się na interesujące filozoficznie uzasadnienia swojej narracyjnej praktyki. Rozwiązań kwestii wielogłosowości i jednogłosowości w narracji szuka się dziś zwykle u Bachtina, Halina Danilczyk wsparła się własnymi wnioskami z koncepcji, które trochę po omacku rozważał Leon Chwistek.
W Łowach obowiązuje jednogłosowość taka, jaką umożliwia świadoma rezygnacja ze świadomej wielogłosowości. Jest to więc jednogłosowość krytyczna, która pod pewnymi względami góruje nad wielogłosowością. Narratorka Łowów w pierwszej części utworu (Wywiad z gwiazdą) referuje – świadoma tego, co robi – narrację mężczyzny, w drugiej części natomiast (Polowanie na wiewiórki) przechodzi do narracji o sobie, definiując relację między sobą a owym mężczyzną w planie egzystencjalnym, filozoficzno-moralnym i także filozoficzno-narracyjnym.
Łowy nie mają być powieścią o pisaniu powieści, w pewnym zakresie jednak są. Narratorka w swobodny terminologicznie sposób określa nader dokładnie swój status narracyjny wobec drugiego człowieka, którego chce zrozumieć, któremu w sensie egzystencjalnym i filozoficzno-moralnym przypisuje wyższość nad sobą. O relacji poznawczej człowiek – człowiek (co przenosi się łatwo na relacje narracyjne i odbiorcze literatury) nie mówi się tu filozoficznie nic nowego, ale o tym, co z tego zakresu wiedzieć trzeba, mówi się z takim zrozumieniem, że pozazdrościć by go mogli pisarze od Haliny Danilczyk o wiele wybitniejsi i o wiele bardziej znani. Trzeba w skomplikowanych sprawach czytania człowieka lub dzieła sztuki być dobrze zorientowanym, żeby pisać o nich najprościej jak można:
„Nie zmienia to faktu, że po każdym zadanym pytaniu, najpierw uzyskiwałam od siebie i o sobie odpowiedź. Czasem, ale raczej rzadko, była łudząco podobna do tej, jaką otrzymywałam od niego. Częściej wprowadzała zamęt niemej dyskusji. Przeczenie: ja postąpiłabym inaczej. Zdziwienie: więc można i tak? Rozczarowanie: mnie niestety to czy tamto inaczej się ułożyło”.
Narratorka Łowów, zdając sobie sprawę z wszystkich różnic a nawet przeciwstawności między sobą a kimś drugim, szuka w nim i odkrywa siebie lub sobą go obdarza. Różnice i przeciwieństwa wynikają z odrębności sytuacji egzystencjalnych i postaw – niekoniecznie świadomych – filozoficzno-moralnych (on w życiu wygrywał i nawet wobec śmierci na swój sposób wygrywa, ona przegrywała, on jest człowiekiem działania i tworzenia, ona człowiekiem rezygnacji i platonicznej autorefleksji), istnieje jednak między nimi wspólność – jeśli nie identycznego, to wzajemnie zrozumiałego – wyposażenia duchowego.
Psychiczna „miękkość”, którą w Łowach odkrywa się w człowieku twardym, nie może budzić takich wątpliwości, jakie mogła budzić w Brasilia jest we mnie, ponieważ narratorka Łowów bierze ją na swój rachunek. Co nie znaczy zresztą, że jest to „miękkość” wymyślona i fałszywa. Chodzi tu jedynie o usprawiedliwienie dla literackiej ekspresji tej „miękkości”. Mężczyzna, jeśli nie jest artystą szczególnego rodzaju (nie bywa nim ani architekt, ani sportowiec i uczony), sferze swojej psychicznej „miękkości” nie daje wyrazu, stanowi ona jedynie jego ukryty bagaż.
W ujawnianiu ukrytych treści psychicznych, ukrywanej wrażliwości mężczyzn można widzieć atrakcyjność pisarstwa Haliny Danilczyk. Autorka umiejętnie korzysta w tym z różnych inspiracji literackich, w Łowach widać dosyć wyraźnie inspirację powieści Doderera Każdy może być mordercą, nie oznacza to jednak żadnej istotnej zależności od austriackiego pisarza. Halina Danilczyk jest w swoim pisaniu sobą, jest wrażliwym, samodzielnie myślącym człowiekiem, jest doświadczoną i mądrą kobietą, jakich w życiu, a już zwłaszcza w literaturze, nie spotyka się za często.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy