Koincydentalność, Twórczość 3/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

KOINCYDENTALNOŚĆ

W moim tekście wykorzystanym jako posłowie do Wszędobylstwa porządku (1997) daję do zrozumienia, że Adam Wiedemann nie zmieścił w debiutanckim zbiorze opo­wiadań wszystkiego, czym jako autor opowiadań dysponował.

Komplement, jaki na tym fakcie zbudowałem, Adam Wiedemann niejako kwestio­nuje w zdaniu autokomentarza na okładce zbioru opowiadań Sęk Pies Brew.

Sugeruje mianowicie istotną odrębność intelektualną utworów pierwszego i drugiego zbioru, określając nawet efektownie charakter tej odrębności. W pierwszym zbiorze pisze się „o wszystkim”, w drugim o tym, co pozostaje do napisania, gdy pierwsze ma się poza sobą.

Nie w pełni ujawniana chronologia powstawania utworów nie potwierdza czegoś takiego jednoznacznie, spora ich część powstawała niemal w tym samym czasie.

Myśli się raczej, że autor stosunkowo wcześnie – zaraz po pierwszych próbach pisa­nia – kształtował równolegle dwa odrębne zbiory, drugiemu nadając większą, niż była możliwa w pierwszym, spójność intelektualną.

Znaczenie określenia „o wszystkim” nie jest filozoficzne, nie odnosi się do całości bytu, ono jest incydentalne, oznacza różnorodność, którą ma scalić tytuł.

Dlatego mój brak entuzjazmu dla tytułu musiał być przez autora zlekceważony.

Mnie się nie podobała jego jednoznaczność, choć myślałem, że nie podoba mi się samo słowo wszędobylstwo.

Jednoznaczność pierwszego tytułu zrekompensował Wiedemann wyszukaną zaba­wowością drugiego.

Głowiłem się nad jego sensem, złościłem na jego niewygodę, Tadeusz Komendant zrozumiał w nim wszystko co trzeba, gdy tytuł ten po raz pierwszy usłyszał ode mnie.

Mnie zwiodła pisana polszczyzna, Komendant od razu odkrył mówioną francuszczyznę.

Po francusku tytuł ma sens, po polsku nie ma, ale Wiedemannowi tym razem żaden sens w tytule nie jest potrzebny.

Kompozycja pięciu utworów zbioru jest pod każdym względem tak przemyślana, że coś takiego zdarza się jeszcze czasem w zbiorach wierszy, ale już prawie nigdy w zbio­rach opowiadań.

Drugi zbiór opowiadań jest u Wiedemanna skomponowaną całością, w której, jeśli sugestia autorskiego autokomentarza nie ma być zmyłkowa, musi być coś choćby w części przeciwstawnego w stosunku do prozatorskiego debiutu.

Hipotetyczna przeciwstawność ważniejsza jest dla rozumienia pierwszego zbioru niż drugiego.

W drugim pięć kawałków lub części współtworzy intelektualny sens całości, w pier­wszym trzeba wybrać między dwoma słowami eksplikacji tytułowej.

Szczęśliwie dla mnie istotniejsze logicznie – wbrew gramatyce i składni – jest słowo porządek, czyli u Wiedemanna jakaś ogólna zasada wszystkiego, konieczny lub czymś usprawiedliwiony bieg rzeczy.

Jeśli tak rozumiany porządek miałby pasować do piętnastu kawałków narracyjnych pierwszego zbioru, to proste przeciwieństwo porządku – nieporządek – do pięciu kawałków drugiego zbioru nie bardzo pasuje.

Martwić się jednak nie ma żadnej potrzeby, do całkowitych przeciwieństw i sprze­czności Adam Wiedemann nie ma ani serca, ani rozumu, ani wyobraźni.

Nieprzypadkowo stał się on uosobieniem mediacji między Krakowem a Warszawą, jeśli mi wolno wyminąć personalia.

Wybór między tak i nie dla niego nie istnieje, on potrafi wybierać między jednym „tak i nie” a drugim, jednoczesne „tak i nie” ma dla niego wiele postaci, różni się proporcjami swoich opozycji.

W takim stanie rzeczy zasada koincydencji, która ukierunkowuje pięć narracji zbioru Sęk Pies Brew, może być spadkiem po zasadzie porządku, której działanie wskazuje się w piętnastu narracjach debiutu.

Głupstwem jednak i to jak najbardziej kompromitującym byłoby przypuszczenie, że w działaniach narracyjnych Adama Wiedemanna przejawia się jakakolwiek postać tego, co nazywa się literackim ilustracjonizmem.

Ilustracjonizm – tym razem ściśle intelektualny, ściśle filozoficzny – musiałby oznaczać u Wiedemanna wierność krakowskim pryncypiom artystycznym i skazywałby go na artystyczną nieautentyczność, na podległość nieartystycznym dyskursom.

Od tego wolne jest Wszędobylstwo porządku w całości, stąd mój entuzjazm dla tego prozatorskiego debiutu.

Posądzenie o coś takiego opowiadań zbioru Sęk Pies Brew dałoby Wiedemannowi prawo wyzwania oszczercy na pojedynek.

On pracuje w materii swojego doświadczenia poprzez kształtowanie języka i kompo­zycji. Jak rzeźbiarz poprzez kształtowanie drewna lub kamienia, jak malarz poprzez pracę w kształtach i kolorach, jak kompozytor poprzez wybór dźwięków i ich organizację.

Sens i znaczenie muszą być rezultatem tej pracy i u autentycznych artystów są, jest to warunek bezwzględny, żeby sztuka mogła być sztuką.

Wypowiedzią narracyjną o warunkach istnienia i postaciach sensu jest opowiadanie Sens życia, dopowiada się w nim nader dobitnie raz jeszcze, czego się w sztuce nie chce, czego się w niej nie chciałoby widzieć.

Adam Wiedemann nie stroni nigdy od zbliżeń do granicy, gdzie zaczyna się sztuka o sztuce, w tym opowiadaniu idzie dalej, niż to się zdarza u jego mistrza Gombrowicza, „opowiadanie śródziemnomorskie” (podtytuł) jest opowiadaniem jakby borgesowskim z ducha i formy.

Witold Gombrowicz patronuje Wiedemannowi niepodzielnie w pracy nad kompozy­cją swoich narracji, nad kształtowaniem w nich związków między zdarzeniami, nad budową „łańcuchów zdarzeń”.

Widać to – paradoksalnie – w trzech najbardziej własnych opowiadaniach zbioru, w Eliadzie, w Gwałtownym pogorszeniu słuchu, w Kapitanie.

W nich jest Wiedemann z jednej strony najbardziej gombrowiczowski, z drugiej najbardziej niezależny.

To drugie zawdzięcza wzmocnieniu – w relacji do Gombrowicza, do Kosmosu przede wszystkim – elementu koincydentalności.

U Gombrowicza koincydentalność zawsze występuje, nigdy jednak – także w Kos­mosie, który dla Wiedemanna jest najważniejszy – nie mogłaby górować nad logiką i przemożną racjonalnością. Zdarzenia u niego nie tylko przystają do siebie, ale z siebie wynikają. Inaczej może jest tylko w Trans-Atlantyku.

Adam Wiedemann – właśnie poprzez ideę koincydentalności i jej funkcję w struktu­rach narracyjnych – jest najbardziej ufilozoficznionym pisarskim potomkiem Gombro­wicza, to go wyróżnia od braci z tego pokrewieństwa, od Marka Gajdzińskiego i Wal­demara Bawołka.

Przy wszystkich zależnościach fundamentem niezależności ucznia od mistrza nie jest filozofia, lecz odrębność wrażliwości na język, inny stosunek do słowa.

Dla Gombrowicza słowo nie ma samodzielności, nie ma autonomii, ono istnieje w zdaniu, stylistycznie od niego zależy.

Wszystkie manipulacje stylistyczne, na jakie jest w stanie się zdobyć, nie kończą się na zdaniu, ale dopiero od zdania zaczynają.

W narracjach Gombrowicza dopiero zdania są stylistycznie swoiste, od tej swoistości słowo jest uzależnione, ona jest wobec niego nadrzędna.

Dla Adama Wiedemanna, który jest także poetą, wszystko się zaczyna od słowa, słowo u niego samo z siebie wykazuje stylistyczną aktywność, ono współtworzy stylisty­czne walory zdania, które staje się tym samym takie, jakby mogło być stylistycznie poli­foniczne.

Zdanie mistrza jest uładzone, stabilne i wewnętrznie jednorodne, w zdaniu ucznia skacze się od słowa do słowa jak przez płotki, powstaje z tego zdanie rozedrgane, rozchybotane i bliskie stanu chwiejności.

Mistrz osiąga wyrazistość stylistyczną i rozpoznawalność prawie już po jednym zda­niu, uczeń kokietuje wdziękiem i zabawowością każdego słowa i zdania, wciąga w ich ryzykowności, w ich żartobliwość, w ich nieodpowiedzialność.

Jeśli Adam Wiedemann ociera się o postmodernizm (boję się w tym względzie jakichkolwiek rozstrzygnięć), musiałby to być postmodernizm przede wszystkim stylistyczny.

Przyrodzony Wiedemannowi stosunek do słowa i do języka nie ma w sobie nic z postmodernistycznych kalkulacji i przymusów.

Wiedemann nie narzuca sobie żadnych obowiązków zabawy, on bawi się wszystkim – nade wszystko słowem i pisaniem – z wewnętrznej potrzeby, w sposób zgodny ze swoją duchową naturą.

Wewnętrzne potrzeby Wiedemanna zadziwiają swoim bogactwem, stąd bogactwo jego wszelakich artystycznych działań, stąd prawdziwy wdzięk wszystkiego, co przez te działania osiąga.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content