Krawędź, czytane w maszynopisie, Twórczość 1/1984

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

KRAWĘDŹ

Pytanie, czy silva rerum Dariusza Bitnera – Sam w śmietniku słów (moja lektura maszynopi­su 1983) – musi być tak gigantycznych rozmia­rów, muszę postawić, ponieważ wystąpiłby w nim pierwszy lepszy głupiec, żeby zapropono­wać rozćwiartowanie jej na cztery książki mniej więcej przeciętnej objętości. Byłaby to propo­zycja mordercza.

Rozmiar księgi Bitnera jest pochodną jej ca­łościowego zamysłu, zamysł ten polega na prezentacji procesu twórczego w ciągu wielu lat, całościowość prezentacji nie byłaby łatwo uchwytna, gdyby prezentację rozbić na części, całościowość jest tu kwalifikacją wyłącznie inte­lektualną, czyli uwarunkowaną rozumieniem sensu prezentacji procesu, sens unaocznia niejako sam ogrom pracy duchowej, na której proces twórczy polega, trzeba więc dać wiarygodne świadectwo tego ogromu.

Ogrom księgi Sam w śmietniku słów jest chyba akurat taki jaki powinien być. Pozatekstowo zwiększa go stała intelektualna obecność tych dzieł Dariusza Bitnera, które funkcjonują autonomicznie: powieści Ptak i Cyt oraz zbioru opowiadań Owszem. Idealna sytuacja, żeby i one znalazły się w jednym woluminie, byłaby praktycznie kłopotliwa.

Już to, co zostało napisane, narzuca skojarze­nie Samego w śmietniku słów z Miazgą Jerzego Andrzejewskiego. Podsuwając to skojarzenie jednocześnie dopowiadam: Sam w śmietniku słów jest tym, czym Miazga miała być i czym stać się nie mogła. Autorowi Miazgi nie spełniło się to, co zamierzył, ponieważ zamiar swój realizował w takim okresie całożyciowego procesu twórczego, którego (okresu) nieunikniony cha­rakter zignorował.

W Miazdze destrukcja zamierzona ma ukryć nieuniknioną destrukcje naturalną, gdy praca ducha wikła się w sieci nawyków myślowych i wyobraźniowych, gdy wyobraźnia obumiera. Taki okres procesu twórczego mógłby być sam w sobie fascynujący, ale pod jednym warunkiem, że on właśnie stałby się przedmiotem świadomej analizy i świadomej prezentacji.

Dariusz Bitner prezentuje swój proces twór­czy w okresie wstępnym, niemal od samego początku. Praca twórcza dokonuje się u niego w indywidualnie maksymalnym napięciu sił, na samej krawędzi indywidualnych możliwości twórczych. Destrukcja, jaką Bitner demonstru­je, ma inne źródła i inny charakter niż w Miazdze.

Nie splata się ona z przejawami zakłóceń procesu twórczego, lecz stanowi jego naturę. Kreacja bez destrukcji nie jest kreacją, kreacja jest każdorazowo stwarzaniem świata od począt­ku i na nowo. Dawna literatura musiała tę prawdę ukrywać, udawała ona, że nie autor stwarza opowiadany świat, lecz że świat istnieją­cy sam się w niej opowiada (znaczne partie teoretycznych rozważań Bitnera w Ja, pisarz dotyczą tej procedury), w nowej, w której mogli zaistnieć Gide i Gombrowicz, przestało to być obowiązkowe.

Proces twórczy (przynajmniej na tym etapie, na jakim go demonstruje) jest dla Bitnera procesem przede wszystkim poznawczym. Jedynym liczącym się i wiarygodnym narzędziem pozna­nia jest dla niego on sam jako osobowość ducho­wa i fizyczna. Jest więc tak, że podmiot poznania jest zarazem narzędziem i przedmiotem pozna­nia, co nie oznacza, jak go o to posądzają wszelkiej maści pismatoły, żadnego solipsyzmu, egotyzmu i pokrewnych idiotyzmów. On sam jest dla siebie najbliższą, najbardziej dostępną i najbardziej dyspozycyjną cząstką tak zwanej rzeczywistości w jej nieskończonym a wiec na­wet kosmologicznym wymiarze.

Wymiar kosmologiczny (nie licząc literatury fantastycznonaukowej, która rzadko bywa literaturą) nie pojawia się w literaturze polskiej od czasów Mickiewicza i Słowackiego. Dopiero z inspiracji Borgesa ożywa zdolność myślenia o świecie w kategoriach kosmologicznych. Inspiracja Borgesa może istnieć u Bitnera, ale nie musi. Ziemią pisarską Dariusza Bitnera jest psychofizyczność człowieka, grunt zdecydowa­nie obcy Borgesowi. Z psychofizyczności „istnienia poszczególnego” wywodzi Bitner zarysy swoich makro i mikroświatów, ich podstawa jest materialistyczna i przyrodnicza, biologiczna przede wszystkim.

Pewno zbieżność kosmologii Bitnera z kos­mologią Borgesa jest natury estetycznej bardziej niż jakiejkolwiek innej. Są to kosmologie tyleż poważne co ironiczne, czy wręcz szydercze. U Bitnera, który podmiot i przedmiot poznania ulokował we własnej psychofizyczności, musi to być autoszyderstwo. Autoironia, autoszyderstwo i tragizm podmiotu twórczego księgi Sam w śmietniku słów przenikają się wzajemnie, stanowią jedność, która swoje składniki ujawnia jedynie w migotaniu i w błyskach materii narracyjnej.

Jawnie najbardziej autoszyderczy w zbiorze utwór Okno (nie jest to parodia eseju filozoficznego, jak sądzi autor) jest w sposób ukryty utworem tragicznym, odsłaniającym całą znikomość dostępnych możliwości poznawczych człowieka, jeśli odrzucić wszelkie bałamuctwa po­znawcze, którymi żonglują hochsztaplerzy (demaskacja znamiennych bałamuctw jest szczegól­nie ostra w utworze Józef P.).

Tragizm jest według Bitnera losem i przezna­czeniem każdej sztuki i każdego prawdziwego twórcy (Twórca i wistość) u twórcy, który całe­go siebie zamienia w narzędzie poznania poprzez sztukę i w jej podstawową materię, jest wyzwaniem i prowokacją wobec mocy znanych i nie znanych, poznawalnych i jak tajemnica życia nigdy nie do poznania.

Dariusz Bitner należy z pewnością do tych twórców, którzy swoje stosunki ze światem układaliby na zasadzie równorzędnego i lojalne­go partnerstwa, wie jednak, że na równorzędność i lojalność ze strony świata nie ma co liczyć, świat jest silniejszy i z natury podstępny, w twórcy, który utrwala imiona świata, wietrzy stałe dla siebie zagrożenie, może nawet jest to zagrożenie rzeczywiste, świat bowiem zmusza twórcę do walki o swoje prawo do istnienia.

Dramatyzm wzajemnych stosunków twórcy i świata organizuje i wypełnia narrację większości utworów Sam w śmietniku słów. Widzi się to zwłaszcza w utworach artystycznie sfinalizowa­nych: Kot, Na strychu, Wnętrzności (finał blo­ku narracyjnego Ja, pisarz) i zamykający księgę Rak, w którym stereotypowa sytuacja społeczna wyzwala w twórcy stany świadomości jak u Kafki. Twórca może przeciwstawić światu jedynie słowa, mają one moc tajemną, ale nie jest ona stałą właściwością słów, pojawia się i zatraca, słowa raz są potężne, innym razem są słowami ze śmietnika. Bitner jako pisarz działa ustawicznie na krawędzi między wiarą i niewiarą w moc słów. Jest to w każdym razie pisarz przez słowo pisane opętany.

Od czasów Edwarda Stachury nie zetknąłem się z fenomenem takiego opętania, choć opętanie Bitnera jest biegunowo różne. Bitner nie jest uwznioślaczem świata jak Stachura, nie chce świata sobą obdarzać, siebie i poprzez siebie świat bada jak uczony, a więc całkowicie na zimno i bezwzględnie, od uczoności różni go jedynie brak naiwności w stosunku do słowa (uczoność pod tym względem to zwykle naiw­ność absolutna), Bitner słowa także bezustannie

bada i weryfikuje, zna ich wszelką niedoskona­łość, nic nie jest mu tak obce jak zaufanie do słów. Stachura, doświadczywszy tak wiele, nie zaznał nigdy zwątpienia w moc słów, dla Bitnera jest to doświadczenie podstawowe, z tego do­świadczenia zrodziła się księga Sam w śmietniku słów, czyli księga pisarstwa o pisarstwie.

Za pisarstwo o pisarstwie uważa się często Wszystko jest poezja Stachury. Przy takim rozumieniu jest to jednak jeden z najśmielszych ,,snów o potędze” słowa pisanego. Z tego ,,snu o potędze” wyniknęły później nadludzkie (żeby nie powiedzieć, boskie) uzurpacje poematów filozoficznych Fabuła rasa i Oto.

Autor Samego w śmietniku słów, jeśli miałby śnić sen życzeniowy, śniłby o niepodważalnej prawomocności poznawczej słowa pisanego. Je­go świadomość pisarska uznaje w tym zakresie jedynie prawomocność względną, nieskończe­nie podmiotowo i przedmiotowo uwarunkowa­ną, podmiotowo i przedmiotowo nietrwałą i ulotną, we wszystkich do zakwestionowania, w niczym nie ostateczną, ustawicznie się dewa­luującą, zdewaluowaną tak, że tytuł księgi Sam w śmietniku słów, mógłby być zasadny, ale, na szczęście dla Bitner, nie jest. Nie ma w nim jednak nic z banalnej kokieterii. Świadomość najgorszego towarzyszy wszystkim działaniom pisarskim Bitnera, działa on pisarsko na krawę­dzi między wiarą i niewiarą w literaturę i jest to zarazem krawędź wiary i niewiary w sens życia, w jego wyższą niż tylko biologiczna wartość.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content