Kwestia sensu, Twórczość 1/1972

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

KWESTIA SENSU

Andrzej Twerdochlib, Godzina za godziną, Kraków 1971

Powieściom Czterej z lasu (1971) i Godzina za godziną najprościej było­by przypisać bez skrupułów to wszyst­ko, iż czego Twerdochlib kpił w Tema­cie (1969). To najprostsze wyjście mu­siałoby okazać się jednak wyjściem dosyć skomplikowanym. Że Twerdochlib zadrwił w Temacie z siebie jako auto­ra powieści Z braku dowodów (1968), to można łatwo zrozumieć. Że miałby drwić z siebie na wyrost, że wydrwi­wszy standardowość literacką z tym większym zapałem zabrał się do pisa­nia standardowych powieści, to już byłaby prawdziwa zagadka literacka albo psychologiczna. W drwinie bardzo często celują praktykujący wyznawcy i jest to znane zjawisko psychologii spo­łecznej, zwykle jednak występuje w nim rozdzielność form manifestacji oby­dwu nastawień. Manifestować je jednakowo publicznie i jawnie jest pra­wie niemożliwością.

Sprawa obydwu powieści Twerdochliba musi więc wyglądać zupełnie inaczej. Ich autor jest chyba daleki od podejrzeń, że ktokolwiek mógłby sko­jarzyć jego powieści z tym wszystkim, co zostało w Temacie wydrwione. Ta ewentualność nie jest już zagadkowa, jest całkiem banalna. O sobie samym można nie wiedzieć rzeczy najbardziej oczywistych i w zasadzie nie rzuca to cienia ani na inteligencję, ani na mądrość, ani na zdolności. To wszyst­ko nawet w najlepszym gatunku w pewnych okolicznościach lub w pew­nych zakresach musi zawieść i przy­trafia się to każdemu, nie wyłączając geniuszów. Prawzór pięty Achilleso­wej jest uniwersalny.

Słabość Twerdochliba – okazuje się – tkwi w jego poczuciu siły. Cho­ciaż nie zamierzam wycofać się ze swojej interpretacji Tematu (patrz Prozaiczne początki), skłonny jestem przyznać się, że widzę w tej powieści rezultaty, o których się autorowi nie śniło. Jemu – zdaje się – nie przy­szło nawet na myśl, że drwiną z nadmiernej możności powieściopisarskiej można objąć także tych, którzy znają życie. W swojej tak zwanej znajomości życia, która stanowi niewątpliwie jego główną pisarską siłę, lokuje Twer­dochlib wiarę pisarską tak wielką, że czuje się zabezpieczony przed wszyst­kimi literackimi zagrożeniami. Jemu wydaje się najprawdopodobniej, że pisarz znający życie w ogóle nie byłby w stanie napisać złej powieści. Co – oczywiście – nie może być prawdą, ponieważ nic nie wskazuje na to, że ten warunek konieczny literatury (nie każdej zresztą) jest jednocześnie jej warunkiem dostatecznym. Na założe­niu, że jest to warunek także dostateczny, oparta jest niezachwiana wiara pisarska Twerdochliba.

Ta wiara właśnie zrodziła powieści Czterej z lasu i Godzina za godziną. Powieść Czterej z lasu jest w miarę zręczną satyrą na twórców oderwa­nych od rzeczywistości zewnętrznej i czegokolwiek innego doszukać się w niej nie sposób. Jest w niej to, do czego niektórzy redukowali cały sens Tematu. Z nieznajomości życia wyni­ka śmieszność i jest to jedyny literac­ki atut tego utworu. Powieść Godzina za godziną ma być pozytywną prezentacją znajomości życia w sprawdzonej specjalności Twerdochliba (życie tran­sportowców) i wygląda na to, że autor postanowił o jakichkolwiek innych atutach nie myśleć. Prezentuje więc prawdziwe przeciętne życie (kilka dni – „godzina za godziną” – w dro­dze po Polsce) prawdziwego przecięt­nego transportowca (kierowca pilot z bazy w Nowej Hucie Tadeusz Kowalik, żonaty, lat 35), nie troszcząc się o nic takiego, co stwarzałoby artystyczny lub intelektualny sens tej prezentacji. W rezultacie sensem tej prezentacji ma być to, że dokonuje się jej umiejętnie i ze znajomością rzeczy.

Mogłoby to wystarczyć komuś, kto ma dowieść, że w ogóle dysponuje jakimikolwiek umiejętnościami i jakąkolwiek znajomością rzeczy. Twerdochlib dowiódł tego kilkakrotnie, i to w sposób bez porównania atrakcyjniejszy. Powieść Godzina za godziną jest napisa­na bezdusznie i drętwo i jest równie jałowa, jak powieści pisane bez znajomości rzeczy i całkiem źle. Potwierdza się więc w całej pełni moja wcześniej­sza diagnoza, że słowo Twerdochliba staje się pełnowartościowym słowem pisarskim tylko wtedy, gdy jest to słowo ironiczne lub drwiące.

Opowieść bohatera i narratora Godzi­ny za godziną została skrupulatnie oczyszczona z ironii. Twerdochlib postanowił poprzestać na wartościach opisowo-informacyjnych tej opowieści. W sensie pozaformalnym zredukował powieściowość do reportażowości. Redukcja ta objęła osobowość bohatera i narratora utworu. Jest on bladym cieniem narratora Małych punktów (1965) i bohatera Gwiazdy sezonu (1967). Gdyby się bardzo chciało, można by doszukiwać się w tym jakiegoś sensu. Takiego chociażby, że Twerdochlib chce związać kwestię prawdziwości z kwestią przeciętności. Albo takiego, że redukcja ta ma oznaczać redukcję, którą na człowieku przeprowadza życie, wyry­wając mu po kolei – jak mawiał i pi­sywał autor Pierwszego kroku w chmu­rach – wszystkie kolorowe piórka skądś tam. Bohater i narrator Godziny za godziną jest człowiekiem w średnim wieku i młodość ma już poza sobą. Jego o dziesięć lat starszy towarzysz pracy byłby wtedy całkowicie usprawiedli­wiony z tego, że jest schematyczny jak ankieta personalna. Byłyby to sensy w stosunku do tej powieści całkowicie na wyrost.

Jej sens bardziej sprawdzalny da się wyprowadzić, jeśli się ją skonfrontuje z pewnym nurtem współczesnej litera­tury polskiej. Mam na myśli nurt chłopski i te wszystkie powieści, gdzie wyolbrzymia się i mitologizuje przeżycia ludzi, którzy ze świata wiej­skiego przeszli do miast. Eksploatacja literacka takich doświadczeń ludzkich jest w nich płodna i doniosła, nie zna­czy to jednak, że nie można na temat tych doświadczeń powiedzieć akurat tego, co mimochodem mówi Twerdo­chlib: przejściu ze wsi do miasta nie muszą towarzyszyć jakieś szczególne przeżycia.

Narratorowi Godziny za godziną wieś, do której nie zajrzał przez kilkanaś­cie lat, ani nie śni się po nocach, ani nie spędza snu z oczu. W ogóle cała sprawa jest dla niego bez znaczenia. Ten wariant byłby sam w sobie najmniej interesujący, w konfrontacji z literaturą, która wykorzystuje wszelkie inne warianty tego zjawiska, nabiera znaczenia i jest potrzebny, żeby to zja­wisko pełniej i lepiej widzieć i rozu­mieć. Nie da się ukryć, że taki sens po­wieści Twerdochliba jest czystym kry­tycznym wynalazkiem. Częściej, niż myślimy, krytyka wynajduje i tworzy sensy literackie, jeśli w materii utworów istnieje cokolwiek, z czym by moż­na było te sensy skojarzyć.

W powieści Godzina za godziną trze­ba je kojarzyć z nijakością, która sta­nowi pewien walor, ponieważ jest to nijakość doskonała, konsekwentna i z jakichś względów zamierzona lub jakimiś koniecznościami zdeterminowana.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content