copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
KWESTIA TOŻSAMOŚCI
Debiut powieściowy trzydziestoparoletniego Rolfa Roggenbucka posłowiem opatrzył Peter O. Chotjewitz, gwiazda pierwszej wielkości młodej literatury niemieckiej. Chotjewitz widzi pokrewieństwa między swoim pisarstwem a pisarstwem Roggenbucka i wśród powinowatych wymienia także nazwisko Jürgena Beckera, którego radiowe omówienie powieści Roggenbucka jest cytowane na obwolucie książki. Robi to wrażenie wspólnej deklaracji artystycznej i byłaby to deklaracja nurtu skrajnego eksperymentatorstwa w prozie niemieckiej.
W wypadku powieści Rolfa Roggenbucka Der Nämlichkeitsnachweis (Rowohlt, 1967) jest to eksperymentatorstwo jeszcze wyraźniej niż u Chotjewitza spod znaku Jamesa Joyce’a. Przy czym nie ogranicza się ono, tak jak u twórców beletrystyki popularnej, do korzystania z formalnych odkryć i chwytów Joyce’a. Roggenbuck nie chce być naśladowcą, a jeszcze bardziej nie chce być popularyzatorem cudzych odkryć. On stawia sobie samodzielny cel artystyczny, w którym co najwyżej doszukiwać się można dalszych konsekwencji celów Joyce’a.
Rzecz znamienna, że Chotjewitz w swojej obszernej rozprawie o powieści Roggenbucka na nazwisko Joyce’a w ogóle się nie powołuje. Traktuje powieść Roggenbucka jako czyn pisarski tak autentycznie samodzielny, że podejrzewa nawet, iż będzie to jego czyn jedyny, ponieważ Roggenbuck szukając w swojej powieści dowodów tożsamości człowieka dochodzi do wniosku, że literatura nie jest w stanie ich znaleźć. Należy sądzić, że Chotjewitz ze zbyt wielką powagą potraktował ten wniosek, zapominając jak gdyby o tym, że literatura coraz częściej, i to u rozmaitych twórców, żyje ze stwierdzania swojej własnej niemocy. Roggenbuck nie występuje pierwszy z tym odkryciem i trudno przypuszczać, żeby miał być ostatni. Z diagnozą niemocy literatury twórcy czują się dziś tak samo dobrze, jak dawniej z naiwną wiarą w jej siłę.
Inna zupełnie sprawa, że diagnoza, którą stawia literaturze Roggenbuck, robi wrażenie diagnozy wyprowadzonej w sposób pisarsko autentyczny. To nie jest diagnoza pozerska ani snobistyczna. Roggenbuck jest bezsprzecznie autentycznym pisarzem, który wie, co w literaturze liczy się naprawdę. Wie, że jedyną rzeczywistość literatury konstytuują słowa i pisarstwo jest robotą nad słowami i ich układem. Ze słów nie może wyniknąć dowód tożsamości jednostki, ponieważ słowa są wytworem zbiorowości ludzkiej, może natomiast wyniknąć słowny kształt człowieka, żeby tak rzec, powszechnego i do tego dąży Roggenbuck w swojej kreacji narratora powieści, Roberta Loefflera.
Uniwersalizm Joyce’a przenosi Roggenbuck na grunt osobowości, likwidując pojęcie osobowości, tak jak Joyce likwiduje pojęcie czasu historycznego. Dla Joyce’a nie istnieją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość świata, dla Roggenbucka (nie porównuję dokonań pisarskich) nie istnieje czas osobniczy. Robert Loeffler powrócił z Nowego Jorku do Altony albo z Altony w ogóle nie wyjeżdżał. Robert Loeffler żyje w Altonie w swoim świecie ukształtowanym w dzieciństwie i nie ma dla niego innego świata nawet wtedy, gdyby życie w Nowym Jorku było przed nim, nie za nim. Miasto Altona jest zbiorowiskiem tysiąca konkretnych miejsc, ale takim samym zbiorowiskiem miejsc mogłaby być dla niego chyba także wieś Altona. Jürgen Becker trafnie nazywa utwór Roggenbucka powieścią w trybie warunkowym. Gdyby Robert Loeffler powrócił z Ameryki do Altony, byłoby tak i tak. Gdyby marzył o wyjeździe z Altony do Ameryki, czekałoby go to i to. Gdyby miał siostrę, jego stosunki z nią byłyby takie a takie. Gdyby miał przyjaciela, przyjaźń polegałaby na tym a na tym.
Konkretność znaczy w tej powieści powszechność i na odwrót. Uniwersalizm powoduje dziś często nawrót do symbolizmu w jego nowych kształtach. Tego chce Roggenbuck ustrzec się za wszelką cenę. Wprowadza do swojej powieści tysiące imion własnych miejsc, rzeczy i ludzi. Są to jednak imiona własne i zarazem powszechne, ponieważ są wymienne w czasie i przestrzeni. Imiona własne nie likwidują powszechności i nie są z nią sprzeczne, tak jak wszelkie środowiskowe i osobnicze zniekształcenia językowe nie likwidują powszechności języka. Całe partie powieści Roggenbucka pisane są w języku środowiskowo i osobnicze tak zniekształconym, że jest to język na granicy jakiejkolwiek komunikatywności literackiej. Ta granica nie zostaje jednak przekroczona, ponieważ zniekształceniami rządzą nadal powszechne prawa języka. Cokolwiek by się wyczyniało z imieniem Robert, a wyczynia się tu wszystko, co możliwe, dzieje się to w zgodzie z językowymi formami wyrazu zabarwień emocjonalnych. Nie istnieje i nie może istnieć język osobniczy i dlatego niemożliwy jest literacki dowód osobniczej tożsamości. Literaturę chce Roggenbuck pozbawić tego, w czym upatrywano jej największą wartość: że ona właśnie wyraża i może wyrażać niepowtarzalność człowieka.
Swojej filozofii człowieka i literatury nie wykłada niemiecki debiutant expressis verbis. Ta filozofia wynika z charakteru eksperymentów narracyjnych, które w swojej powieści przeprowadza. Raz jeden eksplikuje ją jednak w groteskowej anegdocie z amerykańskim strip-tease’em pod tytułem Dowód tożsamości. Strip-teaserka występuje w masce z tyłu głowy i w kulminacyjnym momencie okazuje się, że odsłonięta została odwrotna część ciała. Tę nie najwybredniejszą anegdotę można Roggenbuckowi darować, ponieważ wszystko inne w jego powieści świadczy o największej wybredności intelektualnej.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy