Kwestia tożsamości, na widnokręgu, Twórczość 06/1968

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

KWESTIA TOŻSAMOŚCI

Debiut powieściowy trzydziestoparoletniego Rolfa Roggenbucka posłowiem opatrzył Peter O. Chotjewitz, gwiazda pierwszej wielkości młodej literatury niemieckiej. Chotjewitz widzi pokre­wieństwa między swoim pisarstwem a pisarstwem Roggenbucka i wśród powinowatych wymienia także nazwisko Jürgena Beckera, którego radiowe omówienie powieści Roggenbucka jest cytowane na obwolucie książki. Robi to wrażenie wspólnej deklaracji artystycznej i byłaby to deklaracja nurtu skrajnego eksperymentatorstwa w prozie niemieckiej.

W wypadku powieści Rolfa Roggen­bucka Der Nämlichkeitsnachweis (Rowohlt, 1967) jest to eksperymentatorstwo jeszcze wyraźniej niż u Chotjewitza spod znaku Jamesa Joyce’a. Przy czym nie ogranicza się ono, tak jak u twórców beletrystyki popularnej, do korzystania z formalnych odkryć i chwytów Joyce’a. Roggenbuck nie chce być naśladowcą, a jeszcze bardziej nie chce być popularyzatorem cudzych od­kryć. On stawia sobie samodzielny cel artystyczny, w którym co najwyżej doszukiwać się można dalszych kon­sekwencji celów Joyce’a.

Rzecz znamienna, że Chotjewitz w swojej obszernej rozprawie o powieści Roggenbucka na nazwisko Joyce’a w ogóle się nie powołuje. Traktuje po­wieść Roggenbucka jako czyn pisarski tak autentycznie samodzielny, że po­dejrzewa nawet, iż będzie to jego czyn jedyny, ponieważ Roggenbuck szukając w swojej powieści dowodów tożsamo­ści człowieka dochodzi do wniosku, że literatura nie jest w stanie ich znaleźć. Należy sądzić, że Chotjewitz ze zbyt wielką powagą potraktował ten wnio­sek, zapominając jak gdyby o tym, że literatura coraz częściej, i to u rozmaitych twórców, żyje ze stwierdzania swojej własnej niemocy. Roggenbuck nie występuje pierwszy z tym odkry­ciem i trudno przypuszczać, żeby miał być ostatni. Z diagnozą niemocy lite­ratury twórcy czują się dziś tak samo dobrze, jak dawniej z naiwną wiarą w jej siłę.

Inna zupełnie sprawa, że diagnoza, którą stawia literaturze Roggenbuck, robi wrażenie diagnozy wyprowadzo­nej w sposób pisarsko autentyczny. To nie jest diagnoza pozerska ani snobis­tyczna. Roggenbuck jest bezsprzecznie autentycznym pisarzem, który wie, co w literaturze liczy się naprawdę. Wie, że jedyną rzeczywistość literatury kon­stytuują słowa i pisarstwo jest robotą nad słowami i ich układem. Ze słów nie może wyniknąć dowód tożsamości jednostki, ponieważ słowa są wytwo­rem zbiorowości ludzkiej, może nato­miast wyniknąć słowny kształt czło­wieka, żeby tak rzec, powszechnego i do tego dąży Roggenbuck w swojej kreacji narratora powieści, Roberta Loefflera.

Uniwersalizm Joyce’a przenosi Rog­genbuck na grunt osobowości, likwidu­jąc pojęcie osobowości, tak jak Joyce likwiduje pojęcie czasu historycznego. Dla Joyce’a nie istnieją przeszłość, te­raźniejszość i przyszłość świata, dla Roggenbucka (nie porównuję dokonań pisarskich) nie istnieje czas osobniczy. Robert Loeffler powrócił z Nowego Jor­ku do Altony albo z Altony w ogóle nie wyjeżdżał. Robert Loeffler żyje w Altonie w swoim świecie ukształtowa­nym w dzieciństwie i nie ma dla niego innego świata nawet wtedy, gdyby ży­cie w Nowym Jorku było przed nim, nie za nim. Miasto Altona jest zbioro­wiskiem tysiąca konkretnych miejsc, ale takim samym zbiorowiskiem miejsc mogłaby być dla niego chyba także wieś Altona. Jürgen Becker trafnie na­zywa utwór Roggenbucka powieścią w trybie warunkowym. Gdyby Robert Loeffler powrócił z Ameryki do Alto­ny, byłoby tak i tak. Gdyby marzył o wyjeździe z Altony do Ameryki, cze­kałoby go to i to. Gdyby miał siostrę, jego stosunki z nią byłyby takie a ta­kie. Gdyby miał przyjaciela, przyjaźń polegałaby na tym a na tym.

Konkretność znaczy w tej powieści powszechność i na odwrót. Uniwersa­lizm powoduje dziś często nawrót do symbolizmu w jego nowych kształtach. Tego chce Roggenbuck ustrzec się za wszelką cenę. Wprowadza do swojej powieści tysiące imion własnych miejsc, rzeczy i ludzi. Są to jednak imiona własne i zarazem powszechne, ponieważ są wymienne w czasie i prze­strzeni. Imiona własne nie likwidują powszechności i nie są z nią sprzeczne, tak jak wszelkie środowiskowe i osobnicze zniekształcenia językowe nie li­kwidują powszechności języka. Całe partie powieści Roggenbucka pisane są w języku środowiskowo i osobnicze tak zniekształconym, że jest to język na granicy jakiejkolwiek komunika­tywności literackiej. Ta granica nie zo­staje jednak przekroczona, ponieważ zniekształceniami rządzą nadal powszechne prawa języka. Cokolwiek by się wyczyniało z imieniem Robert, a wyczynia się tu wszystko, co możli­we, dzieje się to w zgodzie z językowymi formami wyrazu zabarwień emo­cjonalnych. Nie istnieje i nie może ist­nieć język osobniczy i dlatego niemoż­liwy jest literacki dowód osobniczej tożsamości. Literaturę chce Roggenbuck pozbawić tego, w czym upatry­wano jej największą wartość: że ona właśnie wyraża i może wyrażać nie­powtarzalność człowieka.

Swojej filozofii człowieka i literatu­ry nie wykłada niemiecki debiutant expressis verbis. Ta filozofia wynika z charakteru eksperymentów narracyj­nych, które w swojej powieści przeprowadza. Raz jeden eksplikuje ją jed­nak w groteskowej anegdocie z ame­rykańskim strip-tease’em pod tytułem Dowód tożsamości. Strip-teaserka wy­stępuje w masce z tyłu głowy i w kul­minacyjnym momencie okazuje się, że odsłonięta została odwrotna część ciała. Tę nie najwybredniejszą anegdotę można Roggenbuckowi darować, ponie­waż wszystko inne w jego powieści świadczy o największej wybredności intelektualnej.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content