Lucyferyczność, czytane w maszynopisie, Twórczość 6/1985

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

LUCYFERYCZNOŚĆ

Moja wykładnia filozoficznego sensu Gwiezd­nego księcia daje tak sugestywne rozwiązania tylu zagadek utworu, że powinienem być jej absolutnie wierny. Od początku jednak widziałem i widzę nadal jej istotny mankament: zamia­na – za sprawą komentarza – utworu ciemnego w utwór jasny jest zabiegiem niebezpiecznym literacko. Ograniczenie ciemności (zagadkowości), jeśli współtworzy ona artystyczny charakter utworu, może utwór zniekształcić, okaleczyć i nawet zniszczyć. Akurat tu, gdzie komentarz jest jakby najbardziej potrzebny, może się on okazać najszkodliwszy. Nazwałbym to parado­ksem o niepotrzebności krytyki.

Krytyka uporczywie i lekkomyślnie zakłada, że piękno, żeby mogło oddziaływać, musi być zrozumiałe, co jest oczywistą nieprawdą. Do­świadczenie – i to powszechne, dostępne wszystkim, którzy obcują na przykład z Biblią – dowodzi ponad wszelką wątpliwość, że kwestia, które piękno – zrozumiałe czy niepojęte – ma większą moc, jest nie do rozstrzygnięcia. Mocy enigma­tycznego piękna nie osłabiają nieskończone wy­siłki egzegetów, którym się wydaje, że językiem rozumu da się zastąpić język wspólny wszystkich władz duchowych, czyli język symboli­czny.

Źródłu zaszkodzić komentarzem jeszcze trudniej niż Gwiezdnemu księciu. W Gwiezd­nym księciu wszystko – poza zagadką znaczeń i sensów – jest jak na dłoni, rozgrywa się logicz­na, konsekwentna i przejrzysta akcja utworu, do stwierdzenia jest tożsamość postaci, nie wymagają odgadnięcia odniesienia utworu do określo­nej tradycji w prozie i w dramacie. W Źródle nie ma odpowiednich stref przejrzystości, akcja po­gmatwała się i gubi się w labiryncie czasu, tożsamość postaci jest podważona, nie ma się pewności, czy występują tu dwie postaci główne, czy jedna podlega rozdwojeniu jaźni, odniesienia literackie przybrały postać dziesiątków aluzji do motywów wielkiej i podrzędnej literatury.

Pomocą w obcowaniu z zagadkowością Źró­dła może być orientacja w twórczości Andrzeja Łuczeńczyka i przede wszystkim świadomość, że jest to pisarz, który pisarsko obraca się zawsze w rejonach śmierci. Źródło jest utworem bar­dziej zagadkowym niż Gwiezdny książę, nie są to jednak utwory, które by nie miały ze sobą żadnego związku. Związek między nimi istnieje, wyczuwa się go przy lekturze Źródła, podejrze­wa się, że jest to związek jakiejś przeciwstawności, na którą wskazują główne postacie obydwu utworów, tytułowy książę i dwuosobowy protagonista Źródła.

Przeciwstawności tej nie da się wyznaczyć ściśle, ponieważ byłoby to możliwe tylko wtedy, gdyby się dokonało zamachu na główną zasadę narracyjną Łuczeńczyka, na zasadę niedopowie­dzeń czy napomknięć. Niedopowiedzenia i na­pomknięcia przywracają u Łuczeńczyka zwyk­łemu językowi użytkowemu moc poznawczą języka symbolicznego z całą jego wieloznacznoś­cią, tym prostym sposobem zregenerowany ję­zyk nadaje się już do pisarskiej ekwilibrystyki Łuczeńczyka w strefach zderzeń życia ze śmier­cią, to właśnie stanowi od początku jego główną pisarską pasję.

Sugestie przeciwstawności Źródła wobec Gwiezdnego księcia pojawiają się wśród narracyjnego falowania niedomówień i napomknięć, może to być przeciwstawność podziemności, niskości i zbrukania wobec gwiezdności, górności i wyniesienia ponad brud świata, przyjęcie takich sugestii usprawiedliwiałoby zobaczenie w Gwiezdnym księciu utworu o plenipotencjach boskich, w Źródle utworu o plenipotencjach lucyferycznych, co w pierwszym przypadku może iść w parze z pełną afirmacją wyroków boskiej sprawiedliwości, w drugim nie musi prowadzić do odrzucenia lucyferycznego po­słannictwa.

Lucyferyzm w Źródle jest najwyraźniej dwu­znaczny, jest przede wszystkim tutejszy, ziem­ski. Plenipotent Lucyfera pojawia się wpraw­dzie nie wiadomo skąd i znika, jak sugerują ostatnie zdania narracji, w zaświatach, nie ma jednak żadnych powodów, żeby wykluczyć jego proweniencję na wskroś ludzką, mogłoby to stanowić całkiem dobre rozwiązanie kwestii dwuosobowości głównego protagonisty Źródła. Dysponentem lucyferycznych plenipotencji, które znalazły uosobienie, okazałaby się wtedy anonimowość łaknąca desperacko imienności, zamiany beztwarzowości w twarz nawet taką, którą trzeba by ukryć, przekształcenia bezsiły we władzę nad ludzkim (swoim i powszechnym) strachem, przezwyciężenia samotności poprzez jakiekolwiek, niechby i zbrodnicze, wspólnictwo.

We wzajemnych relacjach człowieka w wia­trówce i człowieka w marynarce, obojętne, czy rozumie się je jako relacje zewnętrzne, czy we­wnętrzne, kryje się dramatyzm jak w historii Kaina i Abla. Aluzje do tej historii dałoby się zresztą wynaleźć w narracji Źródła.

U Łuczeńczyka musiałaby to być historia w sposób istotny odmieniona, u niego Abel sam wymyślałby lub wynajdywał Kaina, żeby istniał ktoś, kto jest w stanie zabijać, kto mógłby być wyręką w potrzebie samozniszczenia, kto zabija­jąc stwarzałby pozory, że możliwa jest walką z przekleństwami strachu, czasu i pustki.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content