Magia, książka miesiąca, Twórczość 2-3/2004

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

MAGIA

W naszej spontanicznej rozmowie o Tańcu Koperwasów Bernarda Nowaka wra­cały wielokrotnie dwa słowa, powieść magiczna.

Rozmówczyni – wybitna aktorka i wyborna czytelniczka – mówiła ze mną o swojej lekturze sprzed kilku miesięcy, ona czytała pierwodruk powieści w „Twórczości” (2003 nr 4, 5), ja miałem za sobą dwie lektury maszynopisowych wersji utworu, lek­turę pierwodruku i najważniejszą – dla utworów artystycznych – lekturę w książce (Lublin 2003).

Żywa pamięć najrozmaitszych szczegółów narracji w Tańcu Koperwasów – dru­ga po Czterech dniach Łazarza (Paryż 1990) powieść autora – była u mojej rozmów­czyni imponująca.

Nie dziwi mnie to tylko dlatego, że znam reakcje kilku osób po lekturze pierwo­druku. Ludzie, których czytanie literatury artystycznej ma dla mnie szczególne zna­czenie, ujawniali mi swoje niezwykłe emocje literackie.

W imię prawdy nie przemilczę faktu, że dwie lub trzy osoby nie ukrywały braku chęci do tej lektury.

Bernard Nowak zaistniał dla mnie jako pisarz od pierwszego czytania jego ma­szynopisu, zaistniał wyraziście i trwale poprzez wszystkie swoje teksty, które znam, niekoniecznie artystyczne, bo także publicystyczne, wspomnieniowe i epistolograficzne. Jego udział pisarski widzę także w jego niektórych dokonaniach edytorskich.

Wiem dziś o Bernardzie Nowaku dość dużo jak na dwuletnią znajomość (wyłącz­nie przez pismo), poznaję go, ośmielam się powiedzieć, po czynach, czyli po jego działaniach twórczych.

Zdumiało mnie, gdy się okazało, że wiem nawet to i owo o jednym z jego synów, Tomaszu, który debiutował w „Twórczości” (2002 nr 11-12) wcześniej niż ojciec.

Nic w tej wiedzy nie da się porównać z tym, co mówi o autorze Tańca Koperwa­sów sama powieść i zwłaszcza postać jej narratora.

Magiczna powieść Bernarda Nowaka jest z pewnością epicka w takim rozumieniu, w jakim epika występuje w nowożytnej powieści, choć należałoby może ten czas artystyczny uściślić.

Epickość Tańca Koperwasów jest w zasadzie poproustowska mimo takich lub innych elementów wcześniejszych, przedproustowskich.

Nie wycofuję się z diagnozy sformułowanej w paru zdaniach na okładce Tańca Koperwasów.

Podtrzymuję moje skojarzenia artystyczne tej powieści z prozą latynoską, z wczesną prozą Güntera Grassa i także z prozą polską Wiesława Myśliwskiego.

Możliwe, że są w niej elementy przedproustowskie, ale są one przecież także u Tomasza Manna aż do drugiej wojny światowej, u Marii Dąbrowskiej w całej twór­czości i oczywiście u wielu różnych pisarzy.

Postać narratora w Tańcu Koperwasów nie jest tak nadrzędna, jak narrator cyklu Proustowskiego, nie dominuje tak nad wszystkim, jak narrator Widnokręgu Myśliw­skiego, to może wskazywać na związki ze starszą tradycją.

Dostęp poznawczy do podmiotowości postaci narracji trzecioosobowej nie jest u Bernarda Nowaka tak pełny, jak bywa na przykład u Faulknera, ani tak bezpośredni, jak w Doktorze Faustusie.

Proces poznawczy w stosunku do innych ludzi w narracji pierwszoosobowej nie jest finalizowany czy pointowany jak u Prousta, Iwaszkiewicza lub Myśliwskiego, to już może znaczyć jedno, ale jednocześnie coś wręcz przeciwnego.

Do takich postaci dostępu poznawczego nie ma się w Tańcu Koperwasów ani w pełni, ani w ogóle bezpośrednio, a o jakichkolwiek dopowiedzeniach w ogóle nie może być mowy, ponieważ w ich poznaniu nie osiąga się do końca nic defini­tywnego.

O samym narratorze mamy u Bernarda Nowaka wiedzę drastycznie limitowaną.

Znamy jego imię Medard, aluzyjne do imienia Bernard, w toku dominującej nar­racji o społeczności tytułowych Koperwasów poznajemy jakby mimochodem kilka jego najdonioślejszych wtajemniczeń egzystencjalnych, ale jednocześnie nie wiemy o nim rzeczy całkiem podstawowych.

To z całą pewnością ma związek z programem pisarskim, ze świadomymi lub instynktownymi założeniami.

Taniec Koperwasów nie ma być i nie jest powieścią wyznawczą, to ma być powieść epicka, czyli poznawcza w stosunku do Innego, do drugiego człowieka i zewnętrznego świata.

Drugi człowiek i świat nie mają być funkcją jednego podmiotu, istniej ą niezależ­nie od niego, zadaniem poznawczym jednego podmiotu jest poznać drugiego czło­wieka (innych ludzi), świat i dopiero w ten sposób poznać samego siebie.

Znaczyłoby to mniej więcej, że przemożna u narratora Medarda potrzeba akcji poznawczej w stosunku do całej zewnętrzności wokół człowieka zastępuje samopoznanie lub stanowi do niego najlepszą drogę.

Tej kwestii nie da się chyba rozstrzygnąć i może nawet nie ma takiej koniecz­ności.

Wystarczy mieć świadomość, że postać narratora prawie tożsamego ze swoimi potrzebami poznawczymi jest rodem z dzisiejszych orientacji epistemologicznych i także nie jest sprzeczna z dzisiejszymi praktykami poznania przez sztukę i artyzm.

Uchwycić szczególność praktyki poznawczej przez powieść u autora Tańca Koperwasów wcale niełatwo.

Autor z tak skromnym dorobkiem pisarskim nie terminuje u nikogo, wszystkie skojarzenia artystyczne, o których wspominam, maj ą znaczenie wyłącznie orientacyj­ne, autor nie idzie żadnym utartym szlakiem, chce być we wszystkim samoswój.

Autonomii artystycznej Tańca Koperwasów najlepiej szukać poprzez szczegól­ności stosunku do języka i stylistyki w narracji powieściowej.

Język i styl narracji w Tańcu Koperwasów są takie, jakby niczym w ogóle nie miały zwracać uwagi.

Nie jest to jednak osławiona przejrzystość językowa, to ją się kojarzy zwykle z obiegowym językiem użytkowym w wersji dziennikarskiej lub pseudointelektualnej i z najbardziej zużytym stereotypem kolokwialnym, które się przenosi do literatu­ry bez jakiejkolwiek premedytacji artystycznej.

Tego w narracji powieściowej Bernarda Nowaka absolutnie nie ma.

Żadnych śladów języka medialnego, żadnych dzisiejszych pretensjonalności intelektualnych nie znajdzie się u niego choćby i ze szkiełkiem.

Słowa absolutnie zwyczajne, z zasady bez żadnych charakterystyczności, słowa przejrzyste i zarazem zupełnie nieprzejrzyste, same tajemnice w zwyczajnych słowach.

Sztuka i może właśnie magia w odkrywaniu wieloznaczności słów powszednie­go użytku, bez inkrustacji tego jakąkolwiek oryginalnością stylistyczną rodem z li­teratury.

Jakiekolwiek maniery stylistyczne dzisiejszej literatury nie są u tego autora do wykrycia, on korzysta ze źródeł języka i język ze źródeł ustawicznie destyluje.

Pod tym względem mógłby mieć coś wspólnego z językiem Andrzeja Łuczeńczyka, jak u niego jego narracja ma być zbudowana ze słów koniecznych.

W narracji Tańca Koperwasów powtarza się urywki (nigdy całości) wypowiedzi postaci w mowie niezależnej, które narrator cytuje.

Nigdy jednak nie wiadomo, które z cytowanych słów będą obrastać w niezwykłe znaczenia, które w nieprzewidzianym punkcie czy momencie narracji trzeba będzie sobie przypomnieć.

Nie oznacza to żadnego rebusa intelektualnego jak na przykład w narracjach Teo­dora Parnickiego.

Tajemnice i zagadki słów absolutnie zwyczajnych są jak tajemnice i zagadki słów naszych bliskich, gdy jesteśmy w stanie wydobyć słowa ważne ze słów nieważnych.

Gdy staramy się odkryć zagadki i tajemnice ludzi nam najbliższych, wiedząc, że ci najbliżsi byli, są i do końca będą zagadką i tajemnicą, choć poznaliśmy ich do granic naszych możliwości poznawczych.

To jest może największa intelektualna osobliwość tej powieści.

Ukryta, z pewnością niezamierzona i może w ogóle nieświadoma weryfikacja przeświadczenia, że ludzkie możliwości poznawcze są nieprzezwyciężalnie znikome.

Chodzi, oczywiście, o możliwości wszystkich ludzi z osobna, o poznanie na ludz­ką miarę, którą odkrył najmędrszy z ludzi w słowach, wiem, że nic nie wiem.

Te słowa, tak bezmyślnie powtarzane od tysiącleci, nie mogłyby się znaleźć w nar­racji narratora Medarda, któremu absolutnie obce są wszelkie mądrościowe popisy.

Takimi popisami dziś zadaje szyku nie wiadomo kto, nie wiadomo w czym, nie wiadomo na jakiej podstawie.

Jemu świta na tak zwanym progu życia nie tyle myśl, co przeczucie tego, czego by chciał, co zostanie wyrażone słowami dziwacznymi przy całej zwyczajności, może aż niedopuszczalnie: „Że wszystko, co będę mógł, na co mi starczy czasu i sił, to będzie próba, by wypowiedzieć tych jakichś kilka zdań, ważnych czy nieważnych, nie o to chodzi, ale takich, po których będę miał uczucie, że przynajmniej udało sieje sformułować”.

Ten cytat jest połową jednego akapitu narracji, należałoby zacytować cały, jest to może coś w charakterze wyznania wiary, choć w Tańcu Koperwasów na coś takiego także nie ma miejsca.

W narracji Medarda kilka postaci (postać główna w powieści, Ciocia Gienia, jej siostra Marta, jeden z jej mężów Kazik, zięć Gieni Aloch i sam narrator) mają – wśród wszystkich zdań, jakie wypowiadają – takie, które są w ich życiu najważniejsze, ale brzmią one mniej więcej tak, jak najważniejsze słowa Kazika, konspiracyjnego boha­tera, zabójcy i samobójcy: „Zabiłem człowieka, moja bardzo wielka wina. Co z tego, że namówiła Gienia”.

W tych słowach kryje się ciężar jego i nie tylko jego winy i zbrodni, choć tego nie uogólnia się, nie symbolizuje i nie nadaje się temu sensów przenośnych, bo wie się, że tego nie potrzeba robić w sztuce, która z samej swojej istoty we wszystkim jest ogól­nością, symbolem i metonimią jednego i powszechnego bytu.

To prawie nie do pojęcia, że ta istota sztuki (i literatury) wymaga niemal specjal­nych wtajemniczeń, jest rzadkością wśród samych twórców i tak zwanych znawców sztuki, że rzeczywiście wtajemniczeni rozpoznają się prawie w ukryciu.

Autor Tańca Koperwasów jest wtajemniczony ponad wszelką wątpliwość.

Narrator Medard jest twórcą, zanim mógł się nim stać, on doświadcza świata, innych ludzi i doznaje swoich egzystencjalnych epifanii jak urodzony pisarz.

Czyli nie twórca ze swojej lub cudzej nominacji, lecz z niezależnej predestynacji.

On doświadcza i doznaje przez wyobraźnię, przez fizyczne, zmysłowe doświad­czenie, przez język i przez wewnętrzną pracę w języku.

On słyszy język jak pisarz już wtedy, gdy jeszcze nie uczył się czytania i pisania, on wie, nie wiedząc, że słowa istnieją jak gwiazdy na niebie, jak ciała niebieskie w przestrzeniach wszechświata, jak ludzie na ziemi w swoim „nieprzeliczonym mrowiu”.

Gdy się to wie od początku, pisarzem zostaje się także wtedy, gdy zaczyna się nim być dopiero w takim wieku, gdy inni tracą serce do pisarstwa. Bernardowi Nowakowi to się właśnie przydarzyło.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content