copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
MARIONETKI PRZECIW SOBIE
Stefan Otwinowski, Marionetki, Warszawa 1958
W „Bibliotece Dwudziestolecia” wznowiono dwie niemal równocześnie powstałe powieści: Strachy Ukniewskiej i Marionetki Otwinowskiego. Ze względu na pokrewny temat środowiskowy powieści te kojarzą się dodatkowo, by zaskoczyć interesującą przeciwstawnością: powieść pisana przez kobietę jest manifestem brutalnego realizmu w widzeniu rzeczy ludzkich, mężczyzna patrzy na człowieka naiwniej i bardziej wspaniałomyślnie zarazem.
Przeciwstawność ta jest zresztą tylko pozornie niezwykła. Zdolność poetyzowania świata posiadają tylko kobiety bardzo młode albo nienajmądrzejsze. Podnoszona przez myślicieli i poetów harmonia wewnętrznej natury kobiety z naturą świata kryje w sobie między innymi tajemnicę owej biologicznej brutalności, na której jest oparty porządek praw życia. Kobieta świadoma i mądra widzi zawsze człowieka w kategoriach doskonałej materialno-biologicznej wymierności i jest ponadto z takim stanem rzeczy wewnętrznie pogodzona. Tragedia Wertera jest przede wszystkim tragedią świadomości, kultu i niezgody na taką właśnie naturę wiecznej kobiecości Lotty.
Girlsa Teresa ze Strachów redukuje wszelkie metafizyczne komplikacje do spraw najprostszych i w swojej prostocie najbrutalniejszych. „Nie jakieś tam przeznaczenie, tylko brak pieniędzy na doktora, tylko zimno, tylko niedostatek” (s. 220). Gdy Teresa pomogła przyjaciółce, Paulinie Kłosek, przy skrobance, fakt ten wyjaśniła nie mniej prosto i brutalnie. „Dlaczego to zrobiła? Nie mogła znaleźć wyjaśnienia. Nie była to ani litość, ani miłość, ani dobroć, ani żadne ze znanych, być może pięknych, ale oklepanych uczuć. Może jedynie kłopot, który trzeba było jak najprędzej usunąć” (s. 131).
Otwinowski jest jak najdalszy od tego typu brutalnego realizmu. Powieść jego dzieje się w sferze wartości, które człowiek zwykł przeciwstawiać prawom natury. Nawet największy realista w Marionetkach, pisarz prowentowy, pan Myszak, przeciwstawia życiu marzenie o Wiedniu i pięknej tancerce, Marcie Bassley. Ukniewska prawom życia niczego nie przeciwstawia. Pensjonarskie sentymenty girls mają swe źródło w dziewczęcej głupocie, ich przeznaczeniem jest przystosowanie się do życia takiego, jakie jest. Otwinowski broni swoich przeciwstawień. Są to przeciwstawienia w sensie psychologicznym młodzieńcze, w sensie filozoficznym – tradycyjne. Nowych uzasadnień odwiecznej przeciwstawności człowieczeństwa i natury szukali wprawdzie już wtedy egzystencjaliści (filozofia heroizmu moralnego), ale nowinki egzystencjalistyczne w roku 1938 do Polski nie docierały. Monetą obiegową, nawet u największych, były tradycyjne kanony przeciwstawień humanistycznych: społecznikowskie i modernistyczne. Kwiatem nowości potrząsali jedynie zwolennicy nowszych ideologii politycznych, ale tych ostatnich niewiele obchodziła humanistyczna, z ambicjami uniwersalności, koncepcja człowieka. U Otwinowskiego przeważają przeciwstawienia modernistyczne, a wśród nich na plan pierwszy wysuwa się sztuka.
Pragnieniem głównych bohaterów powieści jest przeciwstawić kołowrotowi życia dokonanie artystyczne, godniejszą człowieka i doskonalszą moralnie sferę rzeczywistości. Trzeba się wtedy wyłączyć z kołowrotu i uzyskać wobec niego chociażby minimalną perspektywę. Narrator powie o sobie: „Staję przed kościołem świętego Floriana, jak obserwator, turysta… pisarz” (s. 72). Ktoś inny wypowie się jeszcze bardziej programowo: „Wszystkie słowa, cała mowa ludzka istnieje chyba tylko po to, żeby wytłumaczyć, załagodzić nasze bydlęctwo” (s. 127). Girlsy Ukniewskiej wywijają nóżkami tylko po to, żeby wywinąć się przy okazji z nędzy i upośledzenia. Kabaretowi artyści Otwinowskiego nawet w swojej skromnej sztuce pragną wyżyć się przeciwko życiu, pragną znaleźć jego ekwiwalent. Dwaj przypadkowi dyskutanci wyrażą to dążenie expressis uerbis:
„– Naśladownictwo, naśladownictwo… Rozumiem doskonale, że sztuka nie potrzebuje nic naśladować.
– Nie może naśladować – przerwał profesor. – Tworzy natomiast pewne całości na podobieństwo… chociażby natury. Wtedy prawo ekwiwalentu jest jej jedyną podstawą” (s. 69).
Otwincwski, który w swojej debiutanckiej powieści Życie trwa cztery dni (1936) wyczerpał i zlekceważył cały arsenał przeciwstawień, dostępnych małomiasteczkowym myślicielom, zachłysnął się z entuzjazmem tymi możliwościami, które odkryła przed nim sztuka. Ten młodzieńczy entuzjazm dla sztuki jest w Marionetkach bardzo sympatyczny.
Metafora tytułowa kojarzy powieść Otwinowskiego z całym nurtem poszukiwań artystycznych, w których wypracowuje się skrót artystyczny dla określenia sytuacji człowieka w świecie współczesnej cywilizacji. Najpierw Kaden-Bandrowski odkrywał marionetkowość współczesnego człowieka politycznego. Bruno Jasieński uogólniał zjawisko w skali nie tylko polskiej (Bal manekinów). Witkiewicz w sensie filozoficznym stworzył uniwersalną koncepcję współczesnego człowieka-manekina, a Bruno Schulz nadał tej koncepcji kształt uniwersalnej metafory poetyckiej. Argumentacja Otwinowskiego jest w tym zestawieniu uboga, ale nie bez znaczenia. Otwinowski znalazł dla tej koncepcji uzasadnienie – żeby tak rzec – profesjonalne, czyli innymi słowy przeszczepił ją na grunt tzw. powieści środowiskowej, kwitnącej w owym czasie w Polsce pod mniej lub więcej wyraźnym wpływem postulatów grupy „Przedmieście”.
Rzecz jasna, taka argumentacja profesjonalna musiała potężnie zubożyć sens metafory Schulzowskiej. Co więcej, w zastosowaniu do profesji aktorskiej argumentacja ta musiała graniczyć z banalnością. Podejrzewam nawet, że graniczy z niezrozumieniem tego, co w prawdziwej sztuce aktorskiej może być wielką humanistyczną twórczością. Nie zapominajmy jednak, że bohaterami powieści Otwinowskiego są artyści kabaretowi. W ustach kabaretowego amanta, Jula Alkierza, brzmią dosyć prawdziwie tego typu deklaracje: „Zdaje mi się, że istota aktorstwa leży w tym zupełnym zrzuceniu z siebie wszelkiej ludzkości, w tym dobrowolnym oddaniu się własnemu manekinowi i rzemiosłu…” (s. 81). Można się także zgodzić z refleksją narratora, oglądającego filmowe fotosy: „Imponował mi cud tej martwoty, ta nowoczesna prostytucja, zanik wrażliwości i wyobraźni osobistej w twarzach aktorów i aktoreczek kinowych. Zanik i przedmiotowość, te dwa najważniejsze warunki idealnej fotogeniczności – gutaperka dla twórczych sposobów i talentów inscenizatora i reżysera. Patrzyłem na twarze-przedmioty” (s. 124-125).
Otwinowski epatuje w sposób młodzieńczy profesjonalną specyfikę zawodu aktorskiego, przeciwstawia aktorów ludziom „normalnym”, uwolnionym rzekomo od niebezpieczeństw marionetkowości. Można jednak przypuszczać, że zdaje sobie sprawę ze zubożenia powszechnego sensu Schulzowskiej metafory. Były aktor, charaktery zator teatralny Kłosek, wykłada deklaratywnie wprawdzie, ale całkowicie w duchu schulzowskim jej powszechne znaczenie: „Zdaje mi się, że cały dzisiejszy wiek załatwia się z człowiekiem jak z przedmiotem, my, ludzie starej daty, nie możemy się zgodzić z dzisiejszą mechanizacją życia, człowiek nie powinien być marionetką społeczną, podstawą szczęścia ludzkiego jest właśnie życie prywatne – wy się wyrzekacie go zupełnie. Kariera, specjalizacja i uspołecznienie wartości. Nie, z tym się nie zgodzę nigdy, chociaż, być może, wydam się panu dziwakiem” (s. 110). W tej bezpretensjonalnej i potocznej deklaracji wyczytać można ubogie streszczenie zasadniczej idei Schulza, której początkujący pisarz nie był w stanie ogarnąć.
Przypomnienie sobie Marionetek jest ze wszech miar pożyteczne. Ta młodzieńcza książka Otwinowskiego sporo zapowiadała. Odłóżmy do następnej okazji odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu późniejsza twórczość Otwinowskiego była spełnieniem tych zapowiedzi.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy