copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
MOWY WEWNĘTRZNE
W Kole tańca miłosnego (moja lektura maszynopisu 1978) istnieją odniesienia do powieści, która pierwotnie miała tytuł Apogeum, przekształcając się następnie w Za zimny wiatr na moją wełnę (moja lektura maszynopisu 1978), trudno jednak nie zauważyć, że jest to utwór pisany po Paroksyzmie (1976). Artystyczny sens Paroksyzmu polega na ambicji zaanektowania na swój użytek niektórych właściwości narracji Faulknerowskiej. U Faulknera szuka Łoziński nowego dla siebie literackiego sposobu ujęcia odczuć tragicznych, wyraża się to w stylistycznych aluzjach do Faulknerowskich monologów wewnętrznych, na aluzjach tych można poprzestać, Łozińskiego interesuje bowiem nie Faulkner z Wściekłości i wrzasku lub z Światłości w sierpniu, lecz Faulkner z utworów społecznie dydaktycznych i moralistycznych, Faulkner artystycznie i filozoficznie nieskomplikowany.
Łatwość w Kole tańca miłosnego jest większa niż w Paroksyzmie. Z premedytacji lub z przypadku, przy braku jakichkolwiek dowodów na bezpośrednią zależność, napisało się Łozińskiemu własną wersję Azylu o ujednoznacznionym wydźwięku moralistycznym.
Azyl, tak to przed laty odbierałem, nie jest dla mnie utworem moralistycznym, ale bez żadnego wysiłku można mu prostą moralistykę przypisać. Wtedy będzie to powieść o brutalności „chrztu życia”. O czymś takim opowiada właśnie główna narratorka Koła tańca miłosnego. Amerykańscy przestępcy zamienili się w polskich hochsztaplerów intelektualnych, ich ofierze – inaczej niż w Azylu – został oddany głos, głosem tym (jest to głównie głos wewnętrzny) opowiada się historię małomiasteczkowego dziewczęcia, które wpadło w szpony intelektualnego nihilizmu o cechach współcześnie wielkomiejskich, zarazem polskich i globalnych.
Narratorce odstąpił Łoziński swój charakterystyczny styl narracji, nie ma więc wątpliwości, że się z nią w istotny sposób identyfikuje. Pozwala mu to na swobodne dokonywanie własnych intelektualnych rozrachunków ze wszystkim, co nie uzyskuje jego intelektualnej i moralnej aprobaty. W osądach intelektualnych pozwala sobie Łoziński na odrobinę ambiwalencji (filozofia J. Ładogi, czasami nawet Ciemnego), nadrabia to jednak jednoznacznością osądów moralnych, w których, jak w starych moralitetach, nie dopuszcza się do żadnych rozróżnień między myślą, mową i uczynkiem.
Dzięki istnieniu ogromnych dystansów między tymi strefami aktywności ludzkiej świat może jeszcze istnieć, zbrodnie popełniają zwykle nie ci, którzy naturę zbrodni rozważają i o tym mówią, lecz ci, którzy o niczym ani myśleć, ani mówić nie potrafią, dla potrzeb moralitetowej jednoznaczności można jednak te sfery utożsamić, intelektualny kontestator moralności zamieni się wtedy w zbrodniarza, który – żeby było jeszcze bardziej moralnie jednoznacznie – sam padnie ofiarą zbrodni.
Korzystając z okazji, dokonał Łoziński znów ogólnych i szczególnych literackich rozrachunków, nie oszczędzając nawet swoich literackich mecenasów. To jest zresztą od Chłopackiej wysokości specjalność Łozińskiego. Na jego literacką wspaniałomyślność zasłużył jedynie Bohdan Zadura. Brutalny „chrzest życia”, przez który przeszła główna bohaterka Koła tańca miłosnego, nie rzucił żadnego cienia na jabłoń przed domem, na Lata spokojnego słońca Zadury i na wyobraźniową kreację partyzanta Czarnego, którego skrzywdzili niegdyś jej rodzice. Dobre i to, ocalenie dla wspomnień trzech rzeczy pięknych to wcale niemało.
Przemiana Kola tańca miłosnego w Martwą naturę (moja lektura maszynopisu 1979) dokonała się za sprawą zmiany zakończenia i dopisania drugiej części utworu, w której przeprowadza się wiwisekcję duszoznawczą obojga rodziców głównej bohaterki.
Ta wiwisekcja oznacza pisarskie samookreślenie się Łozińskiego wobec pokolenia ojców, uwzględnia się w niej dwa główne społeczne wyznaczniki pokoleniowej odrębności: doświadczenie Kolumbów i doświadczenie awansu, pierwsze służy samookreśleniu się wobec przeszłości, drugie wobec teraźniejszości, wynika z tego dwojakość nastawienia, mitologię przeszłości chce Łoziński uznać, posłużył się do tego postacią Czarnego, teraźniejszość chce zdemaskować, jedno z drugim połączyło się w postaci doktora Smardza, który z człowieka bez określonej twarzy w powieści Za zimny wiatr na moją wełnę awansował na postać z wyrazistym wewnętrznym dramatem.
Rozbudowa utworu zwiększyła jego ciężar gatunkowy, stało się to poniekąd konieczne ze względu na korespondencje Martwej natury z powieściami Za zimny wiatr na moją wełnę i Pantokrator (1979). Faulkneryzm, który ujawnił się u Łozińskiego w Paroksyzmie, ugruntował się w Pantokratorze i w Martwej naturze, polega między innymi na budowaniu powiązań międzypowieściowych.
Martwa natura jest utworem łatwiejszym niż Za zimny wiatr na moją wełnę i Pantokrator, jest jednak z nimi powiązana, jest to powiązanie zobowiązujące, Pantokrator jest przecież utworem wielkich pisarskich ambicji i osiągnięciem pisarskim dużej miary.
W Pantokratorze nie naśladuje Łoziński stylistyki Faulknerowskich monologów wewnętrznych, którą stworzyli polscy tłumacze tego pisarza, lecz tworzy w polszczyźnie własny odpowiednik Faulknerowskiej mowy wewnętrznej człowieka z całym jej językowym barbarzyństwem.
Faulkner, którego sobie Łoziński tym razem przypasował do swoich potrzeb, to Faulkner demaskator świata Snopesów. Swój świat Snopesów odkrył Łoziński w hochsztaplerstwie intelektualnym, w zjawisku tym zobaczył polskie i globalne signum temporis, w prezentacji zjawiska zademonstrował całą swoją pisarską siłę.
Mowa wewnętrzna człowieka w ujęciu patetycznym nie zawsze Łozińskiemu wychodzi, w ujęciu szyderczym jest to u niego mowa o sile żywiołu. Łoziński jest polskim odkrywcą dzikości wewnętrznej mowy.
W skromniej pomyślanej Martwej naturze nie ma miejsca na podobne odkrycia, Łoziński narzuca sobie w tym utworze dyscyplinę umiaru, u pisarza tak dzikiego jak on jest to bardzo potrzebne doświadczenie pisarskie. Dobrze się jednak stało, że do mowy wewnętrznej panny Smardz dołączył Łoziński nieco ostrzejszą mowę wewnętrzną jej rodziców, ponieważ dzięki temu Martwa natura nie różni się swoim charakterem literackim zbyt wyraźnie od tych utworów, z którymi jest powiązana, stanowiąc tym samym nieco inny, ale pełnoprawny człon bardzo wybitnego cyklu powieści.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy