Mowy wewnętrzne, czytane w maszynopisie, Twórczość 9/1979

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

MOWY WEWNĘTRZNE

W Kole tańca miłosnego (moja lek­tura maszynopisu 1978) istnieją od­niesienia do powieści, która pierwotnie miała tytuł Apogeum, przekształ­cając się następnie w Za zimny wiatr na moją wełnę (moja lektura maszy­nopisu 1978), trudno jednak nie za­uważyć, że jest to utwór pisany po Paroksyzmie (1976). Artystyczny sens Paroksyzmu polega na ambicji zaanektowania na swój użytek niektó­rych właściwości narracji Faulknerowskiej. U Faulknera szuka Łoziński no­wego dla siebie literackiego sposobu ujęcia odczuć tragicznych, wyraża się to w stylistycznych aluzjach do Faulknerowskich monologów wewnętrznych, na aluzjach tych można poprzestać, Łozińskiego interesuje bowiem nie Faulkner z Wściekłości i wrzasku lub z Światłości w sierpniu, lecz Faulkner z utworów społecznie dydaktycznych i moralistycznych, Faulkner artystycz­nie i filozoficznie nieskomplikowany.

Łatwość w Kole tańca miłosnego jest większa niż w Paroksyzmie. Z preme­dytacji lub z przypadku, przy braku jakichkolwiek dowodów na bezpośrednią zależność, napisało się Łozińskiemu własną wersję Azylu o ujednoznacznionym wydźwięku moralistycznym.

Azyl, tak to przed laty odbierałem, nie jest dla mnie utworem moralistycznym, ale bez żadnego wysiłku można mu prostą moralistykę przypi­sać. Wtedy będzie to powieść o brutalności „chrztu życia”. O czymś takim opowiada właśnie główna narratorka Koła tańca miłosnego. Amerykańscy przestępcy zamienili się w polskich hochsztaplerów intelektualnych, ich ofierze – inaczej niż w Azylu – zo­stał oddany głos, głosem tym (jest to głównie głos wewnętrzny) opowiada się historię małomiasteczkowego dziew­częcia, które wpadło w szpony inte­lektualnego nihilizmu o cechach współ­cześnie wielkomiejskich, zarazem pol­skich i globalnych.

Narratorce odstąpił Łoziński swój charakterystyczny styl narracji, nie ma więc wątpliwości, że się z nią w istotny sposób identyfikuje. Pozwala mu to na swobodne dokonywanie własnych intelektualnych rozrachun­ków ze wszystkim, co nie uzyskuje jego intelektualnej i moralnej aproba­ty. W osądach intelektualnych pozwala sobie Łoziński na odrobinę ambiwalencji (filozofia J. Ładogi, czasami nawet Ciemnego), nadrabia to jednak jednoznacznością osądów moralnych, w których, jak w starych moralitetach, nie dopuszcza się do żadnych rozróż­nień między myślą, mową i uczyn­kiem.

Dzięki istnieniu ogromnych dystan­sów między tymi strefami aktywności ludzkiej świat może jeszcze istnieć, zbrodnie popełniają zwykle nie ci, któ­rzy naturę zbrodni rozważają i o tym mówią, lecz ci, którzy o niczym ani myśleć, ani mówić nie potrafią, dla potrzeb moralitetowej jednoznaczno­ści można jednak te sfery utożsamić, intelektualny kontestator moralności zamieni się wtedy w zbrodniarza, któ­ry – żeby było jeszcze bardziej mo­ralnie jednoznacznie – sam padnie ofiarą zbrodni.

Korzystając z okazji, dokonał Łoziń­ski znów ogólnych i szczególnych lite­rackich rozrachunków, nie oszczędza­jąc nawet swoich literackich mecena­sów. To jest zresztą od Chłopackiej wysokości specjalność Łozińskiego. Na jego literacką wspaniałomyślność zasłużył jedynie Bohdan Zadura. Bru­talny „chrzest życia”, przez który prze­szła główna bohaterka Koła tańca mi­łosnego, nie rzucił żadnego cienia na jabłoń przed domem, na Lata spokoj­nego słońca Zadury i na wyobraźnio­wą kreację partyzanta Czarnego, któ­rego skrzywdzili niegdyś jej rodzice. Dobre i to, ocalenie dla wspomnień trzech rzeczy pięknych to wcale nie­mało.

Przemiana Kola tańca miłosnego w Martwą naturę (moja lektura maszy­nopisu 1979) dokonała się za sprawą zmiany zakończenia i dopisania dru­giej części utworu, w której przepro­wadza się wiwisekcję duszoznawczą obojga rodziców głównej bohaterki.

Ta wiwisekcja oznacza pisarskie samookreślenie się Łozińskiego wobec pokolenia ojców, uwzględnia się w niej dwa główne społeczne wyznaczni­ki pokoleniowej odrębności: doświad­czenie Kolumbów i doświadczenie awansu, pierwsze służy samookreśleniu się wobec przeszłości, drugie wo­bec teraźniejszości, wynika z tego dwo­jakość nastawienia, mitologię przesz­łości chce Łoziński uznać, posłużył się do tego postacią Czarnego, teraźniejszość chce zdemaskować, jedno z drugim połączyło się w postaci doktora Smardza, który z człowieka bez okreś­lonej twarzy w powieści Za zimny wiatr na moją wełnę awansował na postać z wyrazistym wewnętrznym dramatem.

Rozbudowa utworu zwiększyła jego ciężar gatunkowy, stało się to ponie­kąd konieczne ze względu na korespon­dencje Martwej natury z powieściami Za zimny wiatr na moją wełnę i Pantokrator (1979). Faulkneryzm, który ujawnił się u Łozińskiego w Paroksyzmie, ugruntował się w Pantokratorze i w Martwej naturze, polega między innymi na budowaniu powiązań międzypowieściowych.

Martwa natura jest utworem łat­wiejszym niż Za zimny wiatr na moją wełnę i Pantokrator, jest jednak z nimi powiązana, jest to powiązanie zo­bowiązujące, Pantokrator jest przecież utworem wielkich pisarskich ambicji i osiągnięciem pisarskim dużej miary.

W Pantokratorze nie naśladuje Ło­ziński stylistyki Faulknerowskich mo­nologów wewnętrznych, którą stwo­rzyli polscy tłumacze tego pisarza, lecz tworzy w polszczyźnie własny odpo­wiednik Faulknerowskiej mowy wew­nętrznej człowieka z całym jej języko­wym barbarzyństwem.

Faulkner, którego sobie Łoziński tym razem przypasował do swoich potrzeb, to Faulkner demaskator świa­ta Snopesów. Swój świat Snopesów odkrył Łoziński w hochsztaplerstwie intelektualnym, w zjawisku tym zobaczył polskie i glo­balne signum temporis, w prezentacji zjawiska zademonstrował całą swoją pisarską siłę.

Mowa wewnętrzna człowieka w ujęciu patetycznym nie zawsze Łozińskiemu wychodzi, w ujęciu szyderczym jest to u niego mowa o sile żywiołu. Łoziński jest polskim odkrywcą dzikości wewnętrznej mowy.

W skromniej pomyślanej Martwej naturze nie ma miejsca na podobne odkrycia, Łoziński narzuca sobie w tym utworze dyscyplinę umiaru, u pisarza tak dzikiego jak on jest to bardzo potrzebne doświadczenie pi­sarskie. Dobrze się jednak stało, że do mowy wewnętrznej panny Smardz dołączył Łoziński nieco ostrzejszą mowę wewnętrzną jej rodziców, ponieważ dzięki temu Martwa natura nie różni się swoim charakterem literackim zbyt wyraźnie od tych utworów, z którymi jest powiązana, stanowiąc tym samym nieco inny, ale pełnoprawny człon bardzo wybitnego cyklu powieści.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content