copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
MOŻLIWOŚCI
Jakim pisarzem jest i może być Krzysztof Bielecki, wiedziałem już w lecie 1982 roku po przeczytaniu paru zdań jego listu skierowanego bezosobowo do redakcji „Twórczości”. Dwa dołączone do listu teksty nie nadawały się jeszcze do druku, nie przeczyło to jednak mojej bezwzględnej pewności, że przybył mi znów ktoś, w czyj pisarski los zapłaczę się sam lub dam się zaplątać.
Dalszy ciąg nastąpił jeszcze tego samego roku, gdy bezpośrednio po lekturze Kamienia na kamieniu (dałem na piśmie świadectwo, czym była dla mnie ta lektura) przyszło mi czytać powieść Fistaszek.
Wielkie lektury tym się oznaczają, że długo po nich inne słowa nie mają żadnej mocy. Zbieg okoliczności mógł więc sprawić, że pozostałbym głuchy na słowo debiutanckiej powieści, co zresztą przytrafiło się innym w tej samej co ja sytuacji. Dla mnie pisarskie słowo Fistaszka ocaliło się swoim doskonałym przeciwieństwem do słowa Kamienia na kamieniu.
U Myśliwskiego jawna i ukryta powaga słów, ich niepodważalna pełnowartość, ich trwałe, sprawdzone w tysiącleciu, znaczenie, ich nierozerwalne na wieki dopasowanie. U debiutanta jawny i ukryty żart w słowie ze słowa o dwuznacznej wartości, o okazjonalnym (wymyślonym na doraźny użytek) znaczeniu, o rozwiązłej przylepności do innych słów wszelkiego autoramentu.
Lektura Kamienia na kamieniu przywraca starą wiarę w najgłębszą powagę literatury, lektura Fistaszka dowodzi, że rozpasana kpina z literatury może być nadal wspaniałą literaturą. W Fistaszku parodiuje się o wiele drastyczniej, niż to zwykł robić Sławomir Mrożek, wiele kształtów literackiego słowa, mając na oku zasadniczą niewspółmierność praktyk literackich do tych literackich możliwości, którymi rozporządza twórcza wyobraźnia, jeśli jej kompetencji nie ograniczają bezwład i artystyczne przesądy.
W zbiorze Fith 2016 i inne opowiadania (moja lektura maszynopisu 1985) kpina z literatury (parodystyczność) jest mniej ostentacyjna niż w Fistaszku, nie wskazuje się na nią palcem, może zresztą wcale me jest ważne, czy się zauważy, że Ubogi golem i Fith 2016 są parodią fantastyki naukowej, że w opowiadaniu Nie ma czarów, nie ma aniołów raz jeszcze po orgiach szyderstwa w Fistaszku zadrwi się z literatury podróżniczej, rozprawiając się przy okazji z narracją traktatową, że w opowiadaniu Piękne nogi woźnej Adelajdy wbija się niezauważalnie gwóźdź do trumny literatury jednej a w opowiadaniu Męczeństwo Alicji drugiej, ponieważ znacznie ważniejsze, jeśli nie jedynie ważne, jest pokapować się przy czytaniu tych utworów, jak świadomość, że literatura polega głównie na skutecznym sugerowaniu uniwersalnych znaczeń wszystkiemu, o czym się opowiada, pozwala w przymierzu z wyobraźnią przemieniać prześcieradło w całą przedmiotową rzeczywistość (w kosmos, jeśli ktoś chce), a pukanie do drzwi w całe dzianie się świata z piątą i dziesiątą wojną atomową włącznie.
Wybębniam łopatologicznie artystyczną ideę pisarstwa Krzysztofa Bieleckiego (nie on ją wymyślił i stworzył, ta idea jest wszechobecna w sztuce, on ją dobrze sobie przyswoił i z prawdziwym wdziękiem wykorzystał), gdyż trwa we mnie wzburzenie, jakie mnie ogarnęło po usłyszeniu opinii, że opowiadania Krzysztofa Bieleckiego są intelektualnie hermetyczne i wykluczają możliwość literackiej komunikacji, na której autorowi w ogóle nie zależy.
A w czym że tu hermę tyka i jakaż to, do stu tysięcy wojen atomowych, hermeneutyka? Przecież wyobraźnia (nie indywidualna, nie chora, lecz zbiorowa, historyczna, powtarzalna, w historii, wiecznie żywa) może zmienić kołek w płocie w Pana Boga i uwierzą w to miliony, a artyście nie wolno na użytek fikcji literackiej uznać prześcieradła za znak wszystkiego, co ktoś ma i zna, co dane lub zdobyte, co chce się zatrzymać lub odrzucić. Co w opowiadaniu Ubogi golem, w którym sztuczny człowiek przyszłości przeżywa dramat posiadania (prześcieradło) i marzy o dalszych zdobyczach (poduszka), może być niezrozumiałe i dla kogo, przecież w narracji robi się tu dokładnie to samo, co można obejrzeć w cyrku, do którego bez wyobraźni też nie ma co zaglądać.
Narracyjnej żonglerki znakami i znaczeniami, powtarzam, sam Krzysztof Bielecki nie wymyślił, mógłby, gdyby chciał, nauczyć się jej u różnych pisarzy, najprawdopodobniej podpatrzył ją w Kosmosie Gombrowicza, pojmując jednocześnie, że sztuce takiej, bardziej niż intelektualny konceptualizm mistrza, sprzyjać musi materia żywej wyobraźni dzieciństwa i młodości, wyobraźnia taka bowiem ma przyrodzoną (u większość ludzi) moc przemiany czegokolwiek (rzeczy, stanu czynności) w cokolwiek innego, w rezultacie ma moc (najistotniejszą dla sztuki) przemiany części w całość, sztuka bowiem, jeśli jest sztuką, musi nawet pupę Maryni przedstawić tak, żeby w pupie Maryni przeglądało się całe dzieło stworzenia.
Genialny pisarz austriacki, Albert Paris Gütersloh, oparł swoją sztukę narracji u prozie (zwłaszcza Słońce i księżyc) na prawic identikach najrozmaitszych kategorii intelektualnych, jakie stworzyła ludzkość w ciągu swoich dziejów. Gütersloha można nazwać pisarzem hermetycznym, czytanie jego dzieł wymaga orientacji w religiach, filozofiach i naukach, pisarz Krzysztof Bielecki nie jest pisarzem hermetycznym; żeby go rozumieć, wystarczy przypomnieć sobie, co widzieliśmy, gdyśmy patrzyli na uda woźnej lub sklepikarki, co słyszeliśmy, gdy dziadek siedział przy piecu i opowiadał, także to, jak zabijaliśmy w wyobraźni żywych i wskrzeszaliśmy martwych; żeby go zrozumieć, wystarczy przyznać się chociażby przed samym sobą, że zabijanie żywych i wskrzeszanie martwych stanowi naszą rzeczywistość wewnętrzną wszystkich dni i nocy, że podróżujemy jakże często ,,w osiemdziesiąt dni dookoła Dziadka”, czyli błąkając się po światach tych, których kochamy, że jest to zawsze i wciąż najważniejsza podróż na granicy między wszystkim, co jest, i wszystkim, czego nie ma, na tej granicy odnajdujemy się zawsze, gdy poraża nas świadomość, że w ogóle jesteśmy.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy