copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
NAJLEPSZY ZE ŚWIATÓW
Vladan Desnica, Niespokojne wiosny, Warszawa 1960
Jak to dobrze, że nie ominęła mnie lektura powieści tego serbochorwackiego autora, o którym zresztą, wstyd powiedzieć, nic nie wiem. Nic łatwiejszego niż przegapienie książki z mało znanej literatury. Nawet ktoś tak zawodowo zajmujący się czytaniem, jak ja, nie jest w stanie czytać wszystkiego. Nawet krytyk jest skazany na pośrednictwo innych krytyków, zwłaszcza w zakresie literatur obcych, których sam nie śledzi. A nie ma akurat krytyków, którym człowiek przyzwyczaiłby się wierzyć, jeśli chodzi o sądy na temat różnych słowiańskich literatur. Wierzyć można tylko ludziom i tylko niektórym, i tylko w jakimś sensie poznanym. W tej sprawie ludzi nie zastąpią takie czy inne anonimy. Słowem mogłaby mnie ominąć satysfakcja przeczytania książki przemądrej i przeuroczej, gdyby przypadkowo i prywatnie nie zarekomendował mi jej Julian Stryjkowski. Nie mogę się powstrzymać przed publicznym wyrażeniem wdzięczności Julianowi Stryjkowskiemu. Niespokojne wiosny to książka nadzwyczajnej urody. Aż przykro, że mogłaby zostać nie zauważona. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek poświęcił jej więcej uwagi niż przystało na konwencjonalną sprawozdawczość. To nader smutny fakt.
Co do mnie, już dawno nie zdarzyło mi się, żeby jakiś całkiem nie znany mi i nowy autor do tego stopnia mnie zafascynował. Wielką radość odkrywania nowego pisarza przeżywamy zwykle wtedy, gdy nowe nazwisko pisarza przybywa literaturze narodowej. Taką radość przeżywam ostatnio w związku z utworami Edwarda Stachury. Odkrywanie pisarzy obcych poprzedza zwykle już ustalona sława. O Vladanie Desnicy, jak się rzekło, nic przedtem nie słyszałem a i w tej chwili nie zdążyłem jeszcze dowiedzieć się, co to nazwisko znaczy dla literatury serbochorwackiej. Jedno zdanie informacji na obwolucie Niespokojnych wiosen jest aż nazbyt ogólnikowe: „Nagrodzona w 1957 r. powieść Vladana Desnicy Niespokojne wiosny to jedno z ciekawych osiągnięć powojennej literatury jugosłowiańskiej”. To bardzo skromna informacja. Sama książka mówi jednak dostatecznie dużo. Mógł ją napisać jedynie wspaniały człowiek: mądry, prosty, wrażliwy, urzekający. Ufam jeszcze bez reszty swojej intuicji krytycznej. Domyślam się na podstawie kreacji narratora Niespokojnych wiosen, jaki musi być sam pisarz.
Narratorem Niespokojnych wiosen jest cygańska dusza, artysta skrzypek, który w szpitalu w roku 1936 opowiada o swoim życiu, opisuje i komentuje swoje doświadczenia. Narrator jest już na progu starości, grozi mu w każdej chwili śmierć. Jego opowieść dotyczy dzieciństwa, złotego wieku człowieka, wplatają się w tę opowieść nieliczne doświadczenia czasów młodości, jeszcze mniej liczne doświadczenia wieku dojrzałego, a prawdziwy trzon narracji stanowią bardzo proste, bardzo zwyczajne autoanalizy psychologiczne, filozoficzne, moralne i estetyczne. Te autoanalizy dotyczą wszelkich możliwych relacji człowieka ze światem, z innymi, z naturą, z nieskończonością. Ze wszystkim. Nie sądzę, żeby powieść Desnicy miała charakter autobiograficzny w sensie samych faktów życiowych. Narrator Ivan Galeb jako gatunek człowieka, jako struktura psychologiczno-moralna, określa chyba jednak typ ludzki samego autora. Ivana Galeba niesposób byłoby wymyślić. Tego w żadnym wypadku nie dałoby się zrobić. Camus nie wymyśliłby swojego Clamence’a, gdyby sam nim nie był w najgłębszym, w najintymniejszym sensie. Ivan Galeb to taki Clamence Vladana Desnicy, całkiem zresztą od Camusowskiego różny. Ivan Galeb jest od Clamence’a prostszy, wrażliwszy, delikatniejszy i słabszy, nieszczęśliwszy i szczęśliwszy, uboższy i bogatszy, naiwniejszy i mądrzejszy. A zresztą całkiem po prostu i zwyczajnie jest to człowiek wspaniały, jakiś zabytek człowieka prawdziwego, człowieka kulturalnego, człowieka do zakochania, do przyjaźni, do podziwu.
Ivan Galeb wprowadza nas swoją opowieścią w świat cudów człowieczeństwa. Cudem i dobrem w jego opowieści jest słabość i naiwność człowieka, cudem i dobrem są niekonsekwencje w człowieku, cudem i dobrem są ludzkie złudzenia. Ivan Galeb odkrywa dobre i złe strony wszystkiego: cudowność i okrucieństwo dzieciństwa, smutek miłości, bezsens powodzenia i ludzki sens klęski, korzyści choroby i dobro umierania. Blaski i nędze wszystkiego, co ludzkie, stanowią zresztą w tej opowieści główną treść hymnu na cześć życia z całym jego dobrem i złem, z całym jego sensem i bezsensem, z całą jego nędzą i bogactwem. Niespokojne wiosny to wielka i świadoma pochwała sprzeczności w samym człowieku i sprzeczności w naturze życia. Narrator wypowiada to wprost w rozmowie z ojcem Angelo, „liberalnym zakonnikiem”. „A przecież to właśnie nazywamy człowiekiem, ojcze: sumę intymnych kontradykcji, zaszytych w jedną ludzką skórę. I im liczniejsze są i większe te kontradykcje, tym pełniejszy i kompletniejszy jest człowiek” (s. 202).
W tej prostej definicji człowieka wyraża się cała filozofia życiowa Ivana Galeba. Narrator Desnicy wynalazł sposób na pogodzenie się z sobą, z innymi, ze wszystkim. Ivan Galeb uznaje sprzeczności, uznaje różność ludzi i spraw ludzkich, ceni różność we wszelkich postaciach i jeśli czegokolwiek pragnie, to przede wszystkim tolerancji dla tej różności. Sam jest tolerancyjny dla wszystkiego i pragnie tolerancji dla siebie, w niej upatrując istotę mądrości, szczyt kultury, jedyną niepodważalną wartość. „Nigdy, nawet w młodości, nie uważałem, że udowodnienie swojej tezy lub odniesienie triumfu dzięki swojemu sposobowi myślenia ma większe znaczenie na jakimś ogólnoludzkim planie niż nierozgoryczanie człowieka i nieniszczenie jakiejś jego, chociażby najskromniejszej, harmonii” (s. 183). „Przecież nie rozmawia się zawsze tylko po to, żeby ktoś o czymś przekonał lub wyprowadził z błędu. Rozmowa może być przyjemnością, czystym zadowoleniem ducha, a poza tym – zwyczajnym, bez żadnych skrytych zamiarów, porządkowaniem, przeciwstawianiem, wymianą myśli, wiązaniem w szereg nastrojów, następstwem przyjemnostek, w których nanizywaniu i przeplataniu tkwi cały sens i cel” (s. 177). Trudno o bardziej ludzkie określenie celu pisarstwa między innymi. „Czyste zadowolenie ducha” to cel naprawdę wzniosły, prawdziwie ludzki i prawdziwie dobry. Dobry – tym razem chyba nawet nie sprzecznościowo, dobry – w sensie absolutnym.
Ivan Galeb wie ponad wszelką wątpliwość, że wszystko oparte jest na sprzecznościach, ale nie odmawia sobie wcale prawa do wiary w wartości absolutne. Wie na przykład, że śmierć jest nieuniknionym zaprzeczeniem życia, ale nie przeszkadza mu to wcale hołubić w sobie promyka naiwnej i dziecięcej wiary we własną nieśmiertelność. To nic, że ta wiara jest zupełnie bez sensu. Przecież nie wszystko musi akurat mieć sens. Świat doskonale sensowny byłby dopiero jakimś supernonsensem, okropieństwem bezprzykładnym, obrzydliwością nie do zniesienia. To byłby świat, którego Ivan Galeb nie mógłby absolutnie kochać. Świat sensowny i bezsensowny zarazem to dla niego świat niewyczerpanych możliwości, świat wiecznej przygody, świat najlepszy ze światów. Świat odarty z prawdopodobnych i nieprawdopodobnych możliwości byłby dla Galeba światem martwym, światem nie do zaaprobowania. „Nie cierpię – to zadziwiająco bezwzględna deklaracja narratora – ludzi, których całkowicie wypełnia, których motorem jest jedna jedyna myśl. Jakkolwiek wielka byłaby ta myśl, wydaje mi się. sprężyną w drewnianej lalce” (s. 341-342).
Jego ideałem jest zatracenie się w labiryncie możliwości, z których każda jest na równych prawach. W bogactwie możliwości, tak jak w sprzecznościach człowieka, zamyka się cała uroda życia. Dlatego Ivan Galeb nie uznaje jakiejś jednej filozofii życia. Jemu i w tym zakresie potrzebna jest różność. „Jeśli człowiek nie ma płaskiej, stronniczej, wyłączającej się, jednostronnej i cząstkowej wizji świata, jeśli stanowi jaką taką całość, jeśli w minimalnej chociaż skali jest miniaturką kosmosu – to bez wątpienia potrafi sobie przyswajać liczne i różnorodne sposoby odczuwania, a więc potrafi wchłaniać, rozumieć i przyswajać sobie liczne i różne, a czasem i zupełnie sprzeczne filozofie. Co prawda myśliciele są na ogół jednostronni, zażarcie ekskluzywni. Ale w tym właśnie tkwi ich największa wada. Dlatego od nich, od każdego z osobna, nie możemy oczekiwać objawienia. Lecz jeśli ich weźmiemy razem, jeśli każdego z nich potraktujemy jako pojedynczy instrument wielkiej orkiestry, dopiero zaczyna »grać«. Wtedy staje się czymś szerokim, dającym się ogarnąć, mającym niezliczoną ilość kształtów i postaci, czymś niezwykle bogatym i różnorodnym – właśnie takim, jakie jest samo życie” (s. 97-98).
Widać w tych deklaracjach dostatecznie wyraźnie filozoficzną zasadę opowieści Ivana Galeba o swoim życiu. Należałoby jeszcze wykryć zasadę artystyczną tej opowieści. Dopatrywałbym się jej w takim oto sformułowaniu: „To, co istotne, stanowi zaledwie połowę zagadnienia. Częstokroć połowę mniej istotną. Dopiero to, co istotne i co nieistotne, składa się na całą prawdę” (s. 306). Opowieść Galeba jest doskonale bezpretensjonalna, gawędziarska, pełna uroczych szczególików, czysto poetyckich drobiazgów. Ivan Galeb, określający sam siebie jako wiecznego szesnastolatka, ocala w swej opowieści całą fantastykę dzieciństwa. Galeb wychowuje się w domu dziadka, burmistrza w nadmorskim miasteczku. Ten dziadek jest uosobieniem rozsądku i wszechwładnego praktycyzmu. Dla wnuka jednak nie istnieje świat praktyczny i zwyczajny. Dla niego wszystko jest fantastyczne, zaczarowane, pełne ukrytych znaczeń, niezwykłych sensów i bezsensów. Galeb widzi w skończoności nieskończoność, w praktyczności metafizykę, w racjonalnym irracjonalne i na odwrót. Galeb nie stracił daru takiego widzenia nawet w wieku dojrzałym, nawet na łóżku szpitalnym. Zwykłe słowa jakiegoś pacjenta („Panie doktorze, puchną mi nogi, brak mi tchu, serce nawala. Zdaje mi się, że i wątroba nienajlepiej pracuje. Ale wszystko to znoszę jako tako. Najgorzej, że i ja sam zaczynam źle się czuć” – s. 298) uderzają go swoją zdumiewającą treścią. Brzuch chorego na raka generała to dla niego obiekt niezwykłych historiozoficznych skojarzeń. Dlatego dorosły obieżyświat Galeb nie znajduje wspólnego języka z przyjaciółmi z czasów młodości: z Ivanem, który się urządził jako przedsiębiorczy aptekarz, z Mato, który stał się urządzonym życiowo weterynarzem. Dojrzały Galeb nie rozumie zresztą także młodego studenta, który cały się podporządkował swojej jednej myśli. Galeb nie może zrozumieć, że ktoś widzi w jednej myśli klucz do wszystkich tematów, ponieważ on sam ma tysiąc myśli na jeden temat. Oczywiście życiowo wszystko kończy się dla Gałeba niepowodzeniem, Galeb nawet po wyjściu ze szpitala nie będzie myślał o skutecznym urządzeniu się w życiu. Inni w życiu się przemeblowywują, on mógł w najlepszym wypadku „przewalizkowywać się”. I to jednak nie będzie chyba możliwe dla Galeba starca. On jest jednak na wszystko przygotowany. Ma i w tym względzie swoje zdanie. „Oznacza to w pewnym stopniu, że we wszystkich sprawach, po to, aby dojść do ostatecznego i pełnego uświadomienia sobie niektórych rzeczy, musimy iść aż do końca. To znaczy do punktu niepowodzenie. W tym sensie można by powiedzieć, że dopiero niepowodzenie zaokrągla, nadaje sens naszemu życiu, że dopiero niepowodzenie koronuje nasze dzieło” (s. 57). Galeb pozostanie wiecznym dzieckiem, Galeb będzie do końca artystą.
Tak się złożyło, że przeczytałem w ostatnich czasach wiele obcych i polskich książek, w których autorzy uciekają się do dzieciństwa jako swego złotego wieku. Nie wymienię nazwisk, ponieważ niektóre są zbyt wielkie i ktoś złośliwy a niezbyt mądry pomyślałby od razu, że chcę porównywać Vladana Desnicę z geniuszami światowej literatury. Porównywać nie chcę, ale Niespokojne wiosny wywarły na mnie wyraźnie wrażenie. Bohater Niespokojnych wiosen jest fascynujący, a jego świat jest światem najprawdziwszym z prawdziwych. Chciałoby się nawet uwierzyć, że jest to najlepszy ze światów, ponieważ Ivan Galeb w tak cudowny, w tak wprost nieprawdopodobny sposób podporządkowuje go swojej własnej wewnętrznej naturze, stwarza go na obraz i podobieństwo swoje. Ten świat jest identyczny z nim samym i on o tym wie najlepiej. „Jak już stwierdziłem bowiem, na tym bożym świecie, w kosmosie także, jest mnóstwo innych rzeczy, lecz wszystkie one są wymienne, dadzą się zastąpić – aby istniał wszechświat, wcale nie są konieczne. Ale w całym wszechświecie, i «dalej», jeśli to dalej istnieje, jest tylko jedno jedyne, niezastąpione i – jeśli mowa o samym istnieniu istnienia – niezbędne ja” (s. 305). Trzeba być absolutnie szczerym, żeby móc to powiedzieć, i trzeba być prawdziwym człowiekiem, żeby taki świat nie był ubogi, martwy i odrażający. Najbardziej mnie zdumiewa w Niespokojnych wiosnach wiara pisarza, że człowiek mimo wszystko może być prawdziwy i żeby tak rzec – w najlepszym gatunku. Czy może?
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy