copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
NIEZDARZENIE
W dziejach literatury jak we wszystkim przypadki grają taką samą rolę jak konieczności, jeśli już respektować te stare rozróżnienia.
W polskiej literaturze mogło dojść w latach trzydziestych do zdarzeń o doniosłych konsekwencjach, kto wie, czy przypadki tych możliwości nie unicestwiły.
Pojawienie się w skali społecznej literatury o chłopskiej proweniencji kulturalnej mogło oznaczać, wolno tak pomyśleć, upełnoprawnienie literackie źródłowych postaci polszczyzny, gwar chłopskich i dialektów.
Byłoby to – w artystycznych konsekwencjach – rzeczywistym polskim odpowiednikiem tej rewolucji literackiej, jaką na świecie kojarzy się najczęściej z nazwiskiem Jamesa Joyce’a.
Bardzo ważne znaki nowego czasu literatury widzę w rzeczywistych i myślowych pielgrzymkach literackich do autora Życiorysu własnego robotnika (1930), do Jakuba Wojciechowskiego.
Ten czas – w takiej postaci, w jakiej był możliwy w Polsce w latach trzydziestych – nigdy nie nastąpił, zabrakło do tego szczęśliwego zbiegu okoliczności.
Że mogłoby do niego dojść, świadczy los pisarski Tomasza Skorupki (1862-1935), ojca Stanisława Helsztyńskiego.
Prawdy tego losu domyślałem się od lat, była ona dla mnie oczywista nawet bez żadnych dowodów.
Wspaniały dowód stał się publiczny prawie po sześćdziesięciu latach od śmierci Tomasza Skorupki.
Takim dowodem jest publikacja Listów i dopisków.
Listy i dopiski – „Regiony” 1993 nr 3 – rekomenduje Marian Pilot.
Jest to rekomendacja górna i entuzjastyczna, jej najpełniejszy wyraz widzę w deklaracji edytorskiej:
„Dopowiem to tylko jeszcze, że starałem się sporządzić jak najwierniejsze odbicie tekstu rękopiśmiennego. Niczego nie chciałem poprawiać, mimo że ten akurat tekst dałoby się poprawić zdumiewająco łatwo. Kusiło zwłaszcza, by poprawić kilka czy kilkanaście zaledwie drażniących błędów ortograficznych czy ewidentnych przeoczeń. Nie uczyniłem tego jednak, starałem się zachować każdy przecinek i każdą kropkę, niezależnie od tego, gdzie ją Tomasz Skorupka postawił: te listy, przeświadczony jestem głęboko, godne są takiej pieczołowitości”.
Za tą deklaracją kryje się rzecz wielkiej wagi, pełny autentyzm językowy Listów i dopisków, czyli wartość niemal całkowicie unikalna w polskim edytorstwie zabytków piśmiennictwa chłopskiego.
Ten autentyzm rzuca światło na deformacje, jakim, z wielką szkodą dla wartości, poddano publikację pamiętników Tomasza Skorupki pod tytułem Kto przy Obrze, temu dobrze (1967).
Dziś trudno może winić za te deformacje Stanisława Helsztyńskiego czy kogokolwiek innego, winna szkody jest taka ogólna świadomość wartości kulturalnej, która złowrogie konsekwencje językowej kastracji stawia ponad płodną moc języka.
Bez nieporozumień takiej świadomości mogłoby się zdarzyć, że Tomasza Skorupka byłby jak Jakub Wojciechowski twórcą takiej literatury chłopskiej, która byłaby pełnoprawna pod względem artystycznej fundamentalności z pisarstwem Jana Chryzostoma Paska i Henryka Rzewuskiego.
Dwóch to nie sam jeden autor Życiorysu własnego robotnika, nic to, że Tomasz Skorupka o dziele Jakuba Wojciechowskiego nie jest dobrego zdania.
Oni dwaj, gdyby ich dzieła w latach trzydziestych zaistniały równocześnie, byliby w stanie wyzwolić tajemne moce polskiego słowa.
Oni dwaj mogliby stworzyć fundamenty, na których powstać by mogła literatura nurtu chłopskiego zupełnie inna, niż powstała.
W Listach i dopiskach (nie w pamiętniku) widać pisarską siłę Tomasza Skorupki, jego pełną pisarską autonomię.
Odpowiadał on na listy uczonego syna, te listy możemy sobie bez trudu wyobrazić.
W odpowiedziach na nie, nie ma najmniejszych oznak literackiej zależności, literackiego upodobnienia, a przecież autor odpowiedzi byłby do czegoś takiego zdolny (znalazłyby się na to dowody).
Tomasz Skorupka ulepsza swoje pisanie im więcej pisze, wzmacnia jego lapidarność, nie zdradza jego językowej podstawy, słowa mówionego.
Ono ma prawo pokazać się ze wszystkimi swoimi osobliwościami i – co jeszcze ważniejsze – ze wszystkimi osobliwościami swoich powiązań z innymi słowami, czyli z osobliwościami składni.
W niej usłyszeć można echa tak pierwotne, jakby autor nasłuchiwał ich u samego Mikołaja Reja.
U nich obydwu i u Jakuba Wojciechowskiego piszącą rękę prowadzi ta sama muzyka żywego słowa, z tej muzyki biorą się ich składniowe budowle, architektura żywej mowy.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy