Niezdarzenie, czytane w maszynopisie, Twórczość 7-8/1995

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

NIEZDARZENIE

W dziejach literatury jak we wszystkim przypadki grają taką samą rolę jak konie­czności, jeśli już respektować te stare roz­różnienia.

W polskiej literaturze mogło dojść w latach trzydziestych do zdarzeń o doniosłych konsekwencjach, kto wie, czy przypadki tych moż­liwości nie unicestwiły.

Pojawienie się w skali społecznej literatury o chłopskiej proweniencji kulturalnej mogło oznaczać, wolno tak pomyśleć, upełnoprawnienie literackie źródłowych postaci polszczyzny, gwar chłopskich i dialektów.

Byłoby to – w artystycznych konsekwen­cjach – rzeczywistym polskim odpowiedni­kiem tej rewolucji literackiej, jaką na świecie kojarzy się najczęściej z nazwiskiem Jamesa Joyce’a.

Bardzo ważne znaki nowego czasu literatury widzę w rzeczywistych i myślowych pielgrzymkach literackich do autora Życiorysu własnego robotnika (1930), do Jakuba Wojciechowskiego.

Ten czas – w takiej postaci, w jakiej był możliwy w Polsce w latach trzydziestych – nigdy nie nastąpił, zabrakło do tego szczęśli­wego zbiegu okoliczności.

Że mogłoby do niego dojść, świadczy los pisarski Tomasza Skorupki (1862-1935), ojca Stanisława Helsztyńskiego.

Prawdy tego losu domyślałem się od lat, była ona dla mnie oczywista nawet bez żadnych dowodów.

Wspaniały dowód stał się publiczny prawie po sześćdziesięciu latach od śmierci Tomasza Skorupki.

Takim dowodem jest publikacja Listów i dopisków.

Listy i dopiski – „Regiony” 1993 nr 3 – rekomenduje Marian Pilot.

Jest to rekomendacja górna i entuzjasty­czna, jej najpełniejszy wyraz widzę w deklara­cji edytorskiej:

„Dopowiem to tylko jeszcze, że starałem się sporządzić jak najwierniejsze odbicie tekstu rękopiśmiennego. Niczego nie chciałem po­prawiać, mimo że ten akurat tekst dałoby się poprawić zdumiewająco łatwo. Kusiło zwła­szcza, by poprawić kilka czy kilkanaście zaledwie drażniących błędów ortograficznych czy ewidentnych przeoczeń. Nie uczyniłem tego jednak, starałem się zachować każdy przecinek i każdą kropkę, niezależnie od tego, gdzie ją Tomasz Skorupka postawił: te listy, przeświadczony jestem głęboko, godne są takiej pieczołowitości”.

Za tą deklaracją kryje się rzecz wielkiej wagi, pełny autentyzm językowy Listów i dopi­sków, czyli wartość niemal całkowicie unikalna w polskim edytorstwie zabytków piśmien­nictwa chłopskiego.

Ten autentyzm rzuca światło na deformacje, jakim, z wielką szkodą dla wartości, poddano publikację pamiętników Tomasza Skorupki pod tytułem Kto przy Obrze, temu dobrze (1967).

Dziś trudno może winić za te deformacje Stanisława Helsztyńskiego czy kogokolwiek innego, winna szkody jest taka ogólna świa­domość wartości kulturalnej, która złowrogie konsekwencje językowej kastracji stawia po­nad płodną moc języka.

Bez nieporozumień takiej świadomości mog­łoby się zdarzyć, że Tomasza Skorupka byłby jak Jakub Wojciechowski twórcą takiej litera­tury chłopskiej, która byłaby pełnoprawna pod względem artystycznej fundamentalności z pisarstwem Jana Chryzostoma Paska i Hen­ryka Rzewuskiego.

Dwóch to nie sam jeden autor Życiorysu własnego robotnika, nic to, że Tomasz Sko­rupka o dziele Jakuba Wojciechowskiego nie jest dobrego zdania.

Oni dwaj, gdyby ich dzieła w latach trzy­dziestych zaistniały równocześnie, byliby w stanie wyzwolić tajemne moce polskiego sło­wa.

Oni dwaj mogliby stworzyć fundamenty, na których powstać by mogła literatura nurtu chłopskiego zupełnie inna, niż powstała.

W Listach i dopiskach (nie w pamiętniku) widać pisarską siłę Tomasza Skorupki, jego pełną pisarską autonomię.

Odpowiadał on na listy uczonego syna, te listy możemy sobie bez trudu wyobrazić.

W odpowiedziach na nie, nie ma najmniej­szych oznak literackiej zależności, literackiego upodobnienia, a przecież autor odpowiedzi byłby do czegoś takiego zdolny (znalazłyby się na to dowody).

Tomasz Skorupka ulepsza swoje pisanie im więcej pisze, wzmacnia jego lapidarność, nie zdradza jego językowej podstawy, słowa mó­wionego.

Ono ma prawo pokazać się ze wszystkimi swoimi osobliwościami i – co jeszcze ważniej­sze – ze wszystkimi osobliwościami swoich powiązań z innymi słowami, czyli z osobliwoś­ciami składni.

W niej usłyszeć można echa tak pierwotne, jakby autor nasłuchiwał ich u samego Miko­łaja Reja.

U nich obydwu i u Jakuba Wojciechowskiego piszącą rękę prowadzi ta sama muzyka żywego słowa, z tej muzyki biorą się ich skład­niowe budowle, architektura żywej mowy.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content