Nowa rzeczywistość, Twórczość 6/1969

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

NOWA RZECZYWISTOŚĆ

Kazimierz Brandys, Rynek. Wspomnienia z teraźniejszości

Pisząc w artykule Między ślepymi ścianami o utworach Sposób bycia i Bardzo starzy oboje, zakończyłem swoje wywody dosyć enigmatyczną uwagą: „Doleczek i Bubulka znieśli wszystko, bo wszystkiego tylko w drobnej części byli świadomi. Gdyby byli świadomi jeszcze mniej, ich spra­wę zobaczyłby pisarz taki jak Brandys znów na tle ślepej ściany”. W tej uwadze starałem się wyrazić konsta­tację, dotyczącą jednej z granic – miałem prawo sądzić, że nieprzekra­czalnych – pisarskich możliwości Ka­zimierza Brandysa. Chodziło mi o to, że Brandys w całym swoim pisarstwie był tylko i wyłącznie złym lub dobrym eksploatatorem fałszywej lub prawdziwej świadomości ludzkiej i poza sferę świadomości nigdy i w ni­czym nie wykraczał.

Człowiek był dla niego tylko świa­domością, i to świadomością w całości wyrażalną w dzisiejszym obiegowym języku intelektualnym. To, co poza świadomością,, mogło istnieć dla Bran­dysa tylko jako teren ekspansji dla świadomości lub jako zadanie, które świadomość powinna wykonać. Jesz­cze w Dżokerze stawiał Brandys świa­domość przed zadaniem trudnym, ale wykonalnym. Świadomość ma w tym utworze towarzyszyć przymusowej i jednocześnie zaakceptowanej (a więc dobrowolnej) śmierci. I towarzyszy, potwierdzając starą hierarchię gestów, na jakie świadomość ludzka może się zdobyć. Gest prowokacyjny z Sobie i państwu został zdystansowany ge­stem ostatecznym w Dżokerze. Ślepa ściana została przesunięta na odleg­łość, jaka dzieli gest straceńczy od gestu ostatecznego.

Powracam do swojej metafory kry­tycznej głównie po to, żeby ją przy­pasować do tej sytuacji pisarskiej Kazimierza Brandy są, jaką stwarza napi­sanie Rynku. Ten utwór, tak – zda­wałoby się – podobny do Dżokera, jest od niego niemal biegunowo róż­ny. W Dżokerze przesuwa Brandys swoją ślepą ścianę, którą miał przed oczyma, w Rynku rozbija tę, którą miał za plecami. Rynek jest może naj­bardziej zaskakującą niespodzianką w pisarstwie Brandysa. Pisarz, który uznawał jedynie sferę świadomości w człowieku, odkrywa nagle całe obsza­ry istnienia nieświadomego albo świa­domego tak zupełnie inaczej, że ta nieznana świadomość jest tożsama z tym, co wcześniejszy Brandys musiałby na­zwać brakiem świadomości.

Podobieństwo Dżokera i Rynku wy­nika z tożsamości postaci narratora, który i w jednym, i w drugim przy­padku jest nie ukrywaną literacką autokreacją samego Kazimierza Bran­dysa, który bez kamuflażu przekazuje dwa przylegające do siebie odcinki czasowe swojej duchowej biografii. Ten sam narrator (ale czy ta sama świadomość?) zajmuje się jednak w obydwu utworach zupełnie czym in­nym. W Dżokerze świadomość Brandysa dokonuje aktu ekspansji intelek­tualnej, w Rynku uznaje autonomię sfer istnienia nieświadomego i rejestruje jej fenomeny.

Do Rynku nic prawie nie świad­czyło o tym, że Brandys widzi coś po­nadto, co rozumie lub mógłby zrozu­mieć. Na tej podstawie przypuszcza­łem, że para małżeńska z Bardzo sta­rzy oboje przestałaby dla niego istnieć, gdyby jeszcze trochę tylko była mniej świadoma, niż jest. Gdyby Doleczek i Bubulka nie byli w stanie przyjąć języka, który im Brandys powierzył, ich istnienie byłoby dla Brandysa tyl­ko plamą na ślepej ścianie. W Rynku natomiast już nie groziłoby im nie­istnienie. W Rynku Doleczek i Bubul­ka nawet bez żadnych opowieści ze swego życia, z którego tak prawie nic nie pojmowali, mogliby znaleźć się w najróżnorodniejszym i bardzo często wręcz znakomitym towarzystwie. Narrator Rynku byłby w stanie zobaczyć ich istnienie niezależne od świadomo­ści i nie jest niemożliwe, że zobaczyłby w tym istnieniu wzniosłość lub he­roizm. W Rynku zerwał Brandys ra­dykalnie ze światem, który konstytuowała dedukcja intelektualna i po raz pierwszy chyba uznał pierwszeństwo świata, którego się doświadcza.

Narrator Rynku nie przekreślił swojej świadomości i nie zrezygnował z jej ambicji, pogodził się jednak z jej ograniczonością i z tym, że świat jest nie na jej miarę, i możliwości, że świat jest większy. Świadomość nie może mu sprostać i musi ponosić klę­ski. Narrator Rynku wydobywa z pa­mięci przykłady klęsk znakomitych świadomości. Tak znakomitych, jak świadomości Nałkowskiej i Irzykowskiego. Świadomość może być tak świadoma swojej bezsilności wobec świata, że chce świat zaczarować i obezwładnić uległością. To przypadek Xandra, o którym w Rynku zostały napisane pierwsze prawdziwe słowa, choć poświęcono mu już lawiny słów. Świadomość może się przemienić w zrezygnowaną cierpliwość istnienia, na które nie wywiera już żadnego wpły­wu. To matka narratora, której istnienie formalne zamieniło się w rzeczywiste w wiele lat po jej śmier­ci. Świadomość daje się świadomie lub nieświadomie zabić i nie prze­kreśla to egzystencji, jak o tym świad­czy realność słów i gestów „pijacz­ków”, którzy uzyskali u Brandysa swój status egzystencjalny. Świado­mości można przeciwstawić rutynę i technikę powszedniej egzystencji, któ­rą wyobraźnia narratora Rynku usiłu­je prześwietlić w fikcyjnym wątku urzędnika i dentystki. Brak świado­mości może być ironicznym darem lo­su (chłopiec kaleka), źródłem wdzięku (ojciec narratora), źródłem siły trwa­nia w życiu (dziesiątki przykładów) i siły w godzinę śmierci (Bajkopisarz).

W Rynku jest coś z euforii pierw­szego oglądu jakiegoś nowego i nie przewidywanego pejzażu świata, choć jest to dla narratora pejzaż nie tyle nowy, co nigdy przedtem nie widziany naprawdę. Na temat widzenia można powiedzieć to samo, co narrator Ryn­ku mówi na temat widzenia. Trzeba chcieć widzieć, trzeba umieć widzieć. Może nawet trzeba być zmuszonym, że­by zobaczyć. Nie czuję się w prawie do snucia choćby tylko domysłów, co zmusiło Brandysa do zobaczenia tego, czego nie chciał czy mię umiał widzieć. Nie sądzę, żeby to był przymus kal­kulacji czysto literackiej. Dla kalku­lacji literackiej nie opuszcza się bez­piecznej rzeczywistości naiwnego lub krytycznego racjonalizmu, którą się z uporem stwarzało i do której się przy­wykło, żeby znaleźć się w rzeczywi­stości groźnej, w której trzeba uczyć się wszystkiego od początku i bez pewności, że można się z nią oswoić.

Z niebezpieczeństw postawy empi­rycznej zdaje sobie Brandy s w pełni sprawę, bo już tych niebezpieczeństw doświadczał, zanim stworzył sobie azyl dzięki aktywności racjonalizacyjnej. Wie, co traci i na co się naraża, zastępując ciągły trud intelektu ciąg­łym ryzykiem doświadczenia: „Idąc gdzieś, zbliżając się do jakiejś chwili czy miejsca, zawsze trzeba wiedzieć, że będzie inaczej. Nie ma sekundy możliwej do wyobrażenia. Świat, który jest we mnie, nieustannie otrzymuje odpowiedź od świata, który jest poza mną. I odwrotnie: ja też stanowię część owej korekty, ja także bywam niespodziewaną pointą…” (s. 200).

Niebezpieczeństwom przeciwstawia Brandys zaufanie do praw dialektyki, co w przytoczonym sformułowaniu brzmi może nawet odrobinę butnie. Nie wiadomo jednak, czy nie jest to doraźny stylistyczny efekt, ponieważ Brandys bardzo lubi stylistyczne efek­ty. Rynek jako całość jest daleki od jakiejkolwiek pewności siebie. Przeciwnie nawet, jest to książka pełna najrozmaitszych niepewności, które są nie do uniknięcia, gdy się po bardzo długim przebywaniu w pokoju z biur­kiem i książkami wychodzi na ry­nek, na którym nie ma wprawdzie targowiska, ale jest coś z improwi­zowanego lunaparku. Nawet z dużym psem można czuć się w czymś takim nieswojo, bez psa fałszywy lunapark zamienia się w dżunglę, w dżungli mogą ożyć pierwsze przerażenia włas­ne, a przy odrobinie wyobrażenia mo­gą ożyć pierwotne przerażenia rodza­ju ludzkiego. Genezyjska wizja zawar­ta w „wątku Puargów” jest czymś, czego u Brandysa w żadnej mierze nie można było się spodziewać. Mniejsza o tak modną dziś inspirację etnogra­ficzną, mniejsza o tak wyraźną u Brandysa niewprawność w posługiwa­niu się językiem poetyckich symboli i metafor. Fakt, że u Brandysa poja­wiło się w ogóle coś takiego, jak „wą­tek Puargów”, świadczy najjaskrawiej o tym, jak gwałtownie rewolucja za­częła się dokonywać w pisarstwie Kazimierza Brandysa. Przyszłość poka­że – miejmy nadzieję – jej skutki i konsekwencje i może wyjaśni jej genezę.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content