Ocalenie, Twórczość 10/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

OCALENIE

Powieść Rak powstała między kwietniem 1981 i sierpniem 1983., pierwodruk ukazał się w „Twórczości” (1985 nr 3).

Ten wypis z metryki Raka ma znaczenie.

Rak ukazał się w „Twórczości” dokładnie w rok po Gwiezdnym księciu Andrzeja Łuczeńczyka, te dwa dzieła powstały w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych.

To znaczy wtedy, gdy polską literaturę – po obydwu stronach ideologicznej bary­kady – z samozaparciem przerabiano na żurnalistykę.

Artystom słowa pozostał jeden wybór, albo unicestwienie siebie, albo unicestwienie swojej sztuki.

W unicestwieniu siebie mogła wyręczyć biologia, robiła to nader skwapliwie, w unicestwianiu sztuki pomagali ci, którzy swoją własną rzucili lekką ręką na stos.

Nie wymagało to żadnych szczególnych aktów, wystarczało unicestwienie przez zignorowanie.

Dla ignorantów twórczość zignorowana nie istniała, nie było jej w latach osiemdzie­siątych, w znacznej mierze nie ma jej do dziś.

Do dziś nie doszło do publikacji w całości zamkniętego dorobku twórczego Andrzeja Łuczeńczyka.

Pisarstwo Jana Drzeżdżona z lat osiemdziesiątych jest znane prawie tylko we frag­mentach, tylko w części jest dostępne pisarstwo Krystyny Sakowicz.

Dariuszowi Bitnerowi udaje się ocalić ze swej twórczości przynajmniej część tego, co napisał.

Przyszła kolej na ocalenie Raka, którego z Gwiezdnym księciem zestawiam nie z lekkomyślności.

Gwiezdny książę (i cała twórczość Andrzeja Łuczeńczyka) jest wielkim wezwaniem do niezgody na zabijanie, Rak ujawnia, jak praktyki zabijania mogą się obywać bez narzędzi zbrodni.

Rak powstał z inspiracji Franza Kafki, czyli – tak to należy rozumieć – z inspiracji cierpienia przez wyobraźnię.

Wizjoner z Pragi wysnuł z wyobraźni całą zgrozę naszego świata, której sam nie zdążył doświadczyć.

Dariusz Bitner odwołuje się narracyjnie do Procesu Franza Kafki, ale nie musiałby tego robić, dając w narracji Raka tyle dowodów, ile daje, że ma ogromne – swoje własne – doświadczenie cierpienia przez wyobraźnię.

Z Franza Kafki – poza pierwszym zdaniem Procesu – niczego się nie zapożycza i nie potrzebuje zapożyczać.

Przesłuchanie na milicji narratora Raka nie tylko nie nawiązuje do Procesu, ale wręcz mu zaprzecza.

W powieściowym przesłuchaniu nie ma żadnej grozy ani realnej, ani metafizycznej.

Groza i horror są w samym narratorze Raka, w jego wnętrzu, w jego wyobraźni, w jego intelektualnej pracy nad doświadczeniem grozy i horroru.

Pod tym względem Rak ma wiele wspólnego ze sławną powieścią Jensa Bjørneboe Historia bestialstwa. Chwila wolności (Warszawa 1995).

Autor Raka jak Jens Bjørneboe studiuje i bada cierpienie przez wyobraźnię we włas­nym doświadczeniu bezpośrednim i poprzez doświadczenie utrwalone w największej sztuce.

To drugie doświadczenie okazuje się człowiekowi szczególnie przydatne w cierpieniu przez wyobraźnię, ono go krzepi, ono go oswaja z cierpieniem, które dla człowieka z wyobraźnią jest nie do uniknięcia.

Sławna formuła – ku pokrzepieniu serc – musiałaby znaczyć oswajanie z grozą istnienia, żeby mogła mieć jakikolwiek sens.

Jako twórca Dariusz Bitner jest wyspecjalizowany w oswajaniu grozy, daje temu świadectwo prawie we wszystkim, co napisał.

Narracja Raka ujawnia niemal metodycznie całe jego doświadczenie w tym zakresie.

Narracyjny monolog wewnętrzny nie ma nic ze strumienia świadomości, nic z nieuporządkowania, jest intelektualnie zdyscyplinowany, jest jak oszczędny w słowach protokół z prac wyobraźni.

Czytając tę narrację, myśli się, że organizuje ją konfrontacja człowieka z wyobraźnią z ludźmi bez wyobraźni.

Myśli się nawet, że taka właśnie dychotomia jest ważniejsza od wszystkich innych, ona wszystkie inne unieważnia lub sobie podporządkowuje.

Nie ma ludzi wolnych i niewolników, rządzących i rządzonych, bogaczy i biednych, są ludzie bez wyobraźni i ludzie z wyobraźnią.

Jedni są jak Kain, drudzy jak Abel. I na odwrót.

Jedni drugim zagrażają samym swoim istnieniem, jedni i drudzy wzajemnie się boją, jedni i drudzy wzajemnie się nienawidzą.

Istnieje niemal antropologiczna odrębność tych dwóch gatunków człowieka.

Ona ma dla Raka znaczenie tak fundamentalne, że ich narracyjna konfrontacja może się obyć bez żadnych drastyczności.

Przesłuchanie jest w Raku niemal pozorne, dla pytań i odpowiedzi nie istnieje realnie wspólny język.

Pytania – przy całej swojej pozorności – przypominają cios kastetem między oczy.

W odpowiedziach – przy ich nieokreśloności formalnej (narracyjnej) – mówią wyobraźnia i myśl, słychać w nich prawdziwe słowa, wyszukuje się je z mowy i pisma.

Wolno byłoby pomyśleć, że potrzebę odpowiedzi mogłaby zastąpić wysoka organiza­cja mowy wyłącznie wewnętrznej, wtedy jednak wpadłoby się nieuchronnie w gotową – jedną z wielu – konwencję monologu wewnętrznego.

Decyzja pisarska, żeby funkcję odpowiedzi spełniała własna – wewnętrzna lub zewnętrzna – dokumentacja w stanie surowym pod względem literackim, chroni narra­cję Raka od artystycznej wtórności.

Odpowiedzi realnych prawie nie ma (musiałyby być inne), są odpowiedzi jak gdyby potencjalne lub hipotetyczne, one tkwią w głowie lub w zapisanych słowach.

Z jednego i z drugiego montuje się zarys takich odpowiedzi, jakie byłyby możliwe, gdyby się chciało odpowiadać samemu sobie i dla siebie.

Zachowanie narracyjnych pozorów rozmowy umożliwia pozór komunikacyjnego kontaktu.

Pozór międzyludzkiej komunikacji stwarza założenie, że istnieje lub może istnieć coś, co jest wspólne człowiekowi z wyobraźnią i człowiekowi bez wyobraźni.

To coś chce się widzieć w lęku ciała, w lęku biologicznym.

Gdyby doszło do realnej rozmowy, słowa o lęku przed rakiem mogłyby być obu­stronnie zrozumiałe.

Zrozumiałe są, choć dla każdej ze stron inaczej, słowa strasznego języka broszury o raku.

Ten straszny język stworzyli ludzie bez wyobraźni, ale z tego nie wynika, że wolno go zignorować.

Wobec lęku nadrzędnego – wobec lęku przed niezależnym unicestwieniem, wobec lęku niemocy – obydwa gatunki człowieka powinny może zawiesić swoje lęki wzajemne.

Lęk nadrzędny – lęk jednakowy i wspólny, lęk Rodzaju – jakby coś narzuca, do czegoś wzywa.

Stawiając prawdziwe pytania, powinien by wymusić jakąś prawdziwą odpowiedź.

Dariusz Bitner odpowiedzi nie daje, nie zna jej, nie mógłby jej dać tak samo, jak w swoich kwestiach nie może jej dać i nie daje Andrzej Łuczeńczyk.

Ci dwaj pisarze – niemal po omacku – poznają, chcą poznać, mocą wyobraźni, szczególną sytuację człowieka w świecie.

Oni formułują nie formułowane pytania, prowokują pracę wyobraźni i myśli nad takimi odpowiedziami, w jakich błysk prawdy stałby się dostrzegalny choćby przez okamgnienie.

Można by wtedy uwierzyć, że prawdziwe odpowiedzi są możliwe, że istnieją potencjalnie.

20 lipca 1998
Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content