copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
OCALENIE WE DWOJE
Zyta Oryszyn, Najada, Warszawa 1970
To, co najważniejsze, powiedział o debiucie Zyty Oryszyn Jarosław Iwaszkiewicz, podnosząc niezależność debiutantki od literackiego wpływu indywidualności pisarskiej Edwarda Stachury, który wpływa na kilku początkujących pisarzy, nie wpłynął jednak na pisarski debiut swojej żony. Zyta Oryszyn jest od Stachury pisarsko niezależna, chociaż nie znaczy to wcale, że jest on w Najadzie w jakikolwiek sposób zignorowany. Jego obecność jest w Najadzie bądź prawie jawna (w dziesiątkach szczegółów i elementów rzeczywistości powieściowej), bądź ukryta, niemal ustawiczna jednak, ciążąca nad autorką i jej powieścią, o niejednym w Najadzie decydująca. Zaryzykowałbym nawet przypuszczenie, że decydująca o rzeczywistym sensie tego utworu, a nawet – to zakrawa na czysty wymysł – o jego kształcie narracyjnym.
Kształt narracyjny Najady nie wyniknął z określonej koncepcji, jest on daleki od doskonałości, w nim ujawnia się debiutancki charakter utworu, w którym poza tym niewiele cech debiutanckich można by się dopatrzyć. Ten kształt jest zresztą niełatwy do określenia. Przeważają w tekście powieści partie monologów wewnętrznych kilku postaci, głównie pary rzeczywistych bohaterów Najady, Sawki i Marychny, są to jednak monologi pisane w trzeciej osobie, a więc w określony sposób obiektywizowane, daje się w nich wykryć ingerencja kogoś, kto z monologującymi wewnętrznie wcale się nie utożsamia, słowem, ingerencja tzw. narratora ukrytego, fetory jednak jak gdyby wcale nie chce korzystać z wszystkich prerogatyw, z których tradycyjnie korzystał. Nie jest ani wszechwiedzący, ani lepiej wiedzący, byłby w ogóle do niczego niepotrzebny, gdyby autorce nie zależało na odrobinie dystansu i perspektywy, żeby na sprawy między człowiekiem a człowiekiem móc spojrzeć choć trochę z zewnątrz, choć trochę – jak to się określa – obiektywnie.
Potrzeba takiego spojrzenia na sprawy między człowiekiem a człowiekiem zrodziła potrzebę napisania Najady, która nie jest w żadnym sensie powieścią rodzajową, która jest powieścią o tym, dlaczego i po co człowiek potrzebuje człowieka, czym jest związek, który mógłby z takiej potrzeby wymknąć. Ukryty narrator wnosi do Najady prawdę, która ma być prawdą wyższą niż prawda jednego człowieka z osobna, ma to bowiem być prawda wspólna, modyfikująca nieuchronnie dwie prawdy indywidualne. Najada jest w całości powieścią o wyższości takiej prawdy wspólnej, o jej ratującym człowieka dobrodziejstwie. Historia narodzin miłości Sawki i Marychny nie budzi prawie żadnych skojarzeń romansowych, ponieważ w romansach nie rozważa się filozoficznie egzystencjalnej potrzeby związku dwojga ludzi, jego przyczyn, racji i celów. Miłość w sensie romansowym liczy się w Najadzie w minimalnym stopniu, prawdę mówiąc, wcale się nie liczy.
Związek, którego empiryczna weryfikacja została z Najady wyeliminowana, ma być szansą ocalenia we dwoje, ratunku przed wszystkim, co zagraża lub egzystencjalnie doskwiera. Przed samotnością pierwszą, czyli samotnością dzieciństwa, i przed samotnością ostatnią, czyli samotnością starości. I jedna, i druga zostały w powieści sugestywnie wyeksponowane. Pierwsza w retrospektywnie przywoływanych biografiach Sawki i Marychny, druga w monologu wewnętrznym starej Bielawskiej (matka Marychny) i w obserwacji życia kilku postaci epizodycznych. Przed złem w sobie i przed złem w świecie (jedno i drugie symbolizuje najada), przed daremnymi ucieczkami w świat i przed karykaturującymi egzystencję ucieczkami w siebie, nade wszystko przed brakiem celu, sensu i powodu egzystencji, które najłatwiej zobaczyć w oczach drugiego człowieka, który wybrał i został wybrany.
Taki drugi człowiek jest niezbędny, żeby być otwartym dla świata i żeby świat był otwarty. W drugim człowieku tkwi klucz do wszystkich ludzi, do wszystkiego w świecie, do życia w ogóle. Taką prawdę odkrywa dla siebie Sawka, a mogłaby ją powtórzyć także Marychna. „Będzie najadę wypędzał z zacisza swego serca. Te kręte pytania, którymi ona wypływa z serca. Nie będzie więcej pytań – po co. Będą tylko odpowiedzi. A właściwie to tylko jedna odpowiedź – po wszystko. Po radość z tej wąskiej czy szerokiej smugi światła, w której się znalazł z przyczepioną do ciepłych pieluch kartką: Sławomir. Po radość z zawartej w tej smudze szerokiej czy wąskiej – szczęśliwości, cierpienia, zapachów i barw. Do tej pory najada w nim zapuściła korzenie. A teraz on spróbuje, wyrzuciwszy ją z serca, zapuścić korzenie w życie. Będzie chronił to pasmo światłości, w którym żyje. Podwójnie. Poczwórnie. Na wszystkie sposoby, nie to jest ważne, co będzie robił, ważne jest to, że jeszcze żyje, że jeszcze będzie żył” (s. 149).
Prawda Sawki z Najady koresponduje aż nadto wyraźnie z prawdą – bohatera i narratora Całej jaskrawości Edwarda Stachury, chociaż ta zbieżność nie jest żadnym literackim zapożyczeniem. Żyta Oryszyn doprowadziła swego bohatera do tej prawdy inną drogą i powtórzyła ją po to, żeby wskazać punkt, do którego można dojść wspólnie, idąc z przeciwnych kierunków. Bohater Stachury otworzył się od wewnątrz, Sawce z Najady posłużył klucz, którego mu dostarczył drugi człowiek. Zyta Oryszyn wybrała w Najadzie rolę kapłanki bóstwa, które wiąże człowieka z człowiekiem. Jest to zresztą u niej bóstwo o doskonałej wprost tolerancyjności dla swoich podopiecznych, nie wymuszające na nich niczego i oferujące im wyłącznie dobro.
Korespondencje Najady z osobą i pisarstwem Stachury są naturalne, w pełni zrozumiałe, nieuchronne nawet. Warto jednak zwrócić uwagę na korespondencję w Najadzie całkowicie przypadkową, nie mniej jednak uchwytną i chyba o interesującym znaczeniu. Chodzi o czysto intelektualne (bo żadne inne) podobieństwo Najady do Nagiego sadu Wiesława Myśliwskiego. W obydwu debiutanckich (ale wyjątkowo dojrzałych) powieściach zwraca uwagę podobna dociekliwość intelektualna, żeby dialektykę związków człowieka ze światem zbadać poprzez układ społecznie najprostszy i dla wszelkich stosunków międzyludzkich podstawowy. U Myśliwskiego jest to układ najprostszy w porządku pionowym – w modnej terminologii należałoby powiedzieć – diachronicznym, chodzi bowiem o układ Ojciec-Syn. U Zyty Oryszyn jest to układ elementarny w porządku poziomym, czy synchronicznym, czyli układ Mężczyzna-Kobieta. Różne są geneza i natura obydwu układów, ich rola we wszystkim, co w człowieku społeczne, jest jednakowo zasadnicza i dla związków
człowieka ze światem decydująca. Myśliwski i Zyta Oryszyn zdają sobie z tego w pełni sprawę. Obydwa układy mogłyby być zresztą dialektycznie powiązane, u obojga autorów występują one jednak niemal w całkowitej izolacji, chodzi im bowiem o czystość preparatów powieściowej analizy. Myśliwski wyodrębnił ogniwo Ojciec-Syn, eliminując powiązania poziome, Zyta Oryszyn przerwała porządek pionowy, żeby wydobyć rekompensacyjny charakter układu poziomego. Sawka jest podrzutkiem, dla którego cały porządek pionowy nigdy nie istniał. Marychna, która w najwcześniejszym dzieciństwie straciła ojca, ma dotkliwe poczucie defektów tego, co tu nazwane zostało porządkiem pionowym. Sawka i Marychna potrzebują rekompensaty i na nią liczą.
Wspomniałem o znaczeniu intelektualnej korespondencji między dwoma wyróżniającymi się debiutami. To znaczenie wynika z mądrego nastawienia wobec hałaśliwie formułowanych postulatów, w których na temat treści społecznych literatury wygłasza się nic nie znaczące ogólniki. Myśliwski i Zyta Oryszyn wykazują zainteresowanie pisarskie dla człowieka w społeczeństwie, zaczynają jednak od samych źródeł wszelkich powiązań społecznych, chcą poznać ich naturę, chcą wiedzieć o nich na nowo i w sposób możliwie samodzielny. Tylko dzięki temu ich rezultaty pisarskie zwracają uwagę i budzą nadzieje.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy