copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ODWAGA
Nic głupszego niż w opowiadaniach Przez puste ulice (1982) nabrać się na realizm dla ubogich duchem. Ktoś, kto nie zrozumie opowiadania Ciemna woda, które otwiera debiutancki zbiór, i opowiadania tytułowego, może w większości utworów zbioru widzieć społeczne obrazki rodzajowe, rejestrujące z precyzją i pedanterią sytuacyjne kompozycje znamiennych społecznie zachowań ludzkich.
Istotniejsze zrozumienie dwóch głównych opowiadań zbioru, w których blask powierzchniowy realizmu wynika ze zderzenia z ciemnościami śmierci, prowadzi nieuchronnie do podejrzeń i odkrycia, że w pozornych obrazkach społecznych mamy także do czynienia z życiem skonfrontowanym z wielokształtną, choć utajoną, wszechobecnością śmierci.
W Ciemnej wodzie niespodziewana śmierć przypadkowych ludzi wtrąca narratora utworu w przypominającą Trójkąt Bermudzki otchłań, w której śmierć włada niepodzielnie, w opowiadaniu Przez puste ulice doszło się do prowokacyjnego trenowania śmierci własnej, w pozornych obrazkach społecznych wszechobecna w utajonych formach śmierć determinuje ludzkie (indywidualne i zbiorowe) postawy wobec siebie, skazuje na żałosną samoobronę (Światła coraz bliżej, Łyżka), zmusza do nieświadomej (Pierwsza zmiana) lub świadomej prowokacyjności, narzuca współudział w swoim dziele (Dereś, Chrzest), każe o współudziale usankcjonowanym moralnie marzyć (…i łbem w drzewo).
Na usprawiedliwienie głupiego czytania zbioru Przez puste ulice trzeba powiedzieć, że właściwe światło na debiut Andrzeja Łuczeńczyka rzucają dopiero opowiadania ze zbioru Kiedy otwierają się drzwi (moja lektura maszynopisu 1983). Tu wszechobecności śmierci nie można przeoczyć, ponieważ jest to wszechobecność jawna, chociaż równie jak poprzednie tajemnicza, ale inaczej przecież być nie może.
Tajemnicy śmierci nikt nie zbadał i nikt nie zbada. Niewiarygodne jest już to, że znalazł się ktoś, kto z badania tajemnicy śmierci robi swój pisarski cel.
Edward Stachura z „walki ze śmiercią i wszystkimi jej przejawami” stworzył literacką filozofię, której w życiu nie zdołał sprostać. Jego kapitulacja wobec śmierci jest tym drastyczniejsza, że o tej kapitulacji nie przekazał ani jednego słowa. „Walka ze śmiercią” jest czymś zupełnie innym niż jej badanie, choć przed tym drugim wzdragają się jeszcze bardziej myśl i wyobraźnia. Andrzej Łuczeńczyk opowiada o tym, co Stachura był zmuszony przemilczeć.
Andrzej Łuczeńczyk narusza niewątpliwie sferę tabu w takiej literaturze, która nie korzysta z licencji dla beletrystyki sensacyjnej lub kryminalnej i piśmiennictwa filozoficznego lub naukowego. Istnienie tabu akurat w literaturze wysokiej nasuwa podejrzenie, że tworzy je jakaś ryzykowność artystyczna, której przyczyny tkwią w przekroczeniu kompetencji wyobraźni, w niesprawdzialności w tej sferze rezultatów poznawczych jej funkcjonowania.
Na tę ryzykowność Andrzej Łuczeńczyk znalazł własny sposób w absolutnej rzeczowości i w absolutnej precyzji toku narracyjnego. Zarówno w narracjach przedmiotowych (Kiedy otwierają się drzwi, Wilk, w pewnym sensie także Gra w szachy) jak i podmiotowych (Błyski i Nocny tramwaj) wyeliminował całkowicie wszelki bezpośredni wyraz uczuć, zmienił się jako narrator w boskiego obserwatora i rejestratora czynności i działań postaci, w szczególnie drastycznych przypadkach (technologia zabijania innych lub siebie) sugerując, że opowiada nie o istotach ludzkich, lecz o mechanicznych robotach (Błyski) lub o demonicznych mediach (Nocny tramwaj). Te oszczędne i enigmatyczne sugestie w opowiadaniach Błyski i Nocny tramwaj są potrzebne, łagodzą one nieco niesamowitość utworów, z których jeden – Nocny tramwaj – mało ma sobie równych w literaturze zgłębiającej najstraszniejsze możliwości natury ludzkiej.
Skupiam uwagę na opowiadaniach Błyski i Nocny tramwaj także z tego względu, że spotkać się one mogą z małodusznym oskarżeniem o amoralizm. Na narracyjny osąd moralny nie ma w tych utworach żadnego miejsca, nie są to utwory dla dzieci. Nawet telewizja, pokazując tureckiego zamachowca na papieża, nie ma obowiązku wygłaszania formuł potępienia. Morderca z Nocnego tramwaju rzuca światło na ciemności, których istnienia nie jesteśmy w stanie zignorować.
Kto chce wiedzieć, jakim gwałtem na naturze ludzkiej jest współudział w śmierci i zabijaniu, nawet w zabijaniu w majestacie prawa, niech uważnie czyta opowiadania Kiedy otwierają się drzwi i Gra w szachy. W narracjach Andrzeja Łuczeńczyka nie ma zbędnych słów, nawet takie słowa jak „ale”, „ponieważ”, „więc” znaczą u niego więcej niż całe powieści. Jeśli jest się w stanie o tym wiedzieć, będzie się wiedziało, że drobne zamącenia czynności i działań lekarza, który uczestniczy w więziennej egzekucji (Gra w szachy) oznaczają tyle samo co zapadnięcie się w nieznane wymiary świata, że uderzenie w twarz kobiety, z którą spędziło się noc (Kiedy otwierają się drzwi), jest aktem takiej „walki ze śmiercią”, o jakiej filozofował Edward Stachura, zanim wobec śmierci skapitulował.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy