Okruchy legendy straconego czasu, Twórczość 4/1959

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

OKRUCHY LEGENDY STRACONEGO CZASU

Wojciech Żukrowski, Okruchy weselnego tortu, Warszawa 1958

Najnowsza książka Wojciecha Żukrowskiego Okruchy weselnego tortu to próba z kręgu poszukiwań straconego czasu. Nie sądzę, żeby dzieło Prousta było początkiem, końcem i jedynym uwieńczeniem tego typu prób. Proust rozpoczął poszukiwania akurat wtedy, gdy poczucie bezpowrotnej utraty stało się treścią pierwszego przerażenia czasem trwającym. Dzieło Prousta było pierwszym i jest jak dotychczas jedynym wielkim odnalezieniem. Nieprze­rwane ciągi późniejszych przerażeń nie dawały ani chwili wytchnienia, które by umożliwiało dalsze próby poszukiwań. Zwątpiono zresztą w ich sensowność. Tragiczny polski piewca czasu utraconego, Bruno Schulz, pisał o swoich pró­bach z gorzką ironią: „Cofnięty czas… w samej rzeczy pięknie to brzmi, ale czymże okazuje się w istocie? Czy dostaje się tu pełnowartościowy, rzetelny czas, czas niejako ze świeżego postawu odwinięty, pachnący nowością i farbą? Wprost przeciwnie. Jest to do cna zużyty, znoszony przez ludzi czas, czas przetarty i dziurawy w wielu miejscach, przeźroczysty jak sito” (Sklepy cynamonowe… Kraków, 1957, s. 292). Bije z tych słów gorzka wiedza o niemożliwości prawdziwego odnalezienia. Tej wiedzy nie można już zlekcewa­żyć. Proust szukał naprawdę; ktokolwiek chciałby go dziś naśladować, musi wiedzieć, że szuka na niby, że tęskni za piękną legendą. Nadchodzi pora two­rzenia legendy straconego czasu. Żukrowski zdaje się wyczuwać potrzebę legendy. Jego Okruchy weselnego tortu są okruchami legendy, która być może zostanie stworzona.

W dotychczasowej twórczości zdawał Żukrowski strzępy relacji z czasu, który trwa. Dwukrotnie nawet usiłował tworzyć jego legendę. Mam na myśli dwie jego najlepsze książki: Porwanie w Tiutiurlistanie i Piórkiem flaminga czyli opowiadania przewrotne. W obydwu wypadkach są to legendy „ariostyczne” i ta swoista contradictio in adiecto tłumaczy chyba w jakiejś mierze ostatnią próbę stworzenia legendy autentycznej, legendy sentymentalnej, czyli legendy straconego czasu.

W fantastycznym królestwie Tiutiurlistanu panuje zabawny, ale tym nie mniej niebezpieczny nieporządek współczesnego świata. Jest to nieporządek rozpętanych namiętności, nieosiągalnych dążeń, absurdalnych konfliktów. Wojny toczą się o nic, namiętności rodzą się z głupstwa, wyrozumiała pobłażli­wość jest jedyną ucieczką przed absurdem. Tiutiurlistan jest swoistym kró­lestwem doskonałości, jeśli przyjąć, że może być osiągnięta doskonałość w głupstwie i szaleństwie. Głupstwu i szaleństwu przeciwstawia pisarz ma­rzenie ludzkiego serca o szczęśliwości, której nie stało w królestwie Tiutiurlistanu. „Bo jakież jest niebo ziemi najbliższe? Wiadomo, że bajkowe, to, które leży między obłokiem a snem. Bo oto do niego zakradają się dzieci, do niego poeci zachodzą i droga jest tam tak prosta, że gdy zamknę oczy, mógłbym ją wam zaraz narysować”. To niebo bajkowe odnalazł pisarz w Okru­chach weselnego tortu w krainie straconego czasu.

Legenda czasu trwającego w opowiadaniach Piórkiem, flaminga (1947) jest jeszcze bardziej okrutna. Najtragiczniejsze relacje z przebiegów czasu trwa­jącego zwykł Żukrowski słodzić wiarą w skuteczność religijnych czy politycz­nych leków. W Piórkiem flaminga nie ma dla sprawy człowieczej żadnego rozwiązania. Śmieszna istota, zwana człowiekiem, ciska się jak ryba w sieci, żeby wytrwać w nonsensownej i z gruntu głupiej sytuacji, w jakiej się znaj­duje. Szlachetność i ideały są pozorne, negacja i bunt do niczego nie prowadzą, głupstwo absolutne jest jedynym atrybutem człowieczego losu. O niczym nie wiedzieć i niczego nie pragnąć, to jedyna możliwość osiągnięcia jakiego ta­kiego spokoju. Bohaterka opowiadania Żona czuje się pewna wobec potęg współczesnej cywilizacji tylko dzięki niewiedzy. „Źródłem siły mej żony było niezrozumienie. Nie ogarniała mocy przeciwników”. W szyderczym opowia­daniu Wskrzeszony Łazarz bohater może znosić życie tylko dzięki pijaństwu, które daje zapomnienie. W formie osiemnastowiecznych powiastek filozoficznych tworzy Żukrowski legendę współczesnego świata, która tylko dlatego nie jest katastroficzna, że jest bez reszty szydercza. Żukrowski woli wybrać sobie prawo do śmiechu niż do rozpaczy. Śmiech Żukrowskiego nie ma w so­bie jednak nic z wesołości. Legenda przybrała kształt groteski.

Okruchy weselnego tortu powstały w latach 1948-1958. Skłonny byłbym przypuszczać, że w tej właśnie książce słychać najwyraźniej bicie serca pi­sarza, który w międzyczasie napisał wiele rozmaitych prac. Ten sam czas nie może być jednocześnie przedmiotem drwiny i naiwnego podziwu. Przed drwiną z czasu, który trwa, można się ratować jedynie podziwem dla czasu straconego. Legenda złotego wieku jest wieczną potrzebą ludzkiego serca. Nie dziwię się, że Żukrowski sypnął okruchami takiej legendy. Tworzy ją życie w sposób spontaniczny i, jak najczęściej bywa z legendami – bezimien­nie. Posłuchajcie ludzi starych i prostych. Posłuchajcie nawet tych, dla któ­rych stracony czas był czasem największego upośledzenia. Nie sądzę, żeby prawa psychologii indywidualnej wyjaśniały sprawę bez reszty. Książka Żukrowskiego jest dowodem, że nie o psychologię indywidualną tu chodzi, aczkolwiek sam Żukrowski zdaje się w ten sposób sądzić, pisząc jak najbar­dziej ogólnikowo: „…posiadanie tego świata nie syci, prawdziwą radość daje, gdy na podobieństwo boskie poczynasz stwarzać nowe, szczęśliwsze światy. Obejmujesz władzę nad niezmierzonymi obszarami wyobraźni” (s. 70). Dziecięcy świat wyobraźni Tolusia i Joasi jest urokiem legendy Żukrowskiego jednym z na j pośledniejszych. Wszystkie dzieci wszystkich czasów mają swój jedyny świat wyobraźni. Wolę nawet bardziej świat wyobraźni bohatera Złotego lisa niż Tolusia.

Świat rzeczywisty Tolusia ma natomiast cechy zdumiewającej legendy. Żukrowski wprowadza nas każdym zdaniem w świat bajek tysiąca i jednej nocy. „Tego wieczora matka z Adelą i panną Teresą poszły do pokoju prababki, ale więcej było wspomnienia jak porządków. Dzieci ukradkiem zaglądały do szufladek, otwierały pudełeczka wybite atłasem, pełne szpilek z kolorowymi łebkami i perłowych guziczków, rozwijały matki koronek”… (s. 80). Ciekaw jestem, z czym kojarzyłby się ten opis w świadomości Moniki Kotowskiej, najmłodszej specjalistki w literaturze od wyobraźni dziecięcej? Kotowska nie czytuje – o ile wiem – literatury dziewiętnastowiecznej. Pokój prababki musi być dla niej czymś takim, jak obrzędy religijne starożytnych Indów. À propos, jak to dobrze, że propagatorzy literatury dziewiętnastowiecznej nie wiedzą, co propagują. Wszystko, co było w niej i realistyczne, i krytyczne, stało się dla współczesnego człowieka legendą złotego wieku. Legendą o szczęściu utraconym stały się drapieżne oskarżenia zeszłowiecznych potrząsaczy sumień. Człowiek współczesny tęskni do świata, w którym istniało poczucie trwałości. Tej tęsknocie wyszedł naprzeciw Żukrowski w swojej książce. Tę tęsknotę koi dziś poczciwa literatura naszych dziadków. O ile jednak literatura dziadków poczucie trwałości świata wyraziła jak gdyby mimochodem, w legendzie Żukrowskiego stało się ono czymś najistotniejszym i z góry założonym.

Mały Toluś obraca się w świecie, w którym nic nie jest tak oczywiste, jak trwałość i ciągłość! Sprawy i rzeczy pradziadków są sprawami i rzeczami dziadków i ojców. W domu Tolusia jest pokój prababki, a niedaleko domu znajduje się cmentarz, na którym przed półwieczem grzebano zmarłych na cholerę. Trwałości rzeczy towarzyszy trwałość myśli i uczuć. Stara prababka oczekuje przez pół wieku powrotu męża powstańca, a po jej śmierci okazuje się, że powinna była wiedzieć, że mąż nie żyje. „– Tak, monogram pradziad­ka – pokiwała głową babka – a więc odnieśli jej towarzysze… Miała dowód, że poległ, a jeszcze zwodziła nas i siebie. Nie mogła uwierzyć. Nie mogła uwierzyć, że go utraciła” (s. 83). Trwałości zagraża jedynie śmierć jako nieunikniona konieczność człowieczego losu, dlatego tyle wokół niej przygo­towań, tyle fascynacji uczuć i wyobraźni, tyle samoobronnych mitów, które mają ją przezwyciężyć. Zmarli tak jak żywi krzątają się po wspólnym domu, który jest zarazem siedzibą ziemską i niebieską. Stara sługa Marta jest prze­konana o pozorności tej odmiany, którą przyniesie śmierć. „Będę tak jak tu przecierała parkiety na salonach niebieskich, a za drzwiami huczy głos Pana Boga, przyjazny, choć czujesz w nim gromy, rozmowy zmieszane, szczęk ucztujących i dźwięk muzyki”… (s. 68-69). Trwałość rzeczywistą przedłuża więc i umacnia mit trwałości absolutnej – istota Boga, rdzeń prawdy, jedyne potrzebne złudzenie.

Nic dziwnego, że jakakolwiek niestałość jest czymś niepojętym i wysoce niebezpiecznym. Trzech wędrownych łazików przewinie się przez królestwo Tolusia jako zapowiedź niepojętego zagrożenia. Stangret Mikołaj wypowie się o nich jednoznacznie, zanim jakiekolwiek podejrzenie zostanie uzasadnione. „Ukradnie. I gdzie go szukać? Jak ptak, dziś tu zanocuje, jutro tam”… (s. 87). I rzeczywiście wraz z łazikami przyjdzie mord, rabunek i wszelkie niebezpieczeństwo. W legendzie złotego wieku motyw łazikostwa pełni funkcje wilka z bajek i baśni o drogach ludzkiego szczęścia. Ten sam motyw stanie się pod­stawą metafory sytuacji człowieczej w literaturze, która zechce dać świa­dectwo czasu trwającego. Jaka szkoda, że nie zrozumiano u nas tragizmu tej metafory w wielkim dziele Johna Steinbecka Grona gniewu. Cywilizacji ludzi osiadłych przeciwstawia Steinbeck cywilizację świata wiecznych wędrowców do nieosiągalnego miejsca osiedlenia. I przypomnijmy sobie, jak wśród wy­gnańców Steinbecka rośnie mit raju utraconego, który był rajem tylko dla­tego, że człowiekowi dana była rękojmia trwałości.

Żukrowski jest świadom także pozostałych atrybutów raju. Trwałość raju jest zagwarantowana bezgrzesznością. Grzech jest w nim przedmiotem podzi­wu jak wszystko, do czego brak odwagi. Grzech jest przedmiotem instynktow­nej tęsknoty Tolusia. „Ale ma grzechów” – pomyślał Toluś z uznaniem, obser­wując spowiedź panny Teresy. Zakonnik z galanterii wobec damy dręczy babkę pytaniami przy spowiedzi. „No, jak tam poszło – pytał niepewnie ojciec – za­dowolona mamusia?… – Zawsze na duszy lżej. A spowiednik galant, choć przygłuchy, trzy razy mnie wypytywał, czy nie grzeszę cieleśnie”… (s. 99).

Legendę bezgrzeszności tworzy Żukrowski z całym poczuciem humoru, unika­jąc, ile się da, sentymentalizmu, przed którym się nie bronił, gdy chodzi o legen­dę trwałości. Skoro nie ma grzechu, nonsensowna jest pokuta. Stangret Miko­łaj tuż po spowiedzi zadrwi sprośnie z zakonnych postów: „– Braciszkowie teraz aby o galopzupce, cały post, nawet grochu i kminku im nie wolno… – A to dlaczego? – zdziwiła się babka. – Bo z tego za przeproszeniem wiatry w ży­wocie, a dzwony nie zagłuszają… Braciszek furtian mnie pouczał”… (s. 99).

Podziw dla grzechu idzie u Tolusia w parze z lękiem przed możliwością winy. Motyw winy tak jak motyw łazikostwa czyli nietrwałości jest u Żukrowskiego zapowiedzią zagrożenia. Jest coś niesamowitego w dziecięcym strachu Tolusia przed odpowiedzialnością za śmierć towarzysza zabawy, który utopił się na skutek przypadku w starej studni. „– Powiedz, że to nie ja – błagał – no, powiedz, że nie ja”… (s. 51). I w tym wypadku utrafił Żukrow­ski w sedno sprawy. Motyw winy stał się podstawą drugiej uniwersalnej metafory współczesnego świata. Mam na myśli Upadek Alberta Camusa. Po­czucie winy tak jak poczucie nietrwałości jest przekleństwem świadomości człowieka, którego dręczy odpowiedzialność już nie tylko za to, że zabija, ale że trwa w świecie, w którym nie można zapobiec zbrodni.

Okruchy weselnego tortu nie są gotową legendą. Legenda dopiero się rodzi i Żukrowski uchwycił tylko niektóre jej znamiona. Moim zdaniem uchwycił trafnie, przeciwstawiając legendę prawdzie w jej najboleśniejszych treściach. Okruchy tej legendy smakują inaczej niż to, co kosztujemy jako legendę w weselnych tortach zeszłowiecznej literatury. Z okruchów tamtych tortów Żukrowski przyrządza opłatek, licząc się jak gdyby z głęboką prawdą przekonań Tolusiowego ojca. „Wszystko, cokolwiek utracisz, narodzi się w pamięci bez skaz, czystsze, piękniejsze… Takie są prawa ziemi. Co było przemieszane z krzywdą, gniewem i łzami, uciszy się. Będziesz tęsknił, więc danym Ci Oglą­dać krainę, którą czas nie włada” (s. 23). Czy to znaczy, że czas, który trwa, będzie także przedmiotem legendy o raju utraconym?

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content