Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 10/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(3.9.1996, 4.9.1996, 8.9.1996, 12.9.1996, 18.9.1996)

Wtorek, 3 września 1996
– przekraczanie granic – z południa na północ, z północy na południe – jestem w drodze – doszło się do gigantycznego placu, z wielkimi gmachami – opowieść o wielkanocnej wycieczce – idzie się na wschód, do rzek – od rzeki idzie się na południe – kulawy facet zostawia samochód wśród drzew – wszyscy zostawiamy po drodze swoje rzeczy – jesteśmy gośćmi mieszkańców – skończyło się źle – musieliśmy uciekać, straciliśmy rzeczy – skradziono samochód – splątana opowieść, wersje opowieści – jadę z kimś na zachód – do Zielonej Góry – jakby to Bohdan Zadura lub ktoś jak Bohdan – jedziemy z celem lub bez celu – hotel w Zielonej Górze, ulica – pojawiają się na ulicy literaci – rozmawiam z Eugeniuszem Kabatcem – witam się z daleka z Julią Hartwig – wśród kilku osób stoi Bohdan Czeszko – figura inna, inna twarz – Czeszko zerka na mnie – rozmowy o dotacjach na książki – myślę o wyjeździe z Zielonej Góry – patrzę na stare palto na chodniku – palto damskie – niepokoję się – nie ma przy mnie Bohdana Zadury – z nim mam jechać z powrotem – dowiaduję się o nieudanych spotkaniach literackich – Białorusini nie chcieli słuchać literatów – czytam nieodpowiedzialne opinie w sprawie dotacji – mówię z oburzeniem – nikt nie ma prawa czegoś takiego pisać – dla sejmu, dla rządu – patrzę na Wacka Sadkowskiego – rozglądam się po ulicy, po domach –

Środa, 4 września 1996
– idę koło domów rodziny Stefanowskich – spada koło mnie zastrzelony jastrząb – czuję niezwykłość zdarzenia – koło jastrzębia część rozerwanego numeru „Twórczości” – rękopis z oderwanym początkiem – wiem, że to nadzwyczajne – coś o niesłychanej ważności – będzie się o tym mówić – odnajduje się początek rękopisu – koło domu Słowińskich – należałoby to przeczytać – jestem przy szosie Mszczonowskiej – przy drodze do lasu Pamięckiego – rozważa się sprawy konspiracyjne – postawę AK – uczestniczę w zebraniach, w decyzjach – planuje się akcje, działania – oceniam zdarzenia po swojemu – wyrażam ocenę, zapisuję – patrzę na twarz Stanisława Adamczyka – siedzi przy ładnej kobiecie – kobieta z kręgu moich bliskich – dzieje się coś przeciw Adamczykowi – nie wiem, co Adamczyk zrobi – proponuje kobiecie, żeby z nim odeszła – odchodzą – myślę o konsekwencjach – słucham, co ludzie mówią – mówi się o Adamczyku i kobiecie – nie mogę ogarnąć znaczenia zdarzeń – ogromu znaczeń –

Niedziela, 8 września 1996
– odbyło się wielkie zebranie literatów – ktoś odkrył prawa żywej mowy w literaturze – jakby niezależnie ode mnie – bardzo mnie to cieszy – mówię o Małgorzacie Szpakowskiej – mówię z nią – jej referat należy opublikować – obserwuję reakcje ludzi – stosunek do mnie – sztukę nie-sztukę przetłumaczyła Hanka Li­sowska – tekst sztuki skomplikowany – składa się ze zdań tekstu głównego, z wielkimi eksplikacjami w nawiasach – w przekładzie Hanki kryje się program, mani­fest – zacznie się wielka impreza literacka – wielki show – przechodzę koło miejsc prezydialnych – imprezę otworzy Sartre – patrzę na Sartre’a – wygląda całkiem przystojnie – dość ostro mówi do mnie – co robię w prezydium – czy zamierzam prowadzić imprezę – mówię po polsku, nie – odchodzę na środek sali – peszy mnie moja sytuacja – impreza odbywa się, nie odbywa – Hanka mówi do kogoś z Portugalii – o swoim przekładzie – patrzę na orkiestrę – nie było Artura Międzyrzeckiego na impre­zach – przyszedł na otwarcie wystawy swoich obra­zów – zauważa mnie – robi do mnie gesty – wznosi kielich do toastu – myślę o Arturze –

Czwartek, 12 września 1996
– jakby dom urodzenia – jest Alicja Dryszkiewicz, chyba z Ewą – Alicja przyjechała na pogrzeb męża – przygotowuję przemówienie dla Alicji – zbliża się kondukt od południa – Alicja jeszcze niegotowa, niegotowe przemó­wienie – kondukt przeszedł – należałoby wezwać taksówkę – żeby zdążyć na pogrzeb – do kościoła lub na cmentarz – Alicja się ociąga – nie daje się nakłonić do pośpiechu – do działania – powinna się spakować przed powrotem do Francji – ja po pogrzebie chcę wrócić do Warszawy – wezwaliśmy taksówkę, nie wezwaliśmy – jesteśmy na rynku w Skierniewicach – idzie przez rynek kondukt pogrzebowy – to inny pogrzeb – Alicja zostawiła bagaże w pobliżu rynku – ja swoje zostawiłem u siostry – byliśmy, nie byliśmy na cmentarzu – jakbym niczego nie wiedział – Alicja odjedzie z wnukiem – siedzę w towarzystwie – mówi się o czyimś alkoholizmie – przypominam sobie, że przed wojną leczył się któryś z braci – nie pamiętam, czy tak było – czy mogło tak być –

Środa, 18 września 1996
– nie rozumiem zdarzeń – przechodzę przez podwórka, sale biurowe, korytarze – wchodzę do pokoju – cztery kobiety przy stolikach – siedzę tyłem do wejścia – mam z nimi pracować – nie wiem, co miałbym robić – stoję jakby na swoim podwórku – patrzę na faceta, coś robi – wychodzi co chwila ktoś, kto mi się przypatruje – odczuwam nieprzyjemność – wchodzę w zaułek, jakby przy Bednarskiej – z przeciwka przepychają się do mnie Henryk Krzeczkowski i Józef Jaworski – zatrzymują mnie, Henryk nic nie mówi – ma opaloną twarz – rozsadza go energia – w ruchach Henryka i Józka prawie nieprzyzwoitość – oni idą w swoim kierunku, ja w swoim – pusta ulica – naprzeciw mnie idzie mały mężczyzna – z wózkiem dziecięcym – zadziwiające podobieństwo do Julka Stryjkowskiego – wiem, że Julek nie żyje – mimo wszystko kłaniam się – facet się odkłania – zawracam, pytam, co tu robisz z dzieckiem – Julek wita się, mówi o dziecku – domyślam się, to musi być jego wnuk – patrzę na twarzyczkę dziecka – podobieństwo dziecka do Julka oczywiste – myślę o dziwności – nie wiadomo, czy syn Julka jest synem na­prawdę – za to wnuk jest wnukiem na pewno –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content