Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(5.1.1994, 7.1.1994, 8.1.1994, 9.1.1994, 12.1.1994)

Środa, 5 stycznia 1994
– patrzę na ulicę Marszałkowską – w kierunku południowym, w stronę placu Konstytucji – z daleka widzę samotną kobietę – jest w jasnym stroju – widać ją w świetle dnia lub w światłach nocy – myślę, że to może być Kropka – mogła przyjechać na Wigilię do Polski – czuję, że chce Wigilię spędzić razem ze mną – jestem w wysokim hotelu lub w budynku mieszkalnym – wchodzą mężczyźni, są nadzy jak w łaźni – bardziej wiem o ich nagości, niż ją widzę – jest wśród nich Jerzy Lisowski lub któryś z jego synów – czuję ulgę, że jest tu ktoś znajomy – przechodzę koło gmachu BGK – wychodzą kobiety z budynku – jedna mówi do drugiej, że ktoś perfekcyjnie mówi po angielsku – rozważam, co to w tej rozmowie może znaczyć – chcę wejść do sklepu spożywczego na Książę­cej – wejście tak wąskie, że trzeba by się przeciskać – chcę o tym mówić do kierowniczki – ona patrzy na mnie tępym wzrokiem – widzę w sklepie tylko chleb – nie wiem, po co tu wszedłem –

Piątek, 7 stycznia 1994
– słuchanie radia jako forma istnienia w świe­cie – rewia programów radiowych – rozmowa o programach – oglądanie świata jako forma istnienia – jestem wieziony przez pola, siedzę wysoko – widok zbóż, zboża dojrzewają – są jeszcze zielone – widok wspaniałego żyta – żyto za płotem z przylegających do siebie desek – żyto wyższe niż wysoki płot, żyto cudowne – myślę o jego wspaniałości, mówię – wschodni brzeg morza lub wielkiej rzeki – płynę łodzią na południe przy samym brzegu – w wodzie pływają wielkie ryby – wielką rybę wyciągam na piasek – patrzą na rybę młodzi mężczyźni – odcinam rybie głowę – odcinam kawał ryby – zastanawiam się, czy nie należałoby dać ryby mężczyznom – nie mam pewności, czy ryba była żywa –

Sobota, 8 stycznia 1994
– zarysy, strzępy zdarzeń – istnieję z boku, poza, między – między czymś zdefiniowanym i czymś do zde­finiowania – do zdefiniowania inaczej, mniej skrajnie – ciąży mi obowiązek definiowania, znalezienia kompromisu – przyglądam się ludziom w salonie – oni trzymają się jednego, są w błędzie – trzeba im, w nich coś naprawić – nie wiem, czy coś wymyślę – czytam tekst na tablicy ogłoszeniowej – koło domu Skrętów – podchodzi do mnie kuzynka Zosia – mówi mi, że ktoś umiera u Bożałków – coś mówię, coś robię – jestem w domu, może to dom urodzenia – jestem w tłumie – określiło się postawę tragiczną – jest mało czasu, żeby określić postawę mniej skrajną – mam szkic przemówienia, które trzeba dokoń­czyć – myślę o przemówieniu – przebieram się, przygotowuję leki – wszystko się opóźniło – nie wiadomo, czy istnieje możliwość, żeby zdążyć – liczę na improwizację, na bieg rzeczy –

Niedziela, 9 stycznia 1994
– mówi się o ludziach, których zaprosił papież – patrzę na tych ludzi – chcę, żeby pamiętano, że byłem zaproszony przez papieża – na kieliszek czystej wódki – zostałem zawieziony samolotem – samolotem wróciłem – byłem trzecią osobą, którą w ten sposób papież przyjął – chcę ten sen dobrze zapisać – zapisuję w obecności Małej (Myśliwska) – Wiesław Myśliwski wiezie mnie na prawą stronę Wisły – jest z nami Marian Pilot lub Klemens Górski – odchodzę do lasu, dałem Myśliwskiemu tekst przemówienia – wracam z lasu – o doniosłości mojego tekstu mówi uroczyście Klemens Górski – nie widzę samochodu Myśliwskich – myślę, że przejechali mostem i czekają na mnie – idę przez most pieszo – rozglądam się – nie widać samochodu – schodzę na boczną ścieżkę lub uliczkę – mijam gromadę nagich mężczyzn – myślę, że to nudyści, może żołnierze – starszy od nich nagi mężczyzna coś do mnie mówi – podchodzi do mnie bardzo blisko – chce, żebym na niego poczekał – myślę, że szukają mnie Myśliwscy – może powinienem jechać pod ich dom – rozterka, nie wiem co robić – opowiadani, że po raz pierwszy od lat widzia­łem Wiesława Myśliwskiego z Zygmuntem Wójcikiem – rozmawiam z nagim mężczyzną – u Myśliwskich lub u mnie rozmawiam z Zygmuntem Kubiakiem – daję mu swój rysunek półkuli zachodniej – mówię, to jestem ja – Zygmut Kubiak chciałby wiedzieć, co piszę o nim w swoim brulionie – podaję mu brulion – szukam przyrządów do golenia –

Środa, 12 stycznia 1994
– maszynopisy utworów po zmarłym pisarzu – ktoś je wynajduje, chce wykorzystać – wśród utworów maszynopis Gospodarstwa – jakby to dzieło Jarosława Iwaszkiewicza – ogarniam jego treść – historia domu, warsztatu, fabryki – utwór epicki myślany jako dramat – powiększa się jak nadmuchiwany balon jego treść – jest historia – wystawia się go, komentuje – jakby w nim motywy jazdy na zachód Polski, do Niemiec – jakby w nim historia z Łodzi – kuzynka lub kuzyn mieszka nad Rawką – zostanie samotnie na niedzielę – nie wiadomo, czy będzie woda do ugotowania obiadu – jestem i nie jestem zaproszony – w mieszkaniu, jakby w mieszkaniu w Łodzi – patrzę na wnękę jak piec do pieczenia chleba – przed wnęką zagłębienia – w nich kilka białych karaluchów – karaluchy trzeba zabić – chcę zbadać wnękę w środku – decyduję się wejść – podłoże pieca wyścielone jakby materacem – doczołguję się do końca – wnęka z boku się rozszerza – ma połączenie z klatką schodową – z innymi mieszkaniami – ten piec nie ma końca – uświadamiani to sobie z zatrwożeniem – mówię komuś, jak to wygląda – stoję z kimś w miejscu, gdzie był dom rodzinny Feli Lichodziejewskiej – patrzę na niebo nad Skierniewicami od strony zachodniej – z nieba jak z taśmy spływają nagrodzone dzieła – rozpoznaję filmową wersję Chłopów – widzę aktorkę Królównę – odzywam się do niej –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content