Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1995

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(28.8.1994, 31.8.1994, 14.9.1994, 18.9.1994, 2.10.1994)

Niedziela, 28 sierpnia 1994
– przyjęcia, zebrania – zebranie PEN Clubu – siedzę w bocznej sali – mam widok na Zwierzyniec z dzieciństwa – przysiada się do mnie kierowca lub sekretarz – Jana Parandowskiego – kładzie odcięty palec od ręki – mówi o prześladowaniach politycznych – mam pewność, że jest chory umysłowo – tego uczestnicy zebrania nie wiedzą – będę musiał komentować jego postępki – przyjęcie, jakby w domu Jana Parandowskiego – pojawia się raz po raz szalony sekretarz – tu wszyscy wiedzą, jaki on jest – rozmawiają ze mną polonistki w moim wie­ku – jedna jest zadowolona – że występuje w moich zapisach onirycznych – w moich biogramach – przychodzi do mnie bardzo stara dama – ze swoim tekstem – wiem, że będzie kłopot z drukiem – muszę z nią elegancko rozmawiać – myślę o niej – o aktywności polonistycznej w jej wieku –

Środa, 31 sierpnia 1994
– rozmowy z ludźmi, z pisarzami – na rozmowę z kimś namawia mnie Kropka – jeden z braci Brandysów – wchodzę do Spatifu – wita mnie szatniarz Franek Król – ściska mnie, całuje – mam świadomość więzi z zaświatami – prawie wiem, że Franek nie żyje – siadam z małżeństwem z Ameryki – jemy kolację – mężczyzna pisze, jest pisarzem – chce ode mnie rady, pomocy – siedzę naprzeciw Tadeusza Konwickiego – twarz wyrazista – twarz jak na starym portrecie – mówię coś o Adolfie Rudnickim – Konwicki pyta, co się o nim teraz wie – mówię, nic jak o każdym – powtarza się jedną anegdotę – anegdota może być szeroko znana – jak o Stanisławie Dygacie – myślę lub mówię o anegdotycznej książce o pisarzach – idę koło domu Wenusów przy szkole – chyba to dom Zdzisława Wenusa lub jego dzieci – zagaduje mnie dziecko – pyta, kiedy oddam jego rodzinie pieniądze – dziwię się – dziecko coś wie, o czym ja nie wiem – zamierzam iść na wschód i wrócić – patrzę na zegarek – zegarek w jasności, w jasnej przestrzeni – na zegarku godzina za dwadzieścia szósta –

Środa, 14 września 1994
– przebywam na Stawisku – Stawisko jest jak ogród z drzewami owoco­wymi – jak park w mieście – z domem jak dworek – z wielopiętrowym budynkiem mieszkalnym – zrywam owoce z drzew jak w ogrodzie Wenu­sów – dostępuję wtajemniczeń – w życie Jarosława Iwaszkiewicza – w życie Anny Iwaszkiewiczowej – chodzę wśród drzew ze Stasiem Włodkiem – mówimy o Jarosławie – rozmyślam o mojej roli na Stawisku – na Stawisko dostał się Zygmunt Wójcik – tego nie rozumiem – patrzę na utykanie Wójcika – wiem, że był w Ameryce – z Ameryki wrócił – patrzę na piąte lub szóste piętro domu Iwaszkiewiczów – na parapecie chodzi na czworakach mały chłopiec – chłopiec musi być potomkiem Jarosława – wiem, że nie mogę krzyknąć – żeby go nie przestraszyć – drżę o chłopca – trzeba wejść do domu – powiedzieć o niebezpieczeństwie – wstaję rano – w moim mieszkaniu warszawskim – widzę w mieszkaniu matkę – jest jeszcze ktoś – bałagan – myślę o zrobieniu sobie kawy – matka pastuje parkiet – widać, że odczuwa ból w kościach – mówię do matki, że ja wypastuję podłogę – matka zadowolona – waham się – czy prosić matkę o zagotowanie wody na kawę –

Niedziela, 18 września 1994
– spotkanie autorskie ze mną – może kilka spotkań, jedno po drugim – w Warszawie, nad Rawką, w miejscu przedwo­jennego obozu PW – przemawia publicznie, rozmawia ze mną Helena Zaworska – rozważa moje koncepcje – na spotkaniu nad Rawką wygłaszam swoją nową teorię – zupełnie inaczej można rozumieć ostatnie dwa wieki dziejów polskiej literatury – teoria rozrasta się we mnie, rozkwita – wiem, jak ją należy rozwinąć – zachwyca się tą teorią filmowiec – biega za mną, wypytuje – nie mam czasu spojrzeć na Rawkę – na moje miejsce święta, teatru, zabawy – szukamy w Warszawie taksówki – coś mi opowiada Janusz Głowacki – był lub jest pożar jednego piętra Bristolu – dużo się dzieje – w taksówce jedziemy z cudzoziemką na Wiej­ską – mam odbyć publiczną dyskusję o Prozie z importu – o moich poglądach literackich – po dyskusji odwieziemy cudzoziemkę – taksówkarz czeka przed redakcją – przed klatką schodową Lisowskich – w dyskusji prosi o głos kilkanaście osób – pierwsza mówi urodziwa kobieta ze Słowacji, z Jugosławii – chce mi się najpierw przyjrzeć – wstaję, ona patrzy na mnie – mówi o moim wyglądzie – ceregiele przy taksówce – z cudzoziemką, którą trzeba odwieźć w Aleje Ujazdowskie – idę w deszczu –

Niedziela, 2 października 1994
– ludzie, powiązania z ludźmi, przepływ ludzi – ludzie ze Skierniewic, z Warszawy – znajomi, nieznajomi – można kobieta na polach samickich – o czymś ze mną rozmawia – obserwuję działanie młodego człowieka ze Skierniewic – on jest niezależny od kombatantów – patrzę na czterech kombatantów z medalami – podlizuje mi się dziennikarz – może to Stanisław Adamczyk – grupy towarzyskie na salach – spiknąłem się z Alicją Dryszkiewicz – układamy plany – zauważyłem Henryka Tomaszewskiego – wiem, że Alicja Dryszkiewicz ma do niego urazę – chciałbym, żeby Henryk nas nie zauważył – zauważył – woła z daleka, o, Henio Bereza – widać, że podejdzie do nas – zauważam moją germanistkę Alicję ze Skierniewic – wygląda jak młoda dziewczyna – nie ma swojej laski, chodzi bez utykania – wiem, że ma do mnie urazę – nie odwiedziłem jej – przechodzi koło mnie – nie widzi mnie – lub udaje, że nie widzi – szukam wzrokiem Alicji Dryszkiewicz –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content