Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(20.9.1996, 23.9.1996, 27.9.1996, 29.9.1996, 2.10.1996, 5.10.1996)

Piątek, 20 września 1996
– spotykam się z Wiesławem Myśliwskim – przed kościołem w Skierniewicach – Myśliwski przyszedł z kobietą – nie przyszła Mała – mamy po nią jechać – zbieramy się na spotkanie literackie ze mną – idziemy do biblioteki, do domu kultury – myślę o temacie spotkania – trzeba coś powiedzieć – w formie zagajenia rozmowy – rozmowy o literaturze – jesteśmy obok małej sali – w małej sali zbierają się uczestnicy spotkania – zaglądam przez drzwi – wokół dużego stołu siedzi kilkanaście osób – zauważam Felę Lichodziejewską – myślę, co by należało powiedzieć – może powinna to być koncepcja rozumienia literatury – czym literatura jest – nie chce mi się omawiać poglądów filozofów – od Arystotelesa – nie znam na pamięć definicji – nie chcę mówić ogólnikami – w gruncie rzeczy sensownych definicji nie ma – przychodzi mi na myśl, żeby odrzucić wszelkie formuły – powtórzyć za Dariuszem Bitnerem – literatura polega na… – właśnie tyle wiemy – tyle potrafimy powiedzieć – o czymś co jest treścią naszego życia – ludzi zebrało się sporo – nie wiem, dlaczego impreza się nie zaczyna – na co się czeka – myślę, co chcę powiedzieć, czekam –

Poniedziałek, 23 września 1996
– Agnieszka Andrzejewska, maszynopisy Je­rzego – ona lub Marcin Andrzejewski – chcą wydać książkę ojca – zależy im na książce o AK – znam sprawę – Jerzy mi kiedyś pokazywał maszynopisy i wycinki książki o AK – 1 książki o swoich komplikacjach w rodzinie – wiem, jak trudno to będzie odtworzyć – dyskutuję z Agnieszką i jakby z drugą dzie­wczyną – mam w głowie to, co pamiętam – co Andrzejewski mi opowiadał – widzę teren budynków gimnazjum i liceum Prusa – w miejscu budynku liceum widzę budynek w budowie – budynek skośny w stosunku do ulicy – po przekątnej dawnego budynku – dziwność – obok plac po kamienicy z apteką Koziarskich – pozostał budynek, gdzie mieszkał Włodek Tabjan – w budynku wiele starych mebli – widać to przez okna – przez zlikwidowane części ścian – chcę obejrzeć całe otoczenie budowy – odchodzę od Agnieszki Andrzejewskiej – od młodych ludzi – wchodzę do ubikacji wolno stojącej – jak czasem na dworcach – brudno w środku – wszystko jak ze szkła – wychodzę, rozmawiam o papierach po Andrzejewskim – odchodzę od Marcina Andrzejewskiego – od jego kolegów – oni wybierają się do kina – idą drugą stroną ulicy – Marcin nie-Marcin podchodzi do mnie – oni mogą kupić mi bilet – mogę i ja pójść do kina –

Piątek, 27 września 1996
– przyjechałem na północ Warszawy – na północne peryferie – na gołej ziemi ma być wielki pokój – bez ścian, bez sufitu – przyjechaliśmy tu we dwóch, ja i Andrzej Lam – na gołej ziemi leżą w paczkach moje książki – oglądam stosy paczek – jest właściciel domu bez murów – opowiada o sobie – dbał o moje książki – choruje, narzeka na zdrowie – zaglądam do paczek z książkami – nie rozumiem nic z tego wszystkiego – tego miejsca, postaci istnienia domu, formy przechowywania książek – niepokoi mnie wspólnictwo z Andrzejem La­mem – jestem na południu Polski, z Jerzym Lisow­skim – uczestniczymy w zbiorowym wyjeździe na południe – na południe Polski, Europy – odłączyliśmy się od całej grupy – przed powrotem chcemy coś zobaczyć – na własną rękę – wiezie mnie Wiesław Myśliwski – opowiada o chłopskim domu – oglądamy dzisiejszy chłopski dom – mieszkańcy chcą nas zatrzymać na kolacji – przygotowuje się wielki stół – między dwoma domostwami – ciekawi mnie uczta przez noc – przy stole, pod gołym niebem – jestem zły na Lisowskiego – nasza grupa już odjechała – nie wiadomo, jak będziemy wracać – niepokoję się, złoszczę –

Niedziela, 29 września 1996
– przestrzenie lasu – mamy kłopoty z korespondencją – nie możemy się porozumiewać, Wiesław Myś­liwski i ja – nie wezmę udziału w jury – wszystkiemu winien brak korespondencji – może się coś zmieni – idziemy do moich sąsiadów, Jerzy Lisowski i ja – w sprawie hałasów – oni mieszkają nie nade mną – ich duże mieszkanie jest obok mojego – mieszkania, ich i moje, są na dole – będziemy rozmawiać o hałasach – facet łypie na nas okiem – w trakcie rozmowy coś się dzieje – zmienia się nasza rozmowa – kobieta przygotowuje coś do jedzenia – patrzę na kawałki mięsa jak kaptury grzybów – mam robić doktorat, zdawać egzamin – pracę doktorską spreparował dla mnie Wiesław Myśliwski – jest to nowa koncepcja historii literatury – wydedukowana z księgi Zbigniewa Zielonki – może realizacja dotyczy innych terenów Pol­ski – jak u Zielonki historia zmienia się w geografię – prowadzimy rozmowy naukowe – w sprawie pracy, w sprawie egzaminu – patrzę na Adama Reszkę – mamy coś jeść – trzymamy talerzyki, stoimy – Adam zaczyna jeść, mówi – myślę o egzaminie z całości historii literatury – mogę być pytany o epoki mało mi znane – na przykład o pozytywizm – o pisarzy czytanych w dzieciństwie –

Środa, 2 października 1996
– ludzie z przeciwnych obozów polity­cznych – przebywają z sobą – z trudem rozpoznaję ich dawną przeciwstawność – myślę o ludziach, o ich zachowaniach – patrzę na ludzi jak na kukiełki – jak kukiełka wygląda Lech Wałęsa – coś mówi, coś rozstrzyga – usiłuję rozeznać się w namiętnościach ludzi – kukiełek – myślę, że wiem – myślę, że nie wiem – tłumy ludzi – tłumy kukiełek – przestrzenie lasu, przestrzenie miasta – rzeka, płynąca woda – jakby rzeka w Skierniewicach, we wsi Grabina – rzeka płynie z zachodu na wschód – woda ciepła – piasek, jasno nad rzeką – mam w ręku piękne prześcieradło z lnu – zanurzam prześcieradło w wodzie – ciągnę je – myślę o pięknie lnianej tkaniny – jutro trzeba będzie wyjść nad rzekę – przychodzę nad rzekę z ludźmi – oni są blisko – chodzą w wodzie, w rzece –

Sobota, 5 października 1996
– dworzec w Skierniewicach, fragment nad­brzeża w porcie – wychodzi się z dworca, z portu – stoję na placu – przyszedł Jurek Reszka – powitanie jako akt wewnętrzny – radość powitania – idę z Jurkiem, z Adamem Reszka – wychodzimy w wolną przestrzeń – ulica miejska, droga wiejska – w rowie leżą, tu i ówdzie, zegarki – jeden z zegarków był mój – z Jurkiem, z Adamem, we dwóch, we trzech – brniemy przez śnieg – śnieg do kolan, wyżej – jak podczas zim wojennych – idziemy na wschód – Adam chce, żebyśmy weszli do wnętrza – zamki otwiera się kluczem lub kartą magnety­czną – otwieranie zamków, wchodzenie za ścianę – wychodzenie z wnętrz w wolną przestrzeń – działamy we dwóch, we trzech – działanie w próżni – w abstrakcyjnej przestrzeni – kombinacje z liczbami – niewiarygodne, niemożliwe – dwa równa się trzy – trzy równa się cztery – abstrakcja liczbowa – przeprowadzam w myślach operacje liczbo­we –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content