Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(15.1.1994, 16.1.1994, 17.1.1994, 19.1.1994, 24.1.1994)

Sobota, 15 stycznia 1994
– skłębienie wszystkiego, splątanie – matejkowatość, drzeżdżonowatości – ktoś mnie wiezie samochodem, może to Leszek Bugajski – głosy mężczyzn, samochód zero, ale jedzie – dom, rezydencja, gospodyni – czeka się na kolację wigilijną, na śniadanie wielkanocne – wielka sala, dużo ludzi – ścisk jak w kościele, jak na jarmarku – przemawiałem – komentuje się moje przemówienie – tłumaczę, że jestem przeciw istnieniu dwóch organizacji literackich – słucha mnie Józef Ozga-Michalski – słucha i patrzy na mnie urzędnik, może kierowca – w ścisku chcę się ogolić – szukam przyrządów – wybieram żyletki – zacząłem golenie, przerywam – ktoś mi mówi, jak się wypowiada o moim przemówieniu Krzysztof Mętrak – rozmawiam z Mętrakiem – chciałby kupić tekst mojego przemówienia dla swojego pisma – pytam, ile zapłaci – mówi sumę dużą – w porównaniu z tym, co mógłbym dostać w „Twórczości” – rozmawiamy – czuję się wplątany w sprawy Marka Hłaski, Janusza Głowackiego, Janusza Rudnickiego – poruszam się w tłumie – wypowiadam się – szukam czystej kartki papieru wśród szparga­łów – zapisuję tekst oniryczny na malowidle – na odwrocie malowidła – zielona płaszczyzna kartonu lub plastyku – waham się, czy pisać na tej płaszczyźnie –

Niedziela, 16 stycznia 1994
– chodzę do parku lub lasu w mieście – bywam w parku lub lesie nad morzem – spotykam w drodze do parku lub lasu Gustawa Holoubka – coś do mnie mówi – może słyszę jego rozmowę z Mają Komorowską przez radio – opowiadam o Gustawie Holoubku Olimpii – Olimpia mówi o zainteresowaniu ludzi przeszłością osobistą i przeszłością zbiorowości – w sklepie rozglądam się za czymś na prezent – przede mną kobieta coś na prezent znalazła – kupuje i wychodzi – rozmawiam ze sprzedawczynią o prezencie – ona pyta, dla kogo prezent – mówię, dla kobiety, która wyszła – dla pani Czarnowskiej – słyszę, dla pani Czarnowskiej takie perfumy się nie nadają – patrzę na drzewo – drzewo między lasem państwowym i prywat­nym – pod Skierniewicami – las prywatny w całości wycięty – zostało dziwaczne drzewo z dwóch drzew na samej granicy – drzewo większe obrosło drzewo mniejsze – pożarło je, pochłonęło – myślę, że nie da się rozstrzygnąć, kto ma prawo własności do drzewa – jestem u dentystki Janiny Kowalskiej – ze mną jest mała dziewczynka – dziewczynka siedzi na fotelu – Janina Kowalska mówi, że mnie już nie przyjmie – jest zbyt zmęczona – nie wiem, czy czekać na dziewczynkę w gabi­necie – czy wyjść na korytarz – czytam tekst profesora – słowo oniryczny zostało pomylone ze słowem erotograficzny – śmiejemy się, Jerzy Lisowski i ja –

Poniedziałek, 17 stycznia 1994
– czytam utwór w piśmie, wielka radość – to utwór Edka Redlińskiego – rozmawiamy o utworze, mój zachwyt – mówią drukarze, coś demonstrują – zjawia się koło mnie Edek – to jednocześnie Edek i Janusz Rudnicki – Edek-Janusz leży obok mnie – ja i Ewa Rudnicka siedzimy z jego dwóch stron – radość z utworu, radość z bycia razem – jadę pociągiem ze Śląska – mówi się, że zamiast dwóch wagonów ogrze­wczych będzie jeden – trzeba się przesiąść do innych wagonów – trzeba się skupić – Jan Maria Gisges wyjedzie na placówkę dyplomatyczną – na Daleki Wschód – nazakładał na siebie blach i odznaczeń – cały błyszczy – obok niego stoją butelki wina koloru miodu – on to kupił na prezenty – myślę, kim jest Gisges – z Jerzym Kulczyckim jestem na Senatorskiej w Skierniewicach – Jurek wszedł do mieszkania teściowej nad kinem – czekam na niego – chodzimy obaj po rynku – chodzi z nami jego synowa Joanna – w kamienicy Rynek 32 założono szkołę – ma to być szkoła wyższa – opowiadam synowej Jurka o egzaminach wstępnych do tej szkoły – szkoła jest według pomysłów Jana Zygmunta Jakubowskiego – słucham, co mówi spod baldachimu Ziemowit Fedecki – mówi o emeryturach ponad sześć milionów – i o mieszkaniach – pytam, kto otrzymuje takie emerytury –

Środa, 19 stycznia 1994
– mieszkanie jak w kamienicy Rynek 32 w Skierniewicach – mieszkanie jakoby Alicji Dryszkiewicz – mieszkanie gigantyczne – bardziej sale niż pokoje – wielka amfilada sal – mieści się tu instytucja – chcę część mieszkania zamieść – nie ogarniam jego ogromu – robię rajd przez sale – poruszam się po przedmiotach, po urządze­niach – po wierzchu stojących na podłodze kaloryfe­rów – narzekam – Ewa, córka Alicji, mówi, że mogłem przyje­chać wcześniej – nie dopiero teraz – rozmawiam z mężczyzną – rozmawiamy o tym olbrzymim mieszkaniu – wiemy o zapleczu – jeszcze większym niż całe mieszkanie – rząd nie umie tego zaplecza zagospodaro­wać – śmiejemy się z nieudolności – z braku orientacji –

Poniedziałek, 24 stycznia 1994
– oficjalne i moje prywatne hołdy dla Jaros­ława Iwaszkiewicza – przed Grobem Nieznanego Żołnierza czci pamięć Iwaszkiewicza urzędowa delegacja – znam niektóre osoby – jest przedstawiciel kultury chłopskiej – czytam niektóre utwory Iwaszkiewicza – rozmyślam o całej jego twórczości – rozmawiam o jego pisarstwie z Wacławem Sadkowskim – mówię, Iwaszkiewicz podobnie rozumie histo­rię jak Gide – wzbogaca swoje rozumienie historii dzięki Conradowi – rozgardiasz w Domu Literatury – remont, przebudowa – wyznaczono bez uprzedzenia posiedzenie ju­ry – kręci się po pokojach mnóstwo literatów – nie mam przy sobie notatek z lektury – ma się rozpocząć posiedzenie jury – na oczach wielu ludzi – przy mnie siedzi Marian Pilot – widzę Wiesława Myśliwskiego – siedzę w skarpetkach, skarpetki dziurawe – Myśliwski daje mi swoje skarpetki – kaszlę, zabrudziłem sobie palce – proszę Pilota, żeby wyciągnął chusteczkę z mojej kieszeni – robi to niechętnie – w błyskawiczny sposób przyznano nagrodę – za tekst scenariuszowy – zaskoczenie, oburzenie – podchodzę do Jarosława Iwaszkiewicza – proszę go o zgodę na zaprotokołowanie, że głosowałem przeciw – Jarosław odmawia – moje niezadowolenie rośnie – wszędzie, na salach, za oknami, okropni ludzie – jak ze średniowiecznych malowideł – rozlatują mi się drogie buty – z niemieckiej firmy Salamander – nie wiadomo, jak wrócę do domu – wychodzi się przez inne budynki – i tu remont, przebudowa – zabrnąłem gdzieś, skąd nie można wyjść – myślę, żeby się wydostać przez okno – nie wiem, gdzie są Myśliwski i Pilot – jestem w rozpaczy –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content