copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ONIRIADA
(14.10.1994, 18.10.1994, 29.10.1994, 3.11.1994, 26.11.1994)
Piątek, 14 października 1994
– klatka schodowa w budynku od strony Alej – dziewczyna zostawiła swoje rzeczy przy schodach – wziąłem je do swojego mieszkania – dziewczyna szuka rzeczy – prowadzę ją po rzeczy do siebie – słyszę opowieści – o podróżach młodych Polaków do Niemiec – Niemcy nie mogą pojąć filozofii pracy fizycznej – takiej jak w twórczości Edwarda Stachury – tłumaczę Niemcom ideę pracy dla dobra ludzi – dla dobra sprawdzalnego – odwołuję się do głównych motywów w powieściach – w Całej jaskrawości, w Siekierezadzie – nie wiem, jak przetłumaczyć słowa o czyszczeniu stawów w Ciechocinku – jestem na balu – bal w budynku dworca w Skierniewicach – zaprosiłem Tadeusza Sikorskiego z żoną – oni są jedynymi gośćmi bez matury – klatki schodowe – pokazuje mnie komuś Krystyna Kofta – nazywa mnie panem B. – Tadeusz leży pijany – bełkocze, że mnie odwiezie taksówką – jestem na zewnątrz budynku – Tadeusz z daleka mnie przywołuje – woła, że zawiezie mnie do Grodziska – muszę biec po palto – myślę, że od strony Skierniewic Grodzisk może być przy szosie Mszczonowskiej – przy Lesie Miejskim – nie wiem, gdzie w Skierniewicach mieszkam – boję się, że Tadeusza nie dogonię –
Wtorek, 18 października 1994
– płynę niezwykłym statkiem – lecę niezwykłym samolotem – jadę nierealnym pojazdem – jakby od domu siostry w stronę miasta – na zachód – coś się wiezie – coś przewozi jak przez granicę – komplikacja z przewożeniem, koszta – biały papież wchodzi do świetlistego samochodu – świetliste samochody w szeregu – jak wagony w pociągu – widać, że papież nie umie wejść – źle uruchamia samochód – mam wejść do świetlistego samochodu – świadomość, nigdy samochodu nie prowadziłem – wiem, że z daleka ktoś na mnie patrzy – wchodzę – nie umiem wykonać żadnego ruchu – z kimś jadę – idę z kilkoma osobami – przeszliśmy przez dwie godziny dwieście kilometrów – do przejścia jest jeszcze trzysta – zajdziemy – tak się mówi, tak myślę, przez trzy godziny – potem trzeba będzie wracać – myślę, czy to jest na nasze siły – na ludzkie siły –
Sobota, 29 października 1994
– istnieję w ściśnieniu, jak w książce – bez przestrzeni – przestrzeń przybiera czasem rozmiar pokoju – jakbym ten pokój, tę przestrzeń znał – przypominam sobie, co się w tym pokoju działo – co się działo w czasie wojny – widzę oparte o ścianę ramy okienne – rozmawiam z Małgorzatą Łukasiewicz – opowiadamy sobie – jak uczymy w szkole, na uczelni – budzę się przy oknie w parterowym domu – mam wodę przy łóżku – za oknem widzę Leszka Budreckiego – przechodzi przy samym oknie – uśmiecha się do mnie – jestem ciekaw, czy będzie chciał rozmawiać przez okno – Leszek przechodzi – jakby na dworze patrzę na otwartą przestrzeń – widzę znane osoby – ktoś mówi o absurdalnych podatkach – za posiadanie ryksz – za kupowanie różności – myślę, że mówi to Andrzej Krasiński –
Czwartek, 3 listopada 1994
– podróżowanie, pociągiem, pieszo – podziemne przejście, postoje w szczerym polu – ludzie w podróży, w wędrówce – ludzie w swoim społecznym zróżnicowaniu – tory kolejowe, urządzenia na torach – podróżne komitywy – niespodziewane spotkania, odkrycia, zobaczenia – sesja o poezji Edwarda Stachury – mówię o poezji – z sali okrzyki – Michał Komar wykrzykuje, że w tej poezji nic nowego – to wszystko znane – z gniewem odpowiadam – niemożliwa jest oryginalność absolutna – mówię do Komara per panie Michale – na drodze dzielę się z ludźmi słowami Stachury – słowa jakby cielesne, na kartkach – rozlewam ludziom esencję – resztki esencji zostały w butelkach – rozdzielam je między kobietami – wlewam do ich butelek – dziwię się, że tak się cieszą – radość i zachłanność w twarzach –
Sobota, 26 listopada 1994
– miejsca i zdarzenia jak w nieudolnej opowieści – jak na schematycznym rysunku – patrzę na coś, w czymś uczestniczę – istnieje to w chwili patrzenia, w momencie uczestnictwa – coś się dzieje przy domu siostry – jestem w mieszkaniu Halszki (Wilczkowa) – patrzę na Halszkę – wygląda zdrowo – coś się z nią dzieje – z jej bliskimi – parkiet w pustym mieszkaniu – niby czysty, ale widać ślady po plamach – myślę, jak by to trzeba było czyścić, pastować – patrzę na Julka Stryjkowskiego – gra jakąś rolę – mówi po hebrajsku – nie rozumiem słów – odbieram ich muzyczność, ich fizyczność – imponuje mi, że on tak swobodnie mówi – na blacie stołu, biurka, mam wielką księgę – księga po niemiecku – przeczytałem trzy czwarte dzieła – jakby powieści, jakby uczonej monografii – mówię do kogoś o księdze – czytam jakby streszczenie końca dzieła – postacie będą działać w Moskwie – będzie to działanie gangu, mafii, organizacji politycznej –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy