Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1996

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(20.7.1995, 25.7.1995, 29.7.1995, 30.7.1995, 4.8.1995)

Czwartek, 20 lipca 1995
– przestrzeń od dworca po wschodnie pery­ferie Skierniewic – wybory, rozmowy polityczne, zebrania – zbiorowe decyzje – wszędzie tłum, gęsto, ciasno – patrzę na wszystko jak na obraz Matejki – jak na „Bitwę pod Grunwaldem” – krążę po podwórkach – między ulicą Sienkiewicza i ulicą Lelewela – między Liceum Prusa i Szkołą Handlową – przechodzę przez podwórko Bąbla lub Bombla – podwórko jak szopka bożonarodzeniowa, jak krakowski rynek – wszystko odrestaurowane, odpustowa tande­ta – idę przez podwórko, z imienin, na imieniny – niosę kwiaty dla Danuty Konwickiej – kwiaty banalne, goździki – kwiaty dla Konwickiej, dla jednej z sióstr bliźniaczek – dałem kwiaty, mam kwiaty – podchodzę do jednej z bliźniaczek na ulicy – ona mówi, że od drugiej wyszedłem z imie­nin – rozmawiam na ulicy o bliźniaczkach – czuję się w tłumie stłamszony – tłum jak na obrazie Matejki –

Wtorek, 25 lipca 1995
– ucieczka przed Niemcami – ucieka Henryk Krzeczkowski – ucieka dziecko – jesteśmy na wschodnich peryferiach Skiernie­wic – Henryk Krzeczkowski ratuje dziecku życie – lub dziecko ratuje życie Henrykowi – Niemiec chce mnie zastrzelić – uciekam przez zakamarki dużego budynku – Niemiec może mnie zaraz odnaleźć – strzał mnie zabije – cud, wszystko się zmienia – nie zastrzeli mnie Niemiec – jestem opóźniony w nauce – z opóźnieniem kończę gimnazjum – jeszcze dwa lata liceum – skończę szkołę po dwudziestce – boję się zajęć gimnastycznych – patrzę na uczennice – mają prawa jazdy, wsiadają do auta – nie wiedzą, kim jestem, rozmawiam z nimi – myślę, jak się czasy zmieniły – zdarzenia literackie – gubię się w zdarzeniach – chcę odnaleźć miejsce kąpieli w Rawce – chcę przejść przez moją Dolinę Rawki – w miejscu łąk jest las – idę skrajem lasu – szukam dawnego miejsca kąpieli ze względów literackich – szukam czegoś w dawnym i nowym czasie –

Sobota, 29 lipca 1995
– wielka sala, w miejscu domu urodzenia – wielki tłum – Lech Wałęsa chce wypowiedzi kogoś z uczo­nych – o Szekspirze – milczenie – nie odzywa się Maria Janion – Jana Kotta chyba nie ma – decyduję się na mowę – Szekspir jest największym pisarzem – powie tak większość ludzi – u niego jest zawsze coś, co każdy rozumie – można nie rozumieć formuł – rozumie się działania – w działaniach człowieka są znaki całego doświadczenia – człowiek Szekspira zabija – popada w moralne konsekwencje zabijania – jestem zadowolony z oracji – nie ma żadnej reakcji słuchaczy – wielka autostrada, nasyp nadrzeczny – ktoś mówi o Stanisławie Cichowiczu – może to brat Tadek – Cichowicz coś objawił Tadkowi – wielka mroczna sala – próba amatorskiego teatru – może wystawi się Szekspira – przyszła Helena Zaworska, coś mówi – rozpoznaję postacie drugorzędnych aktorów – jeden ma kwadratową klatkę piersiową – ma plamy na skórze, wysypkę – bada go lekarz – lekarz bada aktorów – znajomi z widzenia – Zaworska opowiada o próbach – trzeba próby robić raz w tygodniu – dwie olbrzymie izby – w jednej coś robi Renata – jest jej gorąco – w drugiej wymyślam coś literackiego – jest mi zimno – przygotowania do czegoś – do przedstawienia, do przyjęcia, do dzieła –

Niedziela, 30 lipca 1995
– myśl, powinienem uczcić swój jubileusz – ktoś mi daje rady – żebym zaprosił siostrę Stasia Nowaczyńskiego – na moją lekcję – ona jest uczennicą – w Szkole Handlowej w Skierniewicach – (Staś nie miał siostry) – budzę się w szkole, ubieram – ktoś mówi – Władzia Nowaczyńska wchodzi przez furtkę z ulicy – trzeba ją przywitać przed drzwiami – trzeba mieć zgodę nauczycielki – rozmawiam z nauczycielką – mówię, o co mi chodzi – ona nie bardzo rozumie – widać to po jej twarzy – tłumaczę, że chodzi o moje święto – o obecność Nowaczyńskiej na mojej lekcji – w klasie piętro wyżej – nauczycielka może się zgodzi – Władysławy Nowaczyńskiej nie widzę w klasie – rozglądam się po twarzach uczennic – chyba nie będzie świętowania –

Piątek, 4 sierpnia 1995
– w myślach, w obrazach – droga do szkoły, do kościoła w Skierniewi­cach – drogi dzieciństwa, drogi na zachód – coś się rozstrzyga, coś się sprawdza – patrzę z perspektywy szkoły, kościoła – patrzę na wschód – widzę fragmenty ulicy Mszczonowskiej – skraj Lasu Miejskiego – ktoś mówi o nowej trasie – do Warszawy, do Wisły – chcę sobie wyobrazić pasmo wyciętego lasu – o długości siedemdziesięciu kilometrów – o szerokości trzystu lub więcej metrów – jadę tramwajem lub autobusem, w Warsza­wie – nie skasowałem biletu – zaraz mam wysiąść – autobus staje – drzwi się nie otwierają – ktoś z przodu robi do mnie gest – trzeba coś nacisnąć – naciskam, drzwi się otwierają –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content