Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 2/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(2.12.1996, 10.12.1996, 11.12.1996, 16.12.1996, 23.12.1996, 31.12.1996)

Poniedziałek, 2 grudnia 1996
– dwie kartki druku reklamowego – sprzedaje się dom przy ulicy Mszczonowskiej – rozglądam się – po ulicy, po szosie Mszczonowskiej – szukam posesji nr 34 – przejeżdża Wiesław Myśliwski z działaczem – mówi, że dom jest na końcu ulicy – trzeba by iść w stronę Lasu Miejskiego – sprawdzam numery – nie ma porządku w numerach – rozmawiam z kobietą – ona podaje się za właścicielkę domu i działki – domu jeszcze nie ma – działka jest między szosą Mszczonowską i Rawską – mówię, że to nonsens – kobieta kpi ze mnie – w reklamie pisze się po to, żeby sprzedać – idę w stronę domu urodzenia – patrzę na dom Łukasików, sąsiadów Nockowskich – na drzewie przed domem żyje niezwykły ptak – może niezwykłe stworzenie – zrobiliśmy niezwykły numer „Twórczości” – o Powstaniu Warszawskim – mówi się o tym, mówi się o niezwykłościach – do mojego stołu w restauracji siada Marysia Iwaszkiewicz – przyprowadziła swoje towarzystwo – chcę odejść od stołu – patrzę na egzotyczną twarz kobiety – wygląda jak księżniczka – czuje się w niej coś kurewskiego – coś mówię o niej do Marka Hłaski – Markowi błyska oko – w lokalu bójka – dwóm facetom nie podobają się nawzajem ich nazwiska – absurdalność bójki, korowodów – rozglądam się, szukam wzrokiem Marka –

Wtorek, 10 grudnia 1996
– jadę, idę – do przychodni, do szpitala – do doktora Lecha Gawrona – przychodnia w trzykondygnacyjnym budyn­ku – Lech Gawron przyjmuje w weekendowy dzień – jakby to na prawym brzegu Wisły – jakby na wschód od parowu do Lasu Pamięckiego – wchodzę do gabinetu Gawrona – mówi, że zbada mnie później – muszę załatwić termometr u pana Henryka – Gawron śmieje się, do mnie, ze mnie – nie wierzy, że dostanę termometr – szukam pana Henryka, po kondygnacjach – jedna podziemna – rozmawiam z ludźmi z ekipy telewizyjnej – Kazimierz Kutz kręci film o przychodni – chcę odnaleźć Lecha Gawrona – odnajduję, nie odnajduję – myślę o badaniu – tworzy mi się w myślach fabuła – fabuła z Lechem Gawronem – przechodzę od parowu przed dom siostry – widzę jesienne drzewa – w głowie fabuły skierniewickie, warszawskie – odczuwam lęk, czy mi się wszystko uda – po wizycie u Gawrona, przed wizytą – Gawron żartuje ze mnie – dziwi się, że dostałem termometr – że mi się udało –

Środa, 11 grudnia 1996
– wielki pejzaż francuski – jak na żywo, jak na obrazie – patrzę na południowy zachód – z bliska niskie wzgórza z drzewami – z daleka góry w chmurach – niebo jak na starej rycinie – odbicie ziemi na niebie – Jerzy Giedroyć, Marek Hłasko i ja – jesteśmy jak na biwaku – toczymy spór o autonomię sztuki – o relacje między sztuką i polityką – między sztuką i ideologią – trzymamy się we trzech za ramiona – mówię do Giedroycia – kocham pana, ale sztuka musi mieć autono­mię – stosunki pomiędzy sztuką i polityką powinny być partnerskie – Giedroyć patrzy mi w oczy – są koło nas ludzie – myślę, jak sztuka aprobuje ideologię – formą aprobaty jest śmierć dla wartości – aprobata poprzez zwycięstwo spycha sztukę w kicz – myślę o Marku – jestem przejęty, jestem przejęty kwestią racji –

Poniedziałek, 16 grudnia 1996
– okolica dzieciństwa – jestem w niej lub patrzę na nią z góry – widzę ją jak na mapie – mówi się o administracji kościelnej – w ogrodzie Bronka Wenusa rozmawiam z papieżem – papież coś rozstrzygnie – rozstrzygnięcia papieża wymagają specjalnej interpretacji – cała okolica dzieciństwa będzie należeć do dwóch parafii – do dwóch biskupstw – słyszę wykrętne formuły – jestem ni to w Bristolu, ni to w Hotelu Europejskim – w restauracjach hotelowych różne ceny – jestem w hotelu tańszym – przychodzi Marian Grześczak z synami – patrzę na Kropkę – witamy się z daleka – Kropka jest ze starymi aktorkami – siadają w bocznej sali – piją whisky – czuję, że Kropka umówi się ze mną – jej koleżanki upiły się – rozmowy, z kelnerami, z kelnerkami – Marian Grześczak odprowadza syna do poko­ju – kelner wie, że osoby na delegacji dostają pokoje – wychodzę z hotelu – agresywny facet na ulicy – przechodzę przez Pałac Staszica – muszę zapłacić za przejście woźnym lub portie­rom – wypada mi kilka monet – nie mogę ich dosięgnąć – moja kuchnia – patrzę na otwarte okno kuchni cudzoziem­ców – kobieta uszczelnia okno – zauważyła mnie, odwraca wzrok –

Poniedziałek, 23 grudnia 1996
– działamy dla „Twórczości” – Jerzy Lisowski i ja – wyjeżdżamy nad morze, nad rzekę – bronimy „Twórczości” przed atakami – atakują „Twórczość” wredni starcy – myślimy, że starcy skapitulują – Jarosław Iwaszkiewicz będzie chyba zadowo­lony – z Jarosławem jedziemy nad Rawkę – na prawy brzeg Rawki – tam są wspaniałe tereny – dobrze byłoby mieć tam domy – Jarosław jest wstrzemięźliwy – jedziemy na lewy brzeg – odpoczywamy na łące, przy lasku – rozmawiam z Jarosławem – opowiadam – na prawym brzegu Rawki odkryto ślady życia ludzi – przed sześciu tysiącami lat – rozglądamy się, gdzie jest Artur Międzyrzecki – wracamy na prawy brzeg – oglądamy wzgórza pod Kamionem – spotykam dawnego kumpla – przy jednym z domów – on chce wynieść się z Kamiona – są możliwości w miastach – buduje się miasta przyszłości – patrzę na pojazdy – są w kształcie przejrzystych sześcianów – wydłużone sześciany poruszają się szybko – sześćdziesiąt kilometrów na godzinę – myślę, że to w sam raz – leżę z kumplem i jego ojcem na trawie – w ogrodzie – czuję radość –

Wtorek, 31 grudnia 1996
– patrzę na ogród Szyprowskich – na drogę do Lasu Miejskiego – znam, słyszę opowieść o chłopcu – prowadził on przybyszów – przybysze weszli do domostwa Szyprowskich – chłopiec czekał na nich przy ogrodzie – usnął w zbożu – nie wiadomo, co się stało w domostwie – przybysze odeszli – chłopca poszukiwano – znaleziono go śpiącego w zbożu – myślę nad tajemnicami tej opowieści – idę koło trzech domostw Stefanowskich – w kierunku zachodnim – chyba idę do szkoły – dowiaduję się, że punkt wyborczy będzie w domostwie środkowym – znam niemieckie dzieło operowe – trzeba je wystawić tutaj – będę śpiewał niemiecki tekst – wiem, że nie mam talentu – wstępne przedstawienie będzie przygotowa­niem – po nim będzie właściwe – dochodzę do trzeciego domostwa Stefanowskich – idę do szkoły, do Liceum Prusa –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content