copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ONIRIADA
(6.9.1997, 8.9.1997, 10.9.1997, 14.9.1997, 18.9.1997, 21.9.1997)
Sobota, 6 września 1997
– podróżowanie, wielkie przestrzenie – potrzeba w podróży względów losu, Boga – trzeba widzieć znak tych względów – widzę znak – przekonuję ludzi, że jest znak – mówię do nieznajomych – oni wierzą, nie wierzą – nie tracą nadziei – czuję względy losu, Boga – robię wszystko z dobrą wiarą – z wiarą w znak, w opatrzność –
Poniedziałek, 8 września 1997
– ulice warszawskie, okolica skierniewicka – poznaję Szweda – Szwed w średnim wieku – ma w sobie coś z Germana Ritza – spotykamy Pawła Hertza – Szwed i Hertz znali się lub poznają – chodzimy we trzech – żegnamy się ze Szwedem – spotykamy go znowu – żegnam się z Hertzem i ze Szwedem – Szwed pojawia się sam – trzeba mu coś pokazać w Warszawie – chcemy gdzieś jechać w okolicy skierniewickiej – do miejscowości sławnej z czasu wojny – idę na Wiejską, do wydawnictwa Czytelnik – rozmawiam w wydawnictwie z dygnitarzami – coś wydaję w Czytelniku, coś redaguję – rozmowa o mojej książce – o stanowisku Michała Sprusińskiego – na mieście spotykam Szweda z moją znajomą – ze znajomą mówię o miejscach historycznych – czytam tekst o czasie wojny – w tekście powtarza się imię Jadwiga – należałoby zwiedzić coś, czego opis dotyczy – zastanawiam się, czy chodzi o jedną Jadwigę – to mogą być różne osoby – myślę o Jadwigach, jakie znałem, jakie znam – przedstawia mi swoje plany Marysia Iwaszkiewicz – widzę Szweda z nieznanymi ludźmi – kłaniamy się sobie z daleka –
Środa, 10 września 1997
– z tłumu w tłum – na Krakowskim Przedmieściu, na placu Zamkowym – tłum w Domu Literatury – w tłumie rozmowy – patrzę na Annę Tatarkiewicz, na Małgorzatę Szpakowską – chcę coś ważnego powiedzieć – o najwybitniejszej powieści Leopolda Buczkowskiego – mówię do Anny Tatarkiewicz – zapomniałem tytuł utworu – tego, o który mi chodzi – mam na myśli Kamień w pieluszkach – one będą myśleć o mojej sklerozie – odchodzę na bok – tytuł mi się przypomina – w bocznej sali ludzie patrzą w telewizor – myślę, że są tu Maria i Kazimierz Brandysowie – odwraca się do mnie kobieta w średnim wieku – mówi do mnie – właśnie powiedziano, że mój ojciec zaginął – myślę, że to córka Jerzego Zagórskiego – jestem na pół ubrany – mam na sobie spodnie od piżamy – wychodzę na plac Zamkowy – kobiecie wypadają z rąk małe przedmioty – podnosi je druga kobieta – coś mamrocze – chyba, że nikt kobiecie nie pomógł – patrzę na swoje majtki od piżamy – trzeba wrócić po spodnie od ubrania –
Niedziela, 14 września 1997
– jezdnia placu Trzech Krzyży – na jezdni stoją długie stoły – ma się odbyć rządowy obiad – siedzę blisko premiera – przy stole coś robi znajoma kelnerka – kłaniam się jej – robi to na niej, na premierze duże wrażenie – że się przyznaję do znajomości – towarzystwo na sali – coś się chce zrobić dla Tadeusza Sikorskiego – Tadeusz napisał powieść – w jego gestach i w twarzy jest coś z Marka Hłaski – powstaje pomysł, żeby iść do konsula austriackiego – może Austriacy dadzą pieniądze na wydanie książki – rwetes, galimatias – Tadeusz, z żoną Grażyną i ja, jedziemy do konsula – konsul urzęduje jakby na piętrze Domu Literatury – w przebudowanych pokojach hotelowych – wchodzimy – miny gospodarzy niechętne – konsul słucha Tadeusza – konsulowa rozmawia z Grażyną, o dzieciach i psach – rozglądam się po sali – sufit w kształcie kopuły, kopuła złota – coś próbuję powiedzieć – wiem, że to nie ma sensu – nikt nikogo nie słucha – nic o książce nie zostało powiedziane – istnieje inna szansa – ktoś wyda książkę Tadeusza – rozmawia się o tym, działa –
Czwartek, 18 września 1997
– przyjechał z Łodzi stryj Józef, z rodziną – umawiam się ze stryjem, gdzieś chodzę – myślę o przyjazdach rodziny stryja – w czasie wakacji, w czasie wojny, po wysiedleniu – umawiam się z Darkiem Foksem – czekam na stryja, czekam na Darka – jedziemy szosą Mszczonowską – jedziemy w obydwie strony – przebywamy wśród zieleni – przebywamy w Mszczonowie, duża grupa ludzi – jestem w Mszczonowie po raz pierwszy – parę razy przez Mszczonów przejeżdżałem – Mszczonów jest zniszczony – same rumy – jak w Warszawie po wojnie – jadę autobusem, przejechałem za daleko – wracam przez Mszczonów pieszo – rozglądam się po murach bez dachów – Mszczonów jest miastem bez ratusza – miano ratusz kiedyś pobudować, nie pobudowano – właściwie Mszczonowa nie ma – nigdy nie było – nie wiadomo nic o Mszczonowie w jedenastym wieku – z hotelu wszyscy wyjechali – postanawiam zostać w Mszczonowie jeszcze jeden dzień – wynajmuję pokój u staruszki – na jedną noc – siedzę z Zofią Reszkową – na placu Świętego Floriana, w Skierniewicach – patrzę na ulicę Batorego – na części rynku – nieznane proporcje wszystkiego, inne budynki – stoi obok mnie Maria Straszewska – ona jest nauczycielką w Skierniewicach – nie mówię, że jej nazwisko figuruje w Oniriadzie – myślę, że w Skierniewicach „Twórczości” się nie czyta –
Niedziela, 21 września 1997
– dom w ogrodzie – jakby kogoś z mojej rodziny – jakby kogoś z rodziny Myśliwskich – młodemu mężczyźnie trzeba kupić prezent – wszyscy o tym mówią – dla wszystkich kłopot – zdecydowałem się na kupno – kupiłem sam lub ktoś mi to załatwił – prezent składa się z wielu przedmiotów – po kupno prezentu wybiera się kobieta – przypomina mi matkę Wiesława Myśliwskiego – jest ciotką mieszkańców domu – prezent od niej ma być najdroższy – ma być droższy od prezentu ode mnie – myślę o prezentach – myślę o tym kimś, kto je dostanie – o młodym człowieku – nie widać go, czeka się na niego – on skądś przyjedzie – stoję przed domem, przed urzędem – otwiera drzwi młoda kobieta – ona wyjedzie gdzieś daleko – może do Ameryki – myślę, że będę miał siostrę w Ameryce – dobrze mieć siostrę gdzieś w świecie – w świecie, w Ameryce –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy