Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 2/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(7.11.1998, 8.11.1998, 9.11.1998, 10.11.1998, 11.11.1998)

Sobota, 7 listopada 1998
– perypetie z lekarką, z lekarzami – idę, jadę, z lekarką – rozmawiamy o pomyłkach – lekarka mówi o doktorze Hornie (sic) – on się troszczy o Halszkę – patrzymy przez szybę na dwie kobiety – coś robią – starsza ma otwarte usta – widać sześć złotych zębów w górnej szczęce – coś niezwykłego w tych zębach – jestem u Halszki, nie jestem – zjawia się Julek Stryjkowski – ja leżę – on mnie poklepuje na powitanie – mówi o zaproszeniu na spotkanie literatów – zaproszono trzydzieści dziewięć osób – myślę, zostałem pominięty – mam mieszkać w Domu Literatury – w jednym pokoju z Marianem Pilotem – jeszcze nie widzieliśmy pokoju – mamy dostać klucze – pertraktujemy z kawiarką Ewą – chcemy, żeby sprzątała pokój – ona odmawia – wylicza, ile to by musiało kosztować – w jej twarzy nie ma dawnej życzliwości – myślę o jej twarzy –

Niedziela, 8 listopada 1998
– międzynarodowa impreza – jakby związana z wojskiem – ze wschodu przyjdą Litwini – rozmowy w sprawie mojego uczestnictwa – rozmawiam z Jarosławem Iwaszkiewiczem – Jarosław ponury, zamknięty w sobie – mówi, że znam język niemiecki – kontaktuję się z Niemcami, obcuję z nimi – podróżowanie na zachód – programy dzienne, etapy podróżowania – trzymam się dużego Niemca – ma figlarne oczy – figlarnie rozmawiamy – umawiam się z nim – przechodzimy przez gigantyczne korytarze – planuje się imprezę z Francuzami, na jesieni – projekty, rozmowy – dużego Niemca zastąpiła Niemka – idziemy przez sale muzealne – ona się do mnie zaleca – kojarzę z nią narzeczoną Łukosza – nie pytam ją o Łukosza – wjeżdżamy do niemieckich miast – przechodzimy przez wnętrza budynków –

Poniedziałek, 9 listopada 1998
– wielopiętrowa budowla – jakby na skraju Skierniewic – przebywam w tej budowli, coś się dzieje – przyjechałem rano do Skierniewic – mam z sobą torbę lub walizkę – przechodzę koło kościoła – rozglądam się po Senatorskiej – po fragmencie od kościoła do rynku – chcę zjeść śniadanie – siadam przy stole na ulicy – robię zamówienie u kobieciny – kawa z mlekiem, dwie bułki z serem – przy stołach siedzi kilka osób – czekam, rozmyślam – widzę, że już nikogo nie ma – pusta ulica – przechodzę koło kościoła, idę do rynku – nigdzie nikogo – przypominam sobie – kobiecie nie zapłaciłem – widzę ją, przywołuję – ona nie podała kawy, bo jej się nie chciało – wie, że jestem tu po nic – zjedzenie śniadania i obiadu trwa tu dziesięć godzin – absurdalność absolutna – rozmawiam z kimś jak w poczekalni – rozmowa o polonistach – myślę o Lenie Zaworskiej – ona przyjechała do żony Ryśka Matyska – chce jej pomóc w chorobie – myślę o Jadwidze Matyskowej – nie wiem, czy ktoś taki istnieje – czy ją kiedykolwiek widziałem –

Wtorek, 10 listopada 1998
– uczestniczę w wydarzeniach historycznych – jakby nad Rawką, jakby nad Wisłą – jakby na scenie teatralnej – jestem uczniem – pracownikiem prasy – nauczycielem uniwersyteckim – jestem świadkiem umierania – przez trzy noce z rzędu – umiera car, władca Rosji, (…) – leży za zasłoną jak za kurtyną – za zasłoną jest wiele osób – lekarze, prawnicy, dwór – zaglądam za zasłonę – widzę ciało – mówi się, trwa proces umierania – ciało już sztywnieje – ktoś ciałem porusza – przyglądam się wszystkiemu – może to trwać długo – minęły trzy noce – nie byłem u matki – patrzę na ruchy wojska – jakby w Dolinie Rawki – jakby na dworcu – przy torach kolejowych – rozmawiam z Jasiem Bijakiem – myślę o swoich obowiązkach uniwersyteckich – mam tyle lat, co mam – pracuję na uniwersytecie jako asystent – tylko profesorowie mogą pracować tak długo – nie wiem, dlaczego wróciłem na uniwersytet – na stare lata – usiłuję zrozumieć, jak to się dzieje – jak to wszystko możliwe –

Środa, 11 listopada 1998
– ekipa telewizyjna Stanisława Beresia – demonstrują nagrania ze mną – nagrywają coś nowego – mówię o twórczości pisarza z Poznania – o kilku pisarzach – rozmowy z Beresiem, z jego ludźmi – perypetie z Marianem Pilotem – wiele dziejby – chodzę po rynku w Skierniewicach – zaglądam na podwórko po stronie ratusza – kamienica rodziców Dariusza Sośnickiego – nie wiedziałem o tym – myślę o moich kontaktach z Sośnickim – o moich związkach z ludźmi z Poznania – moje chodzenie po rynku – bez powodu, bez celu – odzywa się do mnie z daleka młody facet – widział mnie w niezwykłym kożuchu – facet spogląda na mnie – robi gesty porozumiewawcze – rozmowa z kimś znanym, nieznanym – coś niezwykłego – w jego stroju lub w moim – obcy facet mówi z daleka – ten strój nie robi takiego wrażenia jak kożuch – rozglądam się po rynku – nie wiem, dlaczego tu jestem –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content