Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(8.10.1991, 24.12.1991, 5.7.1993, 18.7.1993, 20.7.1993, 21.7.1993, 26.7.1993)

Wtorek, 8 października 1991
– z pobliża domu urodzenia patrzę na okolice dzieciństwa – wiem, że istnieje jej ukryty środek, centrum, miejsce najważniejsze – jest szansa, żeby się do tego miejsca dostać – trzeba mieć pokorę – powinienem iść na zachód w stronę centrum Skierniewic, dojdę w ten sposób na wschód, pod Kamion nad Rawką – miejsce jest pod Kamionem, między Samicami i Pamiętną – myślę lub widzę, że jest tam wzgórze wśród bagien, jest las, są dwie białe świątynie – świątynie mają kształt rotund – tam się istnieje w obecności starca i kobiety – starzec jest mądry, kobieta jest dobra – w tym miejscu część jest całością, ma się świa­domość istnienia całości – wyszedłem z tego miejsca – jestem jednocześnie w środku i na zewnątrz – chcę wprowadzić do tego świętego miejsca dwóch mężczyzn – widzę jedynie ciemne sylwetki ich obydwu – chcę, żeby oni je poznali i odczuli jego dobrodziejstwo – myślę, że uda mi się być w środku, razem z obydwoma mężczyznami – poddaję się obrzędowi wchodzenia – ranek, ociągam się w porannych działaniach – ktoś ma mnie gdzieś zawieźć – jestem nie ogolony – nie dopełniłem wobec siebie porannych obrządków –

Wtorek, 24 grudnia 1991
– rozmawiam z kimś bardzo ważnym – nie wiem, kim rozmówca jest, nie wiem, o czym rozmawiam – mam świadomość wielkiej ważności rozmowy – widzę rozmówcę jak na obrazie – jest to długa i wąska plama czerni –

Poniedziałek, 5 lipca 1993
– ma się odbyć pogrzeb Zofii Nałkowskiej – rozmowy, zebrania literackie w Domu Literatury – dużo zajęć, dużo obowiązków – nie wiem, czy zdążę na pogrzeb – z perspektywy placu Zamkowego patrzę na kondukt – kondukt idzie od Nowego Światu – setki ludzi ubranych na czarno – chyba nie pójdę w kondukcie – rozmawiam lub chcę rozmawiać z kelnerką Joasią – w zaułkach ulicznych, w pokoju widzę zmarłą Zofię Nałkowską – ona jest na stojąco – ktoś dotyka jej głowy – zauważam ruch głowy – co chwila spostrzegam gesty życia – myślę, że ona jeszcze żyje – słyszę jej mowę – mówi jak w nieznanym języku – w ten sam sposób mówi coś do niej żywy męż­czyzna – to jest jakby rozmowa – patrzę na postać Zofii Nałkowskiej – widzę wyrazistość jej głowy i twarzy – uczestniczę w zebraniu – zebranie jakby w związku z pogrzebem – wstaję, wychylam się przez okno – patrzę od Miodowej, może z siedziby Minister­stwa Kultury w stronę Ogrodu Saskiego – przed Grobem Nieznanego Żołnierza grób Zofii Nałkowskiej w kwiatach – zaskoczenie – wszyscy podchodzą do okna – ze zdumieniem patrzą – mówię, wreszcie uhonorowano Nałkowską – wiem, że groby Nałkowskiej i Marii Dąbrow­skiej są oddalone tylko o kilkaset metrów – opowiadam o wieczorze u Dąbrowskiej – Dąbrowska miała mówić, że chce być pocho­wana daleko od Zofii Nałkowskiej – wymierzam w myślach odległość między gro­bami – z pragnień Dąbrowskiej nic nie wyszło – cieszę się, że Nałkowską ma grób w miejscu, jakie się jej należy –

Niedziela, 18 lipca 1993
– gigantyczna impreza literacka jak w latach siedemdziesiątych – świętowanie jak w Rzeszowie, jak na Śląsku – pamiętam o tamtych imprezach – porównuję teraźniejszość z przeszłością – główną osobą wśród literackich gości jest Wiesław Myśliwski – on przemawia, wznosi toasty – do niego mówi kobieta, która jest gospodynią – uczta, biesiada, popisy – nad okolicą pokaz ludzi latających – ludzie w kombinezonach lub dresach doko­nują szaleńczych wyczynów – przyglądam się popisom, rozmawiam z Tomaszem Burkiem – chcę mu wytłumaczyć sprawę literacką – nie wierzę, że mu wytłumaczę – rozmawiam z nim z poczucia obowiązku, w imię prawdy – zbliża się koniec imprezy – przyjechali działacze młodzieżowi z Warszawy – widać w ich twarzach skutki rozpasania – rozmawiam z nimi – odbywają się ceremoniały pożegnalne – nie podaje się wódki – na polecenie gospodyni kobiety wynoszą na­poczęte butelki – honoruje się Wiesława Myśliwskiego – nie mam pretensji, że nie odgrywam już w niczym żadnej roli –

Wtorek, 20 lipca 1993
– podróż z Wiesławem Myśliwskim i innymi literatami – jesteśmy jakby nad morzem – Myśliwski uczestniczy w imprezie, ja nie uczestniczę – myślę, że powinienem wyjechać – dowiaduję się o pociągi – rozglądam się po towarach w sklepie lub na targowisku – obejrzałem piżamę w kratkę – kładę się na murze małego basenu bez wody – kładą się koło mnie trzy kobiety – coś dziwnego i niepojętego w widoku nas leżących – chodzę i myślę, że pociąg o dziesiątej chyba odjechał – impreza Myśliwskiego i innych trwa – widzę dostojników – grupa kilku osób – Edward Gierek lub Lech Wałęsa opowiada, jak robiono go jurorem wszelakich konkur­sów – słuchacze śmieją się – mnie opowieść nie śmieszy – myślę, że trzeba dalej czekać na wspólną pod­róż do domu – do Warszawy lub do Skierniewic –

Środa, 21 lipca 1993
– strzępy zdarzeń, fragmenty dziejby – fragmenty wielu dziejb – molo jak przybudówka mostu – coś się działo na molo, coś się może zdarzyć – byłem na molo, znów będę – przyglądam się uroczystości państwowej w Skierniewicach – przeniesiono dwie wielkie tablice ze złotymi orłami z jednego miejsca na drugie – stoją warty – idę przez park w stronę rynku, jest rano – mijam znajomą ze Skierniewic, ona mieszka blisko mnie w Warszawie – ktoś pyta, dlaczego się godzę na to, co wypi­suje o mnie Zygmunt Trziszka – mętnie odpowiadam – nie czytam tego przed drukiem – Trziszka pisze w swoim imieniu, nie musi to być prawda – telefon jak uliczny hydrant przed Domem Literatury – urzędniczka przywołuje do telefonu Leszka Proroka – słyszę z góry jego głos – wstaję w nocy w swoim mieszkaniu – drzwi na korytarz są otwarte – jakby mieszkanie mojej rodziny – mija dzień, kręci się po mieszkaniu matka – nie mówi się o jedzeniu – nie je się śniadania, obiadu – nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje – pytam o obiad – rozmawiam z kobietą, którą przywiózł Janusz Głowacki – ona jest ubrana jak Ewa Zadrzyńska – jej gesty jak u Ewy – myślę, że Janusz wybiera zawsze kobiety tego samego typu –

Poniedziałek, 26 lipca 1993
– jazdy dokądś, powroty skądś – jeżdżę z braćmi Reszkami po okolicy dzieciń­stwa – jeździ się nie wiadomo na czym – rowery, wozy konne, samochody – pojazdy są raz tym, raz czym innym – raz wszystkim razem – nocne przygody – opowieści o spotkaniach z Heleną Zaworską – spotykam się z nią przez przypadek – przez intrygi ludzi ze środowiska literackiego – jedno ze spotkań zorganizował Artur Międzyrzecki – spotykam się z Jackiem Trznadlem – zachowania Zaworskiej, Trznadla bez agre­sywności – może o tym się opowiada, to wspomina – opowieści, wspomnienia jak ciemne plamy – na rysunku, na malowidle – istnieję w ciemnych zaułkach przestrzeni – w zakrętach, w zawijasach –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content