Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/1995

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(6.2.1994, 11.2.1994, 19.2.1994, 20.2.1994, 2.3.1994)

Niedziela, 6 lutego 1994
– zwarty tłum jak okiem sięgnąć – tłum zorganizowany – szereg przy szeregu, kolumna przy kolum­nie – w tłumie Józef Stalin – widzę Stalina z bliska – z odległości kilku metrów – Stalin mówi – filozofuje, wyprowadza filozofię ze słowa nobis – dzieli je na dwa słowa, no i bis – przerywam Stalinowi – mówię, że to słowo znaczy nam, nas – jest to słowo łacińskie – Stalin mówi dalej – jakby zapomina, co powiedziałem – przerywam i powtarzam – słowa nobis nie należy dzielić – tłum rozprzęga się – chwalę się do różnych ludzi, że przerwałem trzy razy mowę Stalinowi – mógł mnie natychmiast zastrzelić – znów mówię do Stalina – nobis nie ma nic wspólnego z angielszczyz­ną – niepokój, że za dużo się chwalę – do nieznanych Rosjan – do studentów Andrzeja Lama – idę wśród grup ludzi z przystanku Skierniewice-Rawka – z dworca w Skierniewicach – rozmawiam z przyjaciółką polonistki Drozdowej – Anna Drozdowa zmarła – przyjaciółka zajmuje się papierami po niej – wodzę się z kimś w bramie w Alejach Jerozolimskich – wychodzę z bramy w Aleje –

Piątek, 11 lutego 1994
– zdarzenia, niewidzialność zdarzeń – wiem, że przy mnie powstaje muzyka – muzykę tworzy kobieta – puste przestrzenie miasta – nie wiem, po czym poznaję, że to miasto – że to Warszawa – podróżowanie przez miasto – doznania ze zwierzęciem – nie widzę zwierzęcia – wiem, że to pies – część dzieła literackiego przekształca się w dzieło muzyczne – słowa dzieła literackiego są wobec mnie zewnętrzne – w dziele muzycznym tkwię, jestem w nim – rozmawiam z kimś bliskim, z krewnym – nie widzę go – coś do niego mówię – jest ważne, co mówię – na ulicy, jakby na Marszałkowskiej, medytuję, gdzie iść – ważne jest nazwisko, Landowska lub Landowski – jestem na sali, obok coś się pokazuje – stoję między dwoma połaciami lasu – połacie lasu jak w klatkach – w klatkach lasu są obłąkane kobiety – coś mówią – coś chcę komuś powtórzyć, opowiedzieć – mam świadomość obecności Myśliwskich – jestem w obecności matki – coś chcę zjeść – widzę, że matka robi przygotowania do jedze­nia – w garnku gotują się kartofle –

Sobota, 19 lutego 1994
– znalazłem się na skarpie nad Doliną Rawki – przejmuję się wspomnieniami i teraźniejszością – czegoś się obawiam – zabiera mnie z sobą Staś Dąbrowski – widzimy się po czterdziestu latach – chce mi pokazać ojcowiznę w Samicach – idziemy, nie idziemy – kierujemy się na południe – na południe przez Samice – jesteśmy w podziemiach, poruszamy się automatycznie – mówią Staś i jego starszy brat – wszystko nie do poznania – gospodarstwo Dąbrowskich jak farma amery­kańska – jak laboratorium – nic z tego nie rozumiem, wszystko podzi­wiam – cieszę się, myślę – mam poczucie płynięcia na południe – wyciągam z wody pieniądze – chciałbym się dowiedzieć od Stasia, jak do tego wszystkiego doszło – Stasia widzę i nie widzę – jestem w budynku Liceum Prusa w Skierniewi­cach – dziwne pomieszczenia – ma się zacząć rok szkolny – idę przez czyste toalety – wychodzę na boisko po północnej stronie – rozmawiam o dyrektorze Stanisławie Kaczyńskim – zrobiła coś przeciwko niemu nauczycielka Władysława Smółkowa – nauczyciele mówią o akcji obrony dobrego imienia dyrektora – on jeszcze żyje, jest staruszkiem – nie wiem, czy jestem nauczycielem – czy szkołę zwiedzam po latach –

Niedziela, 20 lutego 1994
– rozmyślania o książkach, rozliczenia książ­kowe – powinienem dostawać książki, nie dostaję – przestrzeń między Wiejską i Smolną – w lokalu widzę polskiego literata – siedzi naprzeciw Isaaca Singera – daje Singerowi polskie publikacje – dołącza do nich swoją książkę z dedykacją – Elżbieta Baniewicz lub jej koleżanka ekscytuje się sprawą maszynopisu – maszynopisu powieści – powieść się przepisuje – już powinna być przepisana – rozmowy, słucha tego moja matka – łasi się do mnie Marek Hłasko – nie było go, jest – całuje mnie w policzek – daje do zrozumienia, że czas wziąć się do pracy – chciałby do mnie przychodzić – pracowalibyśmy razem – nie odpowiadam jasno – mieszkam jakby w Skierniewicach – nie mogę dać Markowi klucza – może mieszkam u siostry – lękam się, że Marek się obrazi – jestem w pobliżu Dworca Śródmieście – czas przemian politycznych, niejasności – kobieta przegląda przepisy kulinarne – nie wie, co mogłaby nam zrobić do jedzenia – ma tylko trzy jadalne składniki – medytujemy – kręci się koło nas partorg (sic) wolnorynkowej partii – on ma bilet do korzystania z każdej komuni­kacji – chce bilet wypożyczyć – ktoś mógłby odbyć podróż – myślę o tym, co słyszę – przyglądam się – chcę zrozumieć nowe porządki –

Środa, 2 marca 1994
– rozmowy o zdawaniu egzaminów – o taktykach zdawania egzaminu z historii lite­ratury polskiej – nazwiska pisarzy marginesowych – przypuszczam, że ktoś zaliczy do nich Leopolda Buczkowskiego – jak w dziewiętnastym wieku Ryszarda (sic) Zielińskiego – przyjeżdżam do obcych ludzi – przebywam u nich – przyglądam się garniturowi Mariana Pilota – widać, że garnitur szyty na zamówienie – u prowincjonalnego krawca – Pilotowi nie musi być drastycznie źle – oglądam rynek w Skierniewicach – ratusz pomalowany na brązowo – na murze jak na fałszywych meblach złocone ozdoby – część kamienic pomalowana w ten sam spo­sób – oburzam się, złoszczę – myślę, że źle to świadczy władzach skiernie­wickich – ulicą Gałeckiego biegnie moja znajoma – należałoby z nią rozmawiać – widzę wagony towarowe na Przyrynku – odkryto pod Skierniewicami nadzwyczajny żwir – nadzwyczajny surowiec budowlany – może to zmienić wszystko w Skierniewicach – chce kogoś odnaleźć, coś uzgodnić – zaglądam do mieszkania lub sklepu – młoda kobieta mówi, że Olimpia i ja powinniśmy przyjechać na jej imieniny – mowa o przyjeździe za tydzień –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content