Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/1996

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(3.1.1995, 14.1.1995, 15.1.1995, 18.1.1995, 19.1.1995)

Wtorek, 3 stycznia 1995
– wchodzę do Najważniejszej Osoby – w sprawie dotacji – na publikację mojej książki – wpuszcza się mnie bez sprawdzania dokumen­tów – Najważniejsza Osoba, ma rysy twarzy Kazi­mierza Brandysa – jakby to on i jakby ktoś inny – mówi, że dotacja zostanie mi przyznana – trzeba uruchomić dodatkowy fundusz – trzynaście miliardów – nie wiem, co o tym sądzić – rozmowa odbyła się w obecności Artura Międzyrzeckiego – myślę o moich zapisach onirycznych – trzymam w ręku maszynopis – dotacja miałaby być na Oniriadę – słyszę pochwałę Oniriady – z Oniriadą jestem w lesie – kręcą się koło mnie nieznani faceci – myślę, że to szaleńcy – rozmowy o Oniriadzie z kobietami – chcę szaleńców w lesie zgubić – zamierzam odbyć pieszą wędrówkę – przez lasy, na południe od Żyrardowa – w stronę Skierniewic – zwiedzę góry lub budowle w kształcie wal­ców – w budowli właściciele mówią z cudzoziemska – na stołach półmiski z wędlinami – szaleńcy chyba nie czyhają na mnie – kobiety o mnie mówią – myślę o wędrówce do Skierniewic – siedzę naprzeciw Zosi Koreywo – patrzę na jej twarz – mówię, że nie załatwiła czegoś pisarzowi ze Szczecina – myślę o dziwności koloru skóry na jej twarzy –

Sobota, 14 stycznia 1995
– wyjazdy pod Warszawę, poza Warszawę – coś odkrywam, coś poznaję szczególnego – entuzjazm poznawania, opowieści – przy stoliku na ulicy rozmawiam z Pawłem Hertzem – mówimy po niemiecku – Hertz używa niebywałych form niemczyzny – niemczyzna jak u Paula Celana – mówię do Hertza – po polsku tak by nie mówił – Hertz robi dziwny gest – gest znaczy, po polsku to zupełnie inna sprawa – nie sprzeczam się – mówię o czym innym – o tym, co poznaję – ludzie sami budują pomniki swojej głupoty – to widać w budowanych domach – w ich architekturze – w ich urządzeniach – jestem w mieszkaniu znajomej – improwizowane ucztowanie – przenosimy się do innych mieszkań – do lokali – intrygują mnie zachowania wysokiego mężczyzny – znam go od dawna – czymś mnie zaskakuje, zadziwia –

Niedziela, 15 stycznia 1995
– przyszli do mnie goście – jest wśród nich Andrzej Krasiński – goście zbierają się do wyjścia – nie zaproponowałem gościom alkoholu – dziwimy się wszyscy – nigdy w ten sposób się nie zachowuję – jesteśmy zaproszeni, do siedziby (sic) Anto­niego Słonimskiego – siedziba składa się z olbrzymich korytarzy – korytarzami przechodzi się nad rzeką, przez las – jeden z korytarzy prowadzi do wiejskiej chaty – inny do publicznej restauracji – wśród gości w restauracji rozpoznaję Marię Szypowską – na skrzyżowaniu korytarzy wita gości Janina Słonimska – całuję panią Słonimska w rękę – rozmyślam o siedzibie Słonimskich – o celu zaproszenia – nie zamierzam być do końca – myślę, jak musiało być niebezpiecznie powra­cać do tej siedziby w nocy – „nieznani sprawcy” mogli swobodnie organi­zować zasadzki – na Antoniego Słonimskiego – w bocznych korytarzach – dokoła jest las – jest to Las Miejski w Skierniewicach – z lasu ma mnie wieźć Dariusz Bitner – napad na Darka – awaria samochodu – nie wiadomo, co się zdarza Darkowi, co mnie – jest nieszczęście, nie ma nieszczęścia – zdarzenia, niepojęte – samochód jedzie, nie może jechać – rozmyślam o niewiarygodności zdarzeń – o zagadce w tym wszystkim –

Środa, 18 stycznia 1995
– zdarzenia, trwanie zdarzeń – powtarzalność – stoję na wschodnim skraju Zwierzyńca – przy drodze granicznej – nad drogą, w powietrzu, przejazd czegoś, przepływ – z południa na północ – na wysokości wyrośniętego zboża, nie istnieją­cych drzew – nie widzę tego, co przejeżdża, przepływa – na powierzchnię zboża, drzew rzucam okrągłe przedmioty – w ten sposób wpływam na przejazd, na przep­ływ – mam nad tym władzę – w ciemnościach rozmawiam przez telefon – dzwoni do mnie Kazimierz Kossak-Główczewski – przyjaciel Jana Drzeżdżona – rozmawiamy o czymś ważnym – o czymś się decyduje, coś rozstrzyga – rozmowa kończy się, na nowo zaczyna – odkręcam kran w swojej łazience – ze ściany tryska woda jak z prysznica – chcę zakręcić kran – słyszę w ścianie trzask, jak strzał –

Czwartek, 19 stycznia 1995
– świętowanie na ulicach Skierniewic – w parku koło pałacu, przed Sejmikiem – w pobliżu browaru Władysława Strakacza – stoję przed budowlą o szlachetnej architektu­rze – w oknie na trzecim piętrze widać głowę Jaros­ława Iwaszkiewicza – Jarosław powrócił, przyjechał, jest – świętowanie z Jarosławem – Jarosław i Henryk Krzeczkowski coś wspólnie załatwiają – komitywa między nimi – wyjaśnia mi się sprawa ich wzajemnych sto­sunków – oni znają się od dawna – Jarosław przygotowuje swój utwór do dru­ku – ktoś się nie poznał na znaczeniu form zapi­su – form druku – ja się na tym poznałem – czytam wyodrębnione fragmenty – szydzimy z kogoś, Jarosław i ja – może z Andrzeja Kijowskiego – spór między nami o Japończyka – poetę, tłumacza – twierdzę, że on jest człowiekiem sukcesu – Jarosław i Renata mówią co innego – jemu zależało na względach Andrzeja Kijow­skiego – ma się odbyć uroczystość redakcyjna – odbędzie się ona jak piknik – pojedziemy na uroczystość konnym wozem – wóz potrzebny – choć piknik odbędzie się w odległości dwustu metrów – trzeba się spieszyć – spoglądam na słońce – słońce jak za muślinową zasłoną – za kilkanaście minut słońce zajdzie – uroczystości będą krótkie – Jarosław rozda koperty z pieniędzmi – to będzie część oficjalna – wypijemy toast, zabierzemy się do smakoły­ków – kobiety przygotowały różności – powinniśmy skończyć z biesiadą do zmroku –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content