copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ONIRIADA
(3.1.1997, 7.1.1997, 11.1.1997, 14.1.1997, 6.1.1997)
Piątek, 3 stycznia 1997
– dom wczasowy, pensjonat – zaczynam się orientować, jestem w Niemczech – pensjonariusze pobiegli nad wodę – idę w przeciwnym kierunku – jestem w dużym lesie – wśród drzew coś jak grobowiec – ułomki marmuru – data śmierci 1873 – ktoś odzywa się do mnie po niemiecku – mówi, że to grób Norwida – nie wierzę – mówię, że Norwid żył dłużej – groby Norwida są w Paryżu, w Rzymie, w Warszawie – niemieccy słuchacze dziwią się – rozmyślam o dziwności grobu – wracam do pensjonatu – kobieta myśli, że nie mam majtek do kąpieli – wynajduje mi majtki – biegnę nad wodę – nad jezioro, nad morze – biegnę w wodzie – dobiegam do końca wody – most, maszyna – na maszynie pracuje młody człowiek – zasypuje się rzekę, zwozi ziemię – rozmawiam z młodym człowiekiem – mówi o pracy, o zarobkach – wracam do pensjonatu – oddaję majtki, rozmawiam – mówię, nie wiem, jak tu dojechałem – kobieta dziwi się – ona wie, że mam tu być dwa tygodnie – wie, dokąd pojadę – rozmyślam nad tym wszystkim –
Wtorek, 7 stycznia 1997
– pejzaż cmentarny – zbliża się czas pogrzebu – usiłuję napisać kilka zdań, o Halszce – o jej zawodowych osiągnięciach – rozmawiam z ludźmi – pytam o daty jej zatrudnień – niczego nie można ustalić – nie potrafię wyjść poza dwa trzy zdania – niepokoję się, złoszczę – w złości wykrzykuję – sam wygłoszę improwizowane przemówienie – nic takiego nie ma się zdarzyć – powinienem przygotować informacje – dla zakonnika, on będzie mówił – patrzę na miejsce grobu – mówię coś do krewnego Halszki – odchodzę na bok – usiłuję od nowa sformułować informacyjne zdania – patrzę na Stasia Cichowicza – on pracuje jako nadzorca – nadzoruje pracowników fizycznych – zapisuje, co oni robią – trzyma w ręku kartki – chyba jest zadowolony, że coś robi – przyglądam się kobietom – mam z nimi o czymś dyskutować –
Sobota, 11 stycznia 1997
– fenomen samopożerania się drzew – drzewne samojedztwo – rozmyślam o tym – chcę ten fenomen zrozumieć – powrócił z Francji Kazimierz Brandys – rozmawiam z nim, jeżdżę – Brandys przywiózł prezenty dla przyjaciół – Henryk Krzeczkowski pokazuje buty od Brandysa – na furmance mówię Henrykowi o Aleksandrze Ziemnym – o tekście Ziemnego przeciw Arturowi Międzyrzeckiemu – Krzysztof Mętrak obiecał Ziemnemu, że to wydrukuje – uważam, że Brandys powinien to znać – przyszedł Jarosław Iwaszkiewicz – mówię mu o samojedztwie w kulturze – o granicach form, o wchłanianiu jednych przez drugie – mówimy o japońskich fascynacjach Juliusza Słowackiego – Jarosława to interesuje, dużo o tym wie – mówi o japońskim piśmie – on rozumie, co znaczą takie zainteresowania –
Wtorek, 14 stycznia 1997
– pracujemy nad powieścią kryminalną – we trzech, we troje – pracujemy w okolicy dzieciństwa – spotykamy się w szkołach warszawskich – w szkole, w której ktoś ważny nazywa się Treugutt – nasza praca polega na wyrabianiu mieszanki mięsno-rybnej – na doborze proporcji składników – po upieczeniu będzie z tego powieść – wygłaszam formuły intelektualne – kto w powieści jest zabójcą, kto ofiarą – jakie mogą być relacje między nimi – dziwię się – że tak mi się ładnie układają formuły – źle się dzieje z mieszanką – raz inni, raz ja, dokładamy mięsa, ryb – ktoś przyniósł ptaka – dorosły mężczyzna rozcina ptaka – mięso ptaka rośnie, puchnie – ktoś przypuszcza, że kurę, bo to kura, zatruto – istnieje możliwość dokonania zabójstwa w taki sposób – mięso kury trzeba wyrzucić – z naszą powieścią źle się dzieje – tracimy ochotę do pracy –
Czwartek, 6 lutego 1997
– zarysy, kontury podwórka – komórki gospodarcze, mały ogródek – przy domku rodziców Feli Lichodziejewskiej – domku nie widzę, widzę otoczenie – rozmawiam chyba z krewnymi Feli – o jej śmierci, o jej pogrzebie – widzę cienie postaci – przebywam w hotelu, w zrujnowanym dworze – na północy Polski – może to wczasy, może sympozjum literackie – impreza bez programu – chodzi się po domu, po okolicy – szukam pokoju 36 lub 49 – mieszkam w tym pokoju – w całym budynku ciągłe zmiany – ktoś mnie ciągnie do małego chóru – nie udaje mi się powiedzieć, że nie śpiewam – o swoim śpiewaniu mówi Izabela Filipiak – myślę o tym, co ona mówi – znajomi ze Skierniewic – idziemy przez plac, przez park – widzę Jurka Klauzego z matką – matka Jurka musi mieć ponad sto lat – patrzymy wszyscy na jej twarz – widać wiek w tej twarzy, w tej głowie – teraz jest właściwy moment, żeby powiedzieć o śmierci Feli – mówię do Hanki Szymkowskiej, Fela umarła – ona wie lub nie wie – chcę opuścić dziwny hotel lub dwór – pobyt tu jest bez sensu – trzeba się przygotować do powrotu – do domu, do Warszawy –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy