Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(1.6.1996, 4.6.1996, 8.6.1996, 9.6.1996, 10.6.1996, 11.6.1996)

Sobota, 1 czerwca 1996 (w szpitalu)
– stoję wśród barier – chcę przejść na statek lub do samolotu – ze mną jest dziecko – mam je wieźć do Ameryki – dziecko chce jechać do ojca – ja wiem, że ojca w Ameryce nie ma – nie można tego dziecku powiedzieć – patrzę na Kropkę – Kropka się spieszy – domyślam się, że na kolację – pokój, mieszkanie, sporo ludzi – coś się chce zrobić – mówi się o Stasiu Cichowiczu – duża sala, pałacowa – rozpocznie się uroczystość Janusza Głowac­kiego – biega koło mnie synek Janusza – jest podobny do niego – biorę chłopca na ręce – Janusz patrzy na nas – siedzę przy stole – naprzeciw mnie, bokiem, siedzi Izabela Filipiak – odwraca głowę, patrzy na mnie – mówi, w „Twórczości” nic nowego – podniesioną ręką pokazuje, co z „Twórczością” – ona przygotowała wypowiedź o literaturze – patrzę na profil jej twarzy –

Wtorek, 4 czerwca 1996 (w szpitalu)
– przyjechałem do Skierniewic, na jubi­leusz – chyba przyjechała ze mną Ewa Fiszer – idę do kamienicy Rynek 32 – dom przebudowany – marmurowa posadzka w korytarzu na piętrze – chodzimy po rynku – nie wiem, jaki to jubileusz – na jubileuszu pięćset lub sześćsetlecia byłem dawno temu – w latach pięćdziesiątych – domyślam się jakiegoś wymysłu – nie może to być czterechsetlecie – miasto istnieje o wiele dłużej – perypetie, brewerie na ulicy Miedniewickiej – rozmawiam z uczonym – z socjologiem lub historykiem – powołuję się na osiemnastowieczny opis wsi Miedniewice – opisał je chłop lub właściciel wsi – nie pamiętam, skąd ten opis znam – może z dawnego snu – patrzę na Miedniewice z osiemnastego wieku – słomiane chaty w pięknym lesie – las wspaniały, wspaniałość starodrzewu – pojawia się lub nie pojawia Janusz Głowacki – oglądanie filmu, dyskusja o filmie Kieślowskiego – jestem razem z Konwickimi – śpię w jednym łóżku z Tadeuszem Konwickim – dotykają się nasze stopy – Danuta Konwicka robi dla nas śniadanie – cieszę się z tego wspólnictwa z Konwickimi – będziemy dalej mówić o filmie, o literaturze –

Sobota, 8 czerwca 1996 (w szpitalu)
– ma się być u Olimpii – przy Wiejskiej przypominam sobie o kwia­tach – widziałem sprzedawców kwiatów przy pocz­cie – wracam przez plac Trzech Krzyży – kwiaty da się kupić – wybieram dziwne róże – z różami stoję przed drzwiami Olimpii – pojazdem przyjechali inni goście – wysiada sześć, siedem osób – u Olimpii jestem lub nie jestem – rozmawiam z malarzem o Włodzimierzu Odojewskim – rozmawiam z nim samym – tłumaczę mój stosunek do jego pisarstwa – cenię wolność w akcie wyzwolenia z socrea­lizmu – akt wolności stylistycznej – późniejsze pisarstwo jest kunsztowne i manie­ryczne – wyjaśniam, jak to rozumiem – gdzieś idę z komentatorem twórczości Odojewskiego – siedzę w lokalu – rozmawia się przez stoły – zdjęcia lub rysunki ludzi w wiatrówkach – w wiatrówkach jedwabnych aluzja do wiatró­wek okupacyjnych – aluzja do sztandarów na wietrze – słucha rozmowy ksiądz przy sąsiednim stole – mam w głowie wiele skojarzeń – opowieść lub film o Kazimierzu Wyce – jak uczył analiz stylistycznych – myślę, mnie nie wykorzystano pod tym wzglę­dem – mógłbym wiele nauczyć – nikt o tym nie pomyślał –

Niedziela, 9 czerwca 1996 (w szpitalu)
– coś wyliczam, bilansuję – pracuję nad zestawem Wypisków – mam chaotyczne notatki z nocnej wizyty – przyszedł do mnie malarz szaławiła – z dygnitarzami niemieckimi – notowałem słowa niemieckie – próbuję zrozumieć sens notatek – wychodzę na podwórko – słucham rozmowy dzieci po hebrajsku – matka dzieci jest moją znajomą – domyślam się, że dzieci mówią fatalną hebrajszczyzną – nie mogą mówić inaczej – idzie w moją stronę Jacek Woźniakowski – nie ma śladów jego dawnego wyglądu – ciekaw jestem, czy mnie rozpoznał – kłania mi się dyskretnie – na ulicy widzę Edka Stachurę – jest pijany i agresywny – kręci się koło niego odrażający lump – z ulicy otwieram drzwi do budynku – budynek wydawnictwa – klucze dał mi znajomy redaktor – Stachura widzi moje manipulacje przy drzwiach – żąda, żebym go z kumplem wpuścił – odmawiam – rozmawiam z redaktorem – widzę, że Stachura wszedł do budynku – znajome kobiety, warsztat krawiecki – zostawiłem u krawca rzeczy do przeróbki – nie pamiętam, co krawiec ma mi uszyć – domyślam się, że dziwne wdzianko – trzymam w ręku kartki od Janki Borowiczowej – ona mówi, że mogę być na jubileuszu jej mał­żeństwa – będzie mnie to kosztować czterdzieści trzy złote – nic z tego nie rozumiem – czytam kartki od Borowiczowej – na kartach lista gości – koszty składkowego przyjęcia wynoszą 314 zł – rozumiem, że zostałem zaproszony dodatkowo i ulgowo –

Poniedziałek, 10 czerwca 1996 (w szpitalu)
– w Spatifle w Warszawie, w lokalu na Gałeckiego w Skierniewicach – w Spatifie stoły pośród łóżek – w lokalu na Gałeckiego jak w barze – czeka na mnie brat w pojeździe – pojazd jak mikrobus – mamy jechać do Moskwy – mam jechać do Moskwy ja sam – zagadałem się, pojazdu nie ma – może pojazd skradziono, niepokoję się – chodzę po rynku w Skierniewicach – na Senatorskiej wstępuję do dziwnego sklepu lub baru – człowiek coś je, gotów mi ustąpić miejsca – wracam na Gałeckiego – pojazdu nie ma – czytam tekst w lokalu – czyta tekst o teatrze kobieta – jest podobna do Marty Fik – może to Marta – Marta czyta na głos – szydzi z tekstu, złości się – tekst jest po kobiecemu liryczny, rozgadany – w głowie myśli o Marcie Fik –

Wtorek, 11 czerwca 1996 (w szpitalu)
– podwórko, dziedziniec, wysokie domy – gość z zagranicy – do Tadeusza Komendanta, do innych – gość wchodzi do czyjegoś mieszkania – z mieszkania na parterze wychodzi wiele osób – zauważam Mariana Pilota, Wiesława Myśliw­skiego, Wacława Tkaczuka – nie wiedziałem o tym spotkaniu – dziwię się, że nic nie wiem – czytam w piśmie literackim artykuł Pilota – ma to być recenzja powieści niemieckiego pisa­rza – Grassa, nie Grassa, nazwisko podobne – wielka epika, wojny, pokoju – za wszystkim kryje się chuj – chuj na ilustracjach – w artykule Pilota, w jego wypowiedzi aluzje do mnie – do mojego wypisku o Wincentym Różańskim – mówię o słowach Różańskiego – nie wiem, jak Różański wygląda – w chorobie, po operacjach – dobrze słyszę, ale nic nie widzę – nie wiem, czy to aluzja do słyszenia przez radio – czy do moich oczu – myślę o aluzjach Pilota – idę Nowym Światem od Alej Jerozolimskich – patrzę na idących do szkoły – dojdę do Chmielnej, Chmielną wrócę do domu – wchodzę do sklepów na Miodowej – przyglądam się starym i nowym materiałom – myślę o handlu, o kontynuacji, o przemia­nach –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content