Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(9.2.1997, 12.2.1997, 13.2.1997, 15.2.1997, 17.2.1997, 18.2.1997)

Niedziela, 9 lutego 1997
– rynek w Skierniewicach, targ – wszystko jak przed wojną – krążę wśród straganów, wśród stoisk – straganami wypełniony cały rynek – trudno się przecisnąć – ktoś, jakby znajomy, kupuje towar hurtowo – przyglądam się koszulom – chcę kupić jedną lub dwie – rozmawiam ze znajomym o wspólnym zaku­pie – kupuję, nie kupuję – okrążam rynek i Przyrynek – stoję w tłoku przy kilku osobach – dziewczyna o żydowskim wyglądzie opowiada o egzaminach – opowiada jakby o naszej wspólnej szkole – o szkole rozmowa z wieloma osobami – nauczycielem ma być u nas Adolf Muschg – próbuję sobie wyobrazić jego lekcje – lekcje literatury, języka – jestem w mieszkaniu Rynek 32 – mieszkanie całkiem inne – w mieszkaniu kilka osób, jest jakby moja bab­cia – z pokoju do pokoju przechodzi ksiądz – ksiądz wysoki, łysa głowa – siedzę przy stole, chcę zapalić papierosa – ksiądz trzyma nie zapalonego papierosa w ręku – podchodzę do niego – chcę mu podać ogień – on wcześniej zapalił – mówię do babci – trzeba poprosić księdza, żeby usiadł –

Środa, 12 lutego 1997
– liczę Listy z Hamburga Janusza Rudnickiego – szukam ich w numerach „Twórczości” – przechodzę korytarzem, tunelem – jakby to połączenie między budynkami – między gimnazjum i liceum w Skierniewi­cach – jakby tunelowy most nad Wisłą – idę na Mazowiecką w Skierniewicach – ulica całkiem nowa, w budowie – nie ma ogrodu Andersa – nie ma domu rodzinnego bratowej Haliny – w sadach Instytutu Sadownictwa pracują leka­rze – coś robią przy jabłkach, przy drzewach – idę w kierunku ulicy Miedniewickiej – idę raz ulicą Miedniewicką, raz Górną Dro­gą – droga równoległa do linii kolejowej – olbrzymia trasa – słyszę opowieść o nielegalnej działalności – ni to Bronka Wenusa, ni to brata Józka – bardziej to działalność gospodarcza niż polity­czna – opowiada kobieta – ma twarz Iwony ze sklepu na Nowogrodz­kiej – mówi o nieostrożności działania – o zagrożeniach dla Bronka, dla Józka – może dla młodego autora – patrzę na przedstawienie – utwór napisał młody autor – ni to Janusz Rudnicki, ni to ktoś inny – będzie to chwalił Jan Błoński – słyszę jego wykład – Błońskiego interesuje kwestia żydowska – to nie jest ważne w przedstawieniu, w ut­worze – rozglądam się po przestrzeni między Skierniewicami i Rawką – ta przestrzeń w słońcu, w ruchu –

Czwartek, 13 lutego 1997
– wnętrza mieszkań jak wnętrza grobów – mieszkania obok mieszkań, w układzie horyzon­talnym – mieszkania nad mieszkaniami, w układzie wer­tykalnym – mieszkania po mieszkaniach, w diachronii – czas widoczny w stylu ciężkich mebli – w starych kolorach – kolory jak na starych obrazach – jestem w mieszkaniu potomstwa Tadeusza Konwickiego – syn lub zięć Konwickiego mówi o czynszach – Konwicki załatwił obniżenie czynszu – czynsz nadal wysoki – w starym mieszkaniu patrzę na Artura Swinarskiego – dałem mu prezent, starą książkę, stary al­bum – Artur ucieszył się na widok prezentu – ogląda w książce zdjęcie Adolfa Rudnickiego – widzę, że radość na jego twarzy zanika – patrzę w lokalu na postacie, na twarze – kobiety z Litwy – dziwaczność głów, fryzur – rudość, cera ludzi rudych – przechodzę obok Hanki Stankówny – dotknąłem jej brody mokrą szmatą – w moich intencjach jest to gest sympatii – nie wiem, czy Hanka to wyczuła – siedzę przy stole, patrzę na głowę Artura Swinarskiego – Artur nie ma siwych włosów – ma siwe czoło (sic) – wypada Arturowi z ręki mój puchar jubileu­szowy – puchar nie stłukł się – ktoś go podnosi – patrzę na teczkę z maszynopisem – wyblakłe napisy na teczce, porwana okładka – miałem o tym napisać recenzję – nie pamiętam niczego z lektury – kłopot, trzeba coś zrobić z maszynopisem –

Sobota, 15 lutego 1997
– czytam o sobie, patrzę na siebie – jestem jak egzotyczny stwór – może jak postać ludzka z baśni – z literatury sensacyjnej, z fantasy – moja rola jest związana z książką – książkę trzymam w ręku – na obwolucie lub na okładce dwie daty history­czne – pierwsza data 1932, druga może 1945 – myślę o niemieckim faszyzmie – nie rozumiem powiązań mojej powieściowej roli z Niemcami – z epoką faszyzmu – nie rozumiem mojego wyglądu, przebrania – wydarzenia w przestrzeni dzieciństwa – wielka sala, grupy ludzi, zakonnice – recytacje starych tekstów poezji – może to teatr, może zajęcia uniwersyteckie – zajęcia, przyjęcia – coś się skończyło, trzeba zrobić porządek – robi coś Olimpia – ulice warszawskie – z ministerstwa kultury wychodzą urzędnicy – środkiem ulicy, jak na podwyższeniu, idzie Kazimierz Brandys – kobieta coś opowiada o Brandysie – on wie, u kogo mieszka – chyba mieszka u aktora – zdarzenia jak w filmie – zmienność zdarzeń, ulotność obrazów –

Poniedziałek, 17 lutego 1997
– wojsko na kwaterach – przed wojną, w czasie wojny – opowieść o wojnie w okolicy skierniewickiej – aktor mówi o zestrzelonych samolotach – po zachodniej stronie Skierniewic – ja myślę lub opowiadam o pocisku V1 – jego części Niemcy zbierali w promieniu kilku kilometrów od miejsca wybuchu – wybuch nastąpił kilkaset metrów od domu uro­dzenia – w drodze do Lisowskich wstępuję do Czytel­nika – w Czytelniku nowe porządki, nowa władza – uroczystości przejęcia władzy – buntuję się przeciwko wynikom konkursu na sztukę – rozmawia się o tym – wychodzę na ulicę – mam w ręku dwa zegarki – nie jestem pewien godziny – pytam o godzinę – nikt nie chce mi odpowiedzieć – nie wiem, czy już czas iść do Lisowskich – wracam do Czytelnika – przechodzę korytarzami, szukam wyjścia – wychodzę z Czytelnika ze świnią na pos­tronku – świnia jak z baśni, kolorowa – koło sejmu świnia pluszcze się w wodzie – nie wiem, co zrobić ze świnią – świnia martwa – trzeba ją gdzieś zostawić – zostawiam ją koło Czytelnika – opowieści o zdarzeniach – Tadeusz Breza prowadzi nas do swojego miesz­kania – pływam w rzece, w morzu – może słucham opowieści o kimś, kto pływał – prezydent Clinton wykrył jego wykroczenie – nakazał mu przerwać pływanie – jestem na środku wody – trzeba dopłynąć do brzegu – poddać się nakazowi prezydenta –

Wtorek, 18 lutego 1997
– widok tłumu z góry – ciemne plamy grupek ludzi – wszyscy idą w jednym kierunku – rozmawiam z Marianem Pilotem, z litera­tami – jakby to Dom Literatury – wysyła się nas na powitanie Janusza Głowac­kiego – idziemy w kierunku ministerstwa kultury – Janusz tańczy – tańczy na dworze, na dworze krąg taneczny – trzeba poczekać, aż skończy taniec –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content