copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ONIRIADA
(8.10.1997, 11.10.1997, 15.10.1997, 16.10.1997, 24.10.1997)
Środa, 8 października 1997
– działają młodzi literaci – zebrania literackie, towarzyskie – spotykamy się na odległych ulicach – bywam na spotkaniach, interesuję się nimi – prowodyrem we wszystkim jest Andrzej Sosnowski – mówi się o jego utworze Bebop de luxe – o jego krótkich opowiadaniach – do pisania mobilizuje go żona – patrzę na żonę Andrzeja, na dziecko – wśród kumpli Andrzeja jeden wymoczek – on był w Anglii – przyjechał do Polski Stephen Spender – Stephen całuje mnie na powitanie – wymoczek był gościem u niego – żona Stephena przygotowała wspaniałe jedzenie – podaje przez okno wielkie naczynia z jedzeniem – młodzi chwalą frykasy – Stephen będzie mieszkał pod Warszawą – mówi do mnie – w razie rozruchów, wojny przyjedź do mnie – wywiozę cię z Polski – u mnie, ze mną będziesz bezpieczny – myślę o jego twarzy – rozmawiam z kumplami Andrzeja – wszyscy działają, dużo się dzieje –
Sobota, 11 października 1997
– niepochwytność zdarzeń – zdarzenia w przelocie, w przepływie – kontury postaci – pokój, sala – czekanie na coś, na kogoś – chodzę po Szkole Handlowej w Skierniewicach – korytarz, klatki schodowe – przejścia pod niskim sufitem – opieram się o coś przy schodach – stanął obok mnie chłopiec z kurtką – coś opowiada – odchodzi do rodziców – słyszę, że mówi o mnie – nazywa mnie wujaszkiem – podchodzi do mnie z rodzicami – myślę o jego zachowaniach – myślę, co ja tu robię – jestem tu po półwieku – nikogo nie znam – kręcę się tu od dwóch godzin – nie wiem, gdzie mógłbym iść – wychodzę na ulicę Lelewela – idę w stronę ulicy Sobieskiego – w oknie stoi grupa uczniów – oni nie mają lekcji rysunków – wśród nich jest ktoś jakby starszy – może to jest nauczyciel – w jego twarzy coś znajomego – idę, nie wiem dokąd –
Środa, 15 października 1997
– czytam po raz drugi maszynopis – Julian Stryjkowski poprawił swoją powieść – będę musiał napisać opinię, dla wydawnictwa – przeczytałem olbrzymi tekst – główne poprawki pod koniec utworu – Julek utajnił homoseksualną miłość – miłość narratora do mężczyzny na obrazie – miłość do rzeźby mężczyzny – trzeba przedstawić znaczenie zmian – widzę Julka, idzie do mnie – przechodzą Hanka i Jurek Kulczyccy – patrzę na nich – rozmawiam z Julkiem – siedzę z kilkoma osobami przy stole – wygląda jak stół barowy – coś się je, coś robi – odchodzę od stołu – mam coś do załatwienia w sklepie – wracani z zakupem – coś komuś odstępuję, zostawiam – trzeba to wytłumaczyć, objaśnić –
Czwartek, 16 października 1997
– zaglądam przez okno do pustego mieszkania – naprzeciw okna biała ściana korytarza – spoza mnie zagląda do mieszkania listonoszka – coś mówi – do siebie? do mnie? – coś radzi – na nas dwoje ktoś patrzy, z boku – myślę, że trzeba wstawić do mieszkania regały – jestem w pomieszczeniu z obrazami Stanisława Baja – obrazy leżą, nie wiszą – po jednej i drugiej stronie stosy obrazów – jeden na drugim – mierzę obrazy okiem – rozmyślam o ich wartości – w nich jest coś tajemniczego – w postaciach namalowanych jest wewnętrzna siła – ona działa – powoduje zmiany w twarzach, w wyglądach – jestem zdumiony – zdumiony tym, co w obrazach odkrywam –
Piątek, 24 października 1997
– mieszkam, nie mieszkam, w moim mieszkaniu – rozmawiam z rodziną Halszki o Halszce – wielka rozmowa z Halszką – o świecie po śmierci – patrzę uważnie na jej twarz – twarz jakby nabrzmiała – jakby z odcieniem niebieskości – w twarzy bolesność, spokojna, jednostajna – pytam o naturę istnienia po śmierci – ona coś mówi – mówi chyba, że tego nie można wyrazić – tego się nie da powiedzieć – w słowach, w twarzy coś nakazuje spokój – jej spojrzenie uważne i poważne – wielka sala w budynku pałacowym – jeden olbrzymi pokój – budynek na skarpie, jakby w miejscu Dziekanki – za Pałacem Namiestnikowskim – niby tam mieszkam, w tej wielkiej sali – Henryk Krzeczkowski opowiada o szefie policji carskiej – o budowli, w której mieszka on, Henryk – na polecenie szefa policji musi swój pokój opuścić – nie wolno mu się tam pokazać – chodzę z Henrykiem – w wielkim towarzystwie idziemy do Bristolu – jestem przy stole – towarzystwo było, wyszło – mam przy sobie luksusową księgę – zajmuję stół, czekam, odchodzę od stołu – spotykam Henryka – Henryk pyta mnie o coś, coś wyjaśnia – chodzimy koło uniwersytetu – znajomi Henryka, o twarzach dygnitarzy z tajnych służb – oni wiedzą, co spotyka Henryka – jedna z twarzy dygnitarskich jakby zwyczajna – nie wiem, czego Henryk chce – wrócić na ulicę Czackiego czy iść gdzie indziej – rozumiem, że trzeba być przy nim –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy