copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ONIRIADA
(6.5.1998, 8.5.1998, 11.5.1998, 12.5.1998, 15.5.1998)
Środa, 6 maja 1998
– społeczeństwo dzikich ludzi – kolorowo, gigantyczny tłum – tłum dzikich wypełnia cały świat – może to okolica dzieciństwa, okolica nad Rawką – buduje się mury do obrony – ruch wszędzie jak na odpuście – gigantyczny kiermasz – gigantyczne boisko sportowe – odbywają się wybory, wodza, władzy – Wiesław Myśliwski, idę z nim – on miałby być wodzem – prawie biegnie wśród tłumu – ktoś go popycha do przodu – sylwetka Wieśka już starcza – wybory literackie – mogę być wybrany jako nowator – coś się robi, coś się działa – dla mnie, na moją korzyść – z Wieśkiem, nie-Wieśkiem mamy robić zakupy – przed wyjazdem – wchodzimy do wielkich magazynów – chcemy wybrać słodycze na prezenty – zabiega się o nas jako klientów – w oczach masa ludzi, masa towarów – kolorowo, barwnie, dziko – nie wierzę, że dzieci grają w piłkę – piłka tu jeszcze nieznana – gra bez reguł –
Piątek, 8 maja 1998
– peryferie miasta, ulica wśród drzew – dom, drzewa koło domu – dzieje się coś ważnego – ze względu na Tadeusza Sikorskiego – osądza się go, coś rozstrzyga – zapadnie decyzja w sprawie jego dwóch małżeństw – decyzja kościoła jest nielogiczna – nie jest ortodoksyjna – wtedy ważne byłoby jego pierwsze małżeństwo, kościelne – uznaje się jego drugie małżeństwo, cywilne – decyzja jest korzystna dla dzieci z drugiego małżeństwa – nie rozumiem tej decyzji – coś w niej bardzo skomplikowanego – czegoś się ode mnie oczekuje – w moim mieszkaniu coś się zepsuło w zamku – fikcja zamknięcia drzwi – będzie kłopot – z naprawą, z wymianą zamka – nie wiem, jak do tego doszło, do uszkodzenia –
Poniedziałek, 11 maja 1998
– zdarzenia w Domu Literatury – zdarzenia w domu urodzenia – wir zdarzeń – przyjechał Marek Hłasko – jeszcze go nie widziałem – myślę o naszym spotkaniu – w każdej chwili Marek może się pojawić – chodzą koło mnie literaci – zachodzę do stołówki literatów – Marek siedzi przy stole – zauważył mnie, podnosi się – głowa Marka na moim ramieniu – wydobywają się z niego nieartykułowane dźwięki – czuję się dziwnie – podtrzymuję go – nie ma w nim wiotkości – w Marku czuje się ciężkość kości – ludzie patrzą na nasze powitanie – spotkania z Markiem, rozmowy – Marek chce, żebym wystąpił w jego przedstawieniu – w jego sztuce lub w filmie – odmówiłem mu z lęku, z braku gotowości – Marek znika, wraca – pojawia się jakby w domu urodzenia – siedzimy przy drzwiach, przy oknie – siedzimy w kawiarni literatów – Marek mówi o przedstawieniu jakby do siebie – mówi, jak widziałby moją rolę – przypomina sobie, że odmówiłem – robi gest, przeprasza – w tym geście prośba – wiem, że mu na mnie zależy – waham się, nie wiem, jak postąpić – czuję wszędzie obecność Marka – myślę o jego twarzy – jak się zmienił, jak postarzał –
Wtorek, 12 maja 1998
– patrzę na Julka Stryjkowskiego – płynie łodzią, na statku, przez morze – trzyma w ręku zdjęcie – wiem, że to zdjęcie zmarłego – zdjęcie mężczyzny, którego kochał – zdjęcie rozświetla się – wygląda jak indiański pióropusz – myślę, co też Julek wyrabia – słyszę opowieść Julka – opowieść o rozmowie ze Staszkiem Dziewulskim – rozmawiali o mnie – opowieść o mnie prawdziwa – siedzę przy stole – rozkłada się potrawę na talerze – do potrawy daje się dużo surowej jarzyny – słyszę opowieść, dlaczego jarzyny tak dużo – zjadam jarzynę do końca – z Januszem Głowackim jestem na odległym przedmieściu – może w małej miejscowości pod Warszawą – czegoś nam brak, trzeba wracać – trzeba wezwać kogoś, żeby po nas przyjechał – rozglądam się po pustej przestrzeni – przestrzeń olbrzymia – miejscowość jak garść wysepki na morzu –
Piątek, 15 maja 1998
– stary kościół – dwa stare kościoły – w pobliskich miejscowościach – jakbym wiedział, że obydwa są sprzed czasów Jana Kazimierza – idę w pobliżu Jerzego Lisowskiego – Lisowski rozmawia z piękną blondynką – blondynka mówi, jakby miała zostać żoną Lisowskiego – miałaby wymagania – przekształciłaby Lisowskiego całkowicie – myślę o tym, co słyszę – Lisowskiego zatrzymuje Lesław Bartelski – patrzę na jego twarz – Bartelski mówi o Bohdanie Zadurze – „Akcent” lub „Aneks” żąda od Bohdana doktoratu – czuję bezsens tego żądania – nie wiem, jak Bohdan mógłby poddać się czemuś takiemu – Bohdan siedzi na ulicy – wygląda mizernie – ma łysą głowę (sic) – trwoży mnie łysa głowa Bohdana – myślę o nim z lękiem, martwię się –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy