Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 5/1993

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(3.1.1993, 9.1.1993, 10.1.1993, 11.1.1993, 12.1.1993)

Niedziela, 3 stycznia 1993
– na ulicy Senatorskiej w Skierniewicach – Krzysztof Mętrak namawia mnie do działań literackich – Krzysztof Gąsiorowski lub Jerzy Górzański wrócił z Chile, częstuje napojem – napój z wielu egzotycznych owoców – smaku żadnego z owoców z osobna nie da się wyczuć – myślę lub mówię, że powinno powstać takie jak ten napój pismo literackie – powinno łączyć różne orientacje, one nie powinny być widoczne – na rynku w Skierniewicach patrzę na kamienicę Rynek 32 – ma dwa piętra, zrobiono olbrzymie okna – myślę, że powinienem pójść do starej pani Rudzińskiej z kwiatami – ktoś mi radzi, jakie kwiaty mogę kupić – zabawa, tańce, młode dziewczęta – jedna z dziewcząt obłapia mnie, nie puszcza mnie od siebie – jestem w budynku, gdzie mieszka lub prze­bywa biskup Ignacy Krasicki – kobieta częstuje mnie dziwnymi owocami – biskup przysiada się, przygląda się mojej twa­rzy – mówi o moich krzaczastych brwiach – sam ma czarny zarost na twarzy, czarne włosy – jest mężczyzną w sile wieku – pokazuje mi starodruk zakupiony dla żeńskiej szkoły – w starodruku dziwne znaki, tekst po nie­miecku, historia grzechu i upadku – książka została zakupiona w antykwariacie – biskup nie wie, czy, ze względu na historię po niemiecku, książka może się znaleźć w szkołach jego diecezji – pertraktacje w antykwariacie – wypowiadam się o możliwościach obejścia cenzury kościelnej – biskup rozumie mnie, w oczach ma figlarne błyski – waha się, pokazuje mapę swojej diecezji nad morzem – zatracam się w kombinacjach, w zabawie – zabawa wśród kobiet i dziewcząt –

Sobota, 9 stycznia 1993
– zaglądam do drugiego pokoju, do są­siedniego domu, do ogrodu – widzę małe zające w łóżku, na legowisku – baraszkują, prawie tańczą – małe zające wyglądają jak malutkie jelenie lub łosie – mają piękne rogi – patrzę z zachwytem – chcę o tym, co widzę, opowiedzieć – opowiadam – boję się, żeby komuś nie zachciało się zwierzą­tek przepłoszyć – lub nimi zawładnąć – piję herbatę lub kawę w mieszkaniu Olimpii – przed wyjazdem na spotkanie autorskie do Milanówka chcę wstąpić do Renaty – mam z sobą filiżanki i resztki kanapek – u Renaty dużo ludzi – przygotowanie do przyjęcia, może do wesela – zagaduje mnie proboszcz lub oficer policji mówi, jakie zabytki znajdują się po powiatach – powinienem wyjść, wychodzę – na drzwiach mieszkania zauważam emblematy prywatnej firmy – dziwię się – idę w stronę domu – nie wiem, czy muszę jechać do Milanówka, czy bym zdążył, gdybym jechał – obserwuję ukryty spór między Marianem Pilo­tem, Wiesławem Myśliwskim i innymi – Pilot czyta swój utwór, są podteksty w jego narracji – mówi się o planach wyjazdu na imprezę do miasta na Śląsku – idę przez Nowy Świat – mijają mnie młodzi ludzie – ukłoniłem się mijającej mnie z boku młodej kobiecie – ona nazywa mnie lizusem – wykrzykuję słowa szyderstwa i drwiny –

Niedziela, 10 stycznia 1993
– w powietrzu, w przestrzeni słychać słowo propagandy, słowo parlamentu – staw Nockowskich zmienił się w zatęchłą kałużę – nie można w wodzie zanurzyć nóg – w parowie przy Lesie Pamięckim przestały rosnąć poziomki i grzyby – ludzie z dobrej woli szukają po parowie tru­skawek – truskawki są potrzebne na pomoc dla głod­nego syna dozorczyni Gaikowej ze Skierniewic – patrzę na jedyny w Polsce okaz białodrzewu – białodrzew ginie od przejeżdżających pociągów – kolej zbudowano koło białodrzewu, żeby wyminąć trzy sosny – z powietrza słychać oskarżenia i samooskarżenia posłów i senatorów – dławię się gniewem – łamiącym się głosem zaczynam mówić o absurdzie – nie wiem, czy ktoś mnie słyszy, czy rozumie – budzę się w łóżku, obok mnie leży Fela – dziwność, niewiarygodność – opowiada o ludziach, których u mnie zastała – mówi, że była tu Marta Kucharska – widzę, że wychodzi z kuchni znajoma redak­torka – zaglądam do kuchni – kuchnia zdemolowana, nie ma w szafkach alkoholu – oburzam się – jakby opowieść Feli i moja dla innych – leżymy, ja i Fela, w dziwnej pozie – wychodzę do ubikacji, lokal, ludzie – jadłem z Jerzym Lisowskim, Lisowski wyszedł – chcę zapłacić swoją część rachunku – odbieram od kelnerki stosy papierów i torebek z pierogami – rachunek płaci za mnie Eugeniusz Kabatc – spostrzegam na sali Jana Kotta – patrzę z Lisowskim na październikowe niebo – niebo jak z dekoracji teatralnej – Lisowski mówi o Hani, Hania w październiku będzie rodzić –

Poniedziałek, 11 stycznia 1993
– jestem jakby w powietrznej przestrzeni Skierniewic, nad ulicami, nad rynkiem – rozmawiam z prezydentem miasta – chcę, żeby pomógł przy wznowieniu książki Jurka Kulczyckiego – książka ma tytuł Neurochirurgia, narracja w książce wspomnieniowa – mówię z przesadą, że Kulczycki jest światowej sławy neurochirurgiem – opowiadam Hance Kulczyckiej, że wznowienia nie udało mi się załatwić – jakby z okna domu Bindrów rozmawiam na odległość z Kulczyckim – poprzez odbicia odbić w szybach jest tak, jakby Kulczycki był nad brzegiem jeziora lub morza – patrzę na legowisko Jurka – chcę wznowienie książki Jurka załatwić w Warszawie – wychodzę od Stanisława Bębenka – widzę na podłodze broszurę lub książeczkę o mojej książce, która powinna być wydana – patrzę w okularach na swój rękopis – odczytuję poszczególne litery i wyrazy – reszta jest ciągiem plamek – spotykam Bębenka – chcę otrzymać od niego broszurę o mojej książce – Bębenek obiecuje przynieść trzy egzemplarze na zebranie PEN Clubu – napomyka, że założy własne pieniądze – raz Krzysztof Mętrak, raz Krystyna Krzemie­niowa zwracają się do mnie w sprawie recenzji o Nagim gaju (sic) – gadanie o recenzji, o recenzjach – myślę, że przez całe życie czytałem tysiące książek i tysiące maszynopisów – czytanie zapełniło mi czarną pustkę czasu – może to i dobrze – patrzę na Sławka Krzemienia – zastanawiam się, czy nie porozmawiać z nim o Neurochirurgii – Krzysztof Mętrak ciągnie mnie do tramwaju lub autobusu –

Wtorek, 12 stycznia 1993
– ogród Szyprowskich pod Skierniewicami – skrzyżowanie tajemnych dróg z Lasu Miejskiego do domów, z konspiracji do jawności – na ulicach Warszawy demonstracje dziś na pamiątkę demonstracji wczoraj – demonstracje po wojnie na pamiątkę wydarzeń wojennych – Dom Literatury, gigantyczny hotel, giganty­czna restauracja – miejsce spotkań wszystkich ze wszystkimi z całej Polski – nocuję z matką w pokoju gościnnym Domu Literatury – chodzę w nocy dokoła po czworoboku koryta­rzy i schodów czterech kondygnacji – można jeść, można pić – siedzę wieczorem z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem po lewej, z Aleksandrem Bardinim po prawej – rozmawiamy – Bardini będzie miał telefon od władz kościel­nych – Toeplitz chce coś załatwić dla cudzoziemca u wiceministra – wypowiadam się o języku poezji Pisma, o prostactwie języka księży – Bardini mówi, że kościół zwalcza wszelkie objawy poetyckości w języku kościelnym – wyjaśniam, że poezja w Piśmie jest poza jaką­kolwiek zewnętrzną poetyckością – mówię, nasi biskupi nie mogliby zostać probo­szczami gdziekolwiek na świecie – chcę powiedzieć Bardiniemu, że wiem, co mówił o mnie do Jerzego Lisowskiego – rozmowa stałaby się bardziej osobista i bar­dziej swobodna –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content