Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 5/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(5.9.1993, 6.9.1993, 8.9.1993, 9.9.1993, 10.9.1993)

Niedziela, 5 września 1993
– powstaje coś lub nie powstaje w kręgu niemieckości, na gruncie niemieckim – fundamentem tego jest „Spotkanie w Telgte” – siedzę z kobietą, może to Halszka – podchodzi Marek Nowakowski – jest pijany – stanął pod ścianą – obsuwa się bezwolnie na kobietę – trzeba mu pomóc – nie wiem, gdzie on teraz mieszka – sadzam go na ulicy – jadę dwa przystanki autobusem w stronę Żoli­borza – liczę, że ktoś mi poda jego adres – wysiadam na Miodowej, będę wracał pieszo – wchodzę na wysoki klomb, zeskakuję z klombu – wracam do Marka Nowakowskiego – czeka na mnie Marek Hłasko – leży na łóżku w kąpielówkach – cieszy mnie jego słoneczność – słoneczność twarzy i ciała – kładę się na drugim łóżku, rozmawiamy – Marek mówi o swoich planach – przechodzi na moje łóżko – łasi się do mnie, czuli jak to on – mówi o swoich decyzjach – patrzę na niego – wydaje mi się, że jego kości stały się twarde i ciężkie – widzę, że jego ciało straciło młodzieńczość – stało się ciałem mężczyzny – dziwię się, że to się widzi – nie dotykam Marka, to wszystko wiem i widzę –

Poniedziałek, 6 września 1993
– słowa piosenki jakby z jawy – lecz pamiętaj, naprawdę nic się nie dzieje i nie stanie się nic aż do końca – stół prezydialny na drodze, w szczerym polu – przerwa w obradach – Stanisław Zieliński do czegoś namawia – niektórzy zostają – biorą puszki piwa, kupują alkohol – lokal – wpuszcza mnie do lokalu szatniarka Jupowiczowa z kawiarni literatów – rozmowy o książkach – dostaję, czytam powieści kryminalne w obcych językach – mówi się o tych powieściach – coś się z nimi dzieje – rozmawiam z kimś o przekładaniu opowiadań Franza Kafki – podwójność sensów tekstu – z zewnątrz, przez okno dworu lub pałacu, sta­wiam na stole naczynia – coś się w ten sposób spełnia – rozmawiam z kimś o tym spełnieniu – rozmawiam z dyrektorem Szkoły Handlowej w Skierniewicach – pytam, czy przed wojną budynek był własnoś­cią szkoły – dyrektor potwierdza, przygląda mi się – mówię, może należałoby budynek reprywaty­zować – nasza rozmowa ma wiele znaczeń – myślę o przekładach narracji Kafki – o warstwach tekstu, o warstwach znaczeń –

Środa, 8 września 1993
– chcę bronić prawa czegoś do istnienia – może to klub sportowy piłki nożnej, może lokal, może wydawnictwo – wypowiadam się – mówię, że to coś stwarza ludziom sens – stanowi niemal religię – przechodzę z Krakowskiego Przedmieścia w stronę Grobu Nieznanego Żołnierza – po lewej ręce jest kawiarnia – znam stosunki w tym lokalu, znam kelnerki – kelnerki są zamężne – robi się dużo, żeby to był lokal przyzwoity – koło Grobu Nieznanego Żołnierza ciemno – wartownicy chodzą wokół Grobu – przygotowuje się imprezę, przedstawienie, wy­stawę – kobiety opowiadają o Jerzym Lisowskim – idę z kobietami w stronę Krakowskiego Przedmieścia – patrzymy na pracę przy klombach, na kwia­ty – patrzymy na gmach wojskowy – gmach oświetlony jak hotel – w oknach pierwszego piętra widzę Janusza Przymanowskiego – z dołu odzywa się do niego Józef Hen – idę z Józefem Henem w stronę Królewskiej – nie klei nam się rozmowa – Hen pyta o Skierniewice, o kościoły – mówię, że w Skierniewicach są trzy kościoły – Hen mówi do mnie per ty – opowiada coś robotnikom, oni są przy nas – słucham opowieści i nie słucham – myślę, opowieści Hena musi często wysłuchi­wać Tadeusz Konwicki –

Czwartek, 9 września 1993
– otrzymałem rysunek, malowidło Martina Bubera – w rysunku, w malowidle niezwykłość – nie da się tego opisać – narysowane, namalowane jabłko – jabłko jest źródłem kolorów – widać współgranie kolorów i bezbarwności – narysowane są abstrakcyjne linie proste – ich realna krzywość – w obrazie widać istotę okrągłości – przeżywam niezwykłość obrazu – rozmawiam o nim z Henrykiem Tomaszewskim – Henryk mówi o obrazie – z podwórka w domu dzieciństwa brat Józiek i ktoś jeszcze przynoszą frykasy – i owoce południowe – patrzę na mnóstwo bananów – słyszę, że to od stryja Józefa – stryj lub ktoś inny daje to z wdzięczności – z ulicy widzę na wystawie zwłoki, grób – jest w tym coś niewiarygodnego – grzebię w grobie, w rzeczach trupa – trzeba to ukryć, zakopać – robi się grób pod podłogą, przy kuchni z cegły – w grobie zwłoki babki właścicieli mieszkania – to babka dzieci, które są obok – niewiarygodne współistnienie jawności i ukrycia – niepojętość tego, w czym uczestniczę – nie wierzę temu, co widzę –

Piątek, 10 września 1993
– mam wejść do nowego Spatifu – Spatif jest teraz dziesięć metrów pod ziemią – dzwonię przez domofon na dół – rozmawiam z szatniarzem Frankiem – Franek cieszy się, że przyszedłem – uprzedza, że płaci się pięćdziesiąt tysięcy wstępu – zjeżdżam w dół – lokal niski – drewniane belki podtrzymują jak w schronach strop z ziemi – myślę, czy to się nie zawali – oglądam sale – przychodzą pierwsi goście – na górze opowiadam, że byłem w nowym Spatifie – jestem może z Henrykiem Krzeczkowskim, może z Ewą Fiszer – z Ewą rozmawiam w plenerze, wśród pól, wśród ogrodów – Ewa chwali moje spodnie – mówię, że spodnie pożyczyłem od brata Staśka – mówię o rozliczeniach finansowych z matką – publicznie twierdzę, że jeszcze nie zaczęły się żniwa – widać dokoła, że jest już po żniwach – rozmyślam, dlaczego mówię, co mówię – podchodzę pod remizę strażacką – widzę znajomą kobietę – wiem, że ona miałaby mi proponować ważne stanowisko – chcę wejść na salę, znajoma wchodzi za mną – witają mnie różne osoby – jestem w Spatifie, siedzę z młodymi literatami – oni opowiadają, co wiedzą o wizytach u mnie Andrzeja Łuczeńczyka – opowieści są fałszywe, wymyślone – oni wiedzą, że Andrzej Łuczeńczyk chodził do mnie z wódką – nie wiedzą, że ją po drodze wypijał – mówi się o stypie po pogrzebie Andrzeja Łuczeńczyka – przypominam sobie, że stypy nie było – prosił nas w Lublinie Tadeusz Jasiński, ale z zaproszenia nie skorzystaliśmy –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content