Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 5/1996

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(1.2.1995, 14.2.1995, 19.2.1995, 20.2.1995, 25.2.1995, 2.2.1996)

Środa, 1 lutego 1995
– jadę, idę z Zygmuntem Trziszką – w odwiedziny, do Leopolda Buczkowskiego – jesteśmy pod Warszawą – po północnej stronie Warszawy – odwiedzamy go w domu – odbieramy ze szpitala – zza wejścia do szpitala patrzę na korytarz – ze zbiorowej sali wychodzi Leopold Buczkowski – wieziemy go do domu – dwa pokoje – połączone z innym mieszkaniem – opowiadam o stanie Buczkowskiego, na przyjęciu – mówię do Bożeny Wahl – patrzę na wiewiórki – wskakują przez okno do wnętrza – wskakują kolorowe zwierzęta – wielkości kotów – jestem w wielkiej ubikacji – w mieszkaniu Buczkowskich, dyżuruję przy chorym – pielęgniarze ze szpitala, zabierają go na plat­formę – w mieszkaniu obcy ludzie – kobiety z połączonego mieszkania – chcę wiedzieć, kto zostanie w mieszkaniu – kto będzie czuwał – wchodzą postacie jak z utworów Leśmiana – jak z Teatru Kantora – mają telegram – wpychają mi telegram w ręce – czytam telegram, lub słucham czytania – opowieść o opiece nad chorym – cała szpitalna ballada – czyste grafomaństwo – nic nie może być prawdą – Buczkowskiego zabrano w południe, jest po­południe – według tekstu on umarł w nocy – dopisek prawdziwy – umarł około szesnastej – mówię o grafomaństwie, kogoś w szpitalu – może to dowcip zmarłego wobec nas – może jego własna kreacja –

Wtorek, 14 lutego 1995
– w pokoju, w sali, w teatrze – w okolicy dzieciństwa, w różnych miejscach Polski – w zwyczajności świata – dwie ekipy aktorskie, koło mnie – budzę zainteresowanie kobiet – śmieszą je moje zachowania – kokietują mnie – kładą się przy mnie – zasłaniam ręką krocze – bronię się, przed natręctwem – je się na oczach ludzi – spłukuje się resztki – widzę znane i nie znane osoby – Aleksander Bardini uczy aktorów – zawłaszcza pomysły innych – wypowiada się – patrzy na mnie Kropka – coś mi nakazuje – coś mam zrobić, według jej wskazówek – czytam dziwne teksty z malutkich książek – ze strzępów – mam teksty komentować – wszystko dzieje się jak na filmie – trwa przez chwilę – obrazy pojawiają się, znikają – jedne zacierają drugie – tworzą ulotne przestrzenie domu, teatru – przestrzenie kurczą się, przekształcają – zostaje z wszystkiego ślad jak rysunki na piasku – jak piaskowe budowle –

Niedziela, 19 lutego 1995
– otrzymałem tekst po niemiecku, opowiada­nie – rozumiem ideę opowiadania – jego oniryczną tajemnicę – jak w Dry Andrzeja Sosnowskiego – rozmowa z Niemką lub z Niemcem – razem idziemy, do pracowni Ryszarda Matuszewskiego – Irena Szymańska zadowolona – że do Rysia przyszedłem – Rysio łypie na mnie okiem – mam usprawiedliwienie dla siebie – widzę je w niemieckim utworze – w istnieniu chcianego w niechcianym – na Nowym Świecie, sklepy z samochodami, galerie – trzech facetów, kupują drogi samochód – oni są namalowani na obrazie – przyglądam się – twarzom na żywo, twarzom na obrazie – patrzę na twarz szefa sklepu, szefa galerii – tajemnica chcianego w niechcianym w dwóch chlebach – chleby trzymamy w ręku – ktoś mnie prosi do siebie – mówię, że powinienem wrócić na noc – ze względu na domowników – istnieje możliwość telefonowania – nie do domowników, do ich sąsiadów – domyślam się w tym chcianego w niechcianym myślę o przewrotnościach istnienia – we wszystkich jego wcieleniach, transforma­cjach –

Poniedziałek, 20 lutego 1995
– siadamy do kolacji wigilijnej – siadamy do stołu na posiedzeniu jury – w jury uczestniczą ludzie z Krakowa – mówię coś, do przedstawiciela Jana Błoń­skiego – na kolacji wigilijnej nie mogę być – odbędzie się promocja Pryncypiów, w Krako­wie – jestem na skalnej płaszczyźnie pod Krako­wem – patrzę na olbrzymiego psa – pies może ratować człowieka – jeśli człowiek da się chwycić psu za gardło – siedzę w Krakowie za stołem – na podwyższeniu – na sali około dwudziestu osób – w dole widzę moje książki – Sztuka czytania, Doświadczenia – widzę nawet egzemplarz Prozy z importu – pokazuję książki Renacie – obmyślam mowę – co mam o Pryncypiach powiedzieć – chcę uchwycić charakter mojej pryncypialności – jej podmiotowość – zaczynam po nowemu widzieć ducha Pryncypiów – w pociągu, na łóżku, leżę z kimś bliskim – patrzę na niego – nie zakręciłem wody – woda jest już nad wanną, nad kanapą – na szczęście, woda szybko opada – rozglądam się, po rynku w Skierniewicach – pod ratuszem posadzono małe drzewka – ktoś się dziwi – tłumaczę, ratusz zostanie wyeksponowany – nad drzewkami chuchają dzieci – stoję na rynku, w olbrzymiej kolejce męż­czyzn – kolejka z dokumentami wojskowymi – mężczyźni w różnym wieku – dziwię się, że muszę stać także ja –

Sobota, 25 lutego 1995
– ulice warszawskie – drogi skierniewickiej okolicy – jedzie się, idzie na północ – na północną Pragę – do linii kolejowej – ze Skierniewic do Warszawy – na zachodnie wybrzeże – aż do Rowaniemi w Finlandii – dochodzą mnie wiadomości – o Jerzym Andrzejewskim – dziennikarz radiowy – chce ze mną nagrać rozmowę – podróżuje ze mną kobieta – mało ją znam – słyszę o ekscesach seksualnych – o rodzinie Andrzejewskiego – boję się dziennikarza – i nagrań moich wypowiedzi – opowiadam o polarnej północy – o Rowaniemi – nie wiem, czy będę miał pociąg powrotny – z zachodniego wybrzeża – z północnego wschodu – może będę musiał nocować – w domu tej kobiety, z którą jadę – ona chyba ma dom – istnieję jak na mapie – na płaszczyźnie – świat jak na akwareli – jak akwarelowy malunek –

Piątek, 2 lutego 1996
– rozmawiam z Józefem Stalinem – jesteśmy w ogrodzie Dudków – twarz Stalina jak na schematycznym rysunku – mówię, rozmawiam z tobą i trochę się boję – Stalin jakby mnie rozumie – przechodzi koło nas mnich – ktoś mnichowi obiecał, że u niego odbędzie ostatnią spowiedź – o Stalinie opowiada mi kobieta – którą Stalin kochał – poznał ją w czasie pierwszego małżeństwa – powiedział do niej – będziesz ze mną do końca – jeśli zechcesz, jak długo zechcesz – jeżeli Bóg pozwoli – kobieta mówi, co jej było wolno – wolno jej było zdradzić Stalina raz w roku – pod warunkiem, że musi zaznać szczytu – inaczej jej partner zostanie zastrzelony – ogród na Stawisku – krewni Iwaszkiewiczów na niedzielnym obie­dzie – rozmowa o Stawisku – przyjechałem z Myśliwskimi do Brwinowa – żeby w Warszawie uniknąć oficjalnej uroczystości – może pochodu, może wyborów – chodzę w podbrwinowskiej okolicy – Myśliwscy zniknęli – rozglądam się po wzgórzach, po domkach – przy przejeździe kolejowym działa policja – w akcji przeciw demonstrantom – mówię, że wszystko się dzieje jak w czyimś opowiadaniu – myślę o powrocie do Warszawy pociągiem –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content