Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 5/1999

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(23.2.1997, 1.3.1997, 7.3.1997, 15.3.1997, 19.3.1997, 20.3.1997)

Niedziela, 23 lutego 1997
– dziejby w splątaniu, bez ładu i składu – uczestniczę w sporach literackich – jestem oceniany politycznie – idę do Halszki – ona jest zwolniona z pracy – odbiera się jej nagle emeryturę – przeraża mnie jej sytuacja – czegoś chcę się w jej sprawie dowiedzieć – idę drogą pod Skierniewicami – idę przez Ogród Saski – słyszę śpiew lumpów – śpiewają, skończyć z Andrzejem Sosnowskim – z Bohdanem Zadurą – moment czekania na trzecie nazwisko – słyszę, z Henrykiem Berezą – przechodzę koło tych, którzy śpiewają – twarze wymoczków, lumpów – chowam się za krzakiem – odchodzi od nich mały żołnierz – twarz wstrętna – on przechodzi koło mnie – myślę o Halszce – idę do niej – podróżuję pociągiem w stronę morza – rozmawiam z młodą kobietą, z miasteczka na Pomorzu – jestem z nią w Skierniewicach – mówi, że zna już Kraków, Warszawę, Skier­niewice – rozglądam się po Senatorskiej, po rynku – przechodzi wystrojona Janka Dróżdż – nie wiem, czy mnie nie widzi, czy udaje – przechodzi po stronie ratusza – skręca na rynek – odzywam się do niej – mówię, że mnie dziwnie nie zauważa –

Sobota, 1 marca 1997
– myślę o figurze dwóch piramid – są połączone wierzchołkami – coś przez tę figurę chcę wyrazić – myślę o eseju Vincenzowe ziarno Komen­danta – męczę się nad sformułowaniem swoich myśli – idę lub jadę szosą Mszczonowską, na wschód – przyglądam się Przepaści – woda do połowy w sitowiu – skądś wiem, że woda w Przepaści znów czy­sta – jak dawniej, jak przed wojną – jakby ktoś pływał w Przepaści – myślę o kąpieli jak w dzieciństwie – chyba minąłem Przepaść – nie wiem, dokąd idę, jadę – może aż do Warszawy –

Piątek, 7 marca 1997
– plany, zamysły świętowania – zmawiamy się we trzech, we czterech – jeden z nas działa nieprze widy walnie – jeździ po Warszawie, wraca, wyjeżdża – kieruje wszystkim Jaś Bijak – będziemy świętować w parku, w ogrodzie – przy Pałacu Kultury – park w świetle, w blasku – jasność jak w noc sylwestrową – odbywa się przegląd oper – opery według utworów Jarosława Iwaszkiewicza – śpiewy solowe, śpiewy chóralne – młody mężczyzna wystąpił w zastępstwie – robi karierę – śpiewa we wszystkich operach – Jarosław obserwuje wszystko z boku – widzę go i nie widzę – wypowiada się hierarcha kościoła – używa w mowie starych formuł – podpisuje się tajemniczo, Anndam, Anndamus – twarz Jana Bijaka, jego inicjatywy – słowa hierarchy w mowie i na piśmie – myślę o obecności Jarosława Iwaszkiewicza – zamysł spędzenia nocy do rana – w parku, przy stołach –

Sobota, 15 marca 1997
– odczucie odległości, relacji – w przestrzeni dzieciństwa – w przestrzeni ludzi literatury – dzwoni do mnie Sławomir Mrożek – potrzebna mu rozmowa ze mną – słyszę mnóstwo słów – przerwy między słowami – rozumiem jego potrzebę rozmowy – słucham go uważnie – wielka powierzchnia, posadzki, podłogi – powierzchnia ciemna – w odległości kilku metrów leżą, siedzą dwie osoby – Tadeusz Konwicki, Józef Hen – tworzą układ dwóch osób – jestem sam – czuję, że jestem za blisko nich – powinienem odejść dalej – słyszę, oni mówią o mnie – stukam w posadzkę – robię w posadzce dziurę – oni robią coś podobnego – dziwię się, że powstał układ trzech osób – patrzę na front Liceum Prusa w Skierniewi­cach – w oknach widać konfekcję – jak w oknach wystawowych – za drzwiami wejściowymi wiszą ubrania – jezdnia ulicy Sienkiewicza zasłana bielizną poś­cielową – rozpoznaję swoją bieliznę, swoją pościel – matka dyryguje zwijaniem bielizny – nie wiem, czy się da odnaleźć moją – matkę widzę i jej nie widzę – dziwi mnie ta robota – dziwi rola mojej matki –

Środa, 19 marca 1997
– tkwię w tekstach, układam tekst – tekst w myślach buduję – buduję tekst z dwóch tekstów – prowadzę tekstową wojnę – z tekstem Marii Dąbrowskiej – zderzam mój tekst z jej tekstem – tekst mi się przekształca – w coś o obcości świata – świat jest autorytarny, orientalny – chcę znaleźć rym do nazwiska Szewardnadze – w tym nazwisku jest dla mnie znak kompro­misu – kompromisu z autorytaryzmem – kompromisu koniecznego, dyktowanego przez rozum – rymy, które znajduję, są banalne – bez wartości, bez wdzięku – z myślenia tekstowego wydostaję się do zwy­kłości – przyjechałem do Skierniewic – jestem w mieszkaniu Reszków – chcę iść, jechać na targ – słyszałem o targu poza Skierniewicami – mówi się o placach targowych w mieście – chciałbym iść, jechać z Jurkiem Reszką – słyszę słowa o mnie i o siostrze – w pięćdziesiątym szóstym dniu życia zaniesiono mnie do siostry – nie mogę sobie tego wyobrazić – myślę, kto mnie zaniósł – myślę o zmianach w rodzinie Reszków –

Czwartek, 20 marca 1997
– pobyt w hotelu, wycieczki – ze mną, z nami jest Jan Wilczek – on się styka po raz pierwszy z synem (sic) – może z wnukiem – oni obydwaj uczą się obcowania z sobą – syn chce, żeby ojciec traktował go jak kumpla – bardzo mnie interesuje to łamanie barier – kupujemy prowiant, robimy jedzenie – nasz pobyt w wielkiej grupie – będziemy wracać jak z balu, z wesela – jestem razem z Jerzym Lisowskim – trzymamy się siebie – opowiada się o funkcjonariuszu – on jest za mnie odpowiedzialny – aż do mojego powrotu – rozmawiam z kierowcą Wackiem – pamięta jak mnie wiózł do Kazimierza, do Marka Hłaski – rozmawiam z Wackiem, z wieloma osobami – wychodzimy z obozowiska o świcie – mamy o świcie wracać – myślę o rannych powrotach z balowania – o rannym śnie po powrocie –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content