Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 6/2000

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(28.11.1997, 6.12.1997, 7.12.1997, 9.12.1997, 12.12.1997)

Piątek, 28 listopada 1997
– odbywa się uroczystość państwowa – poza Warszawą – wielka polana, obok las – zaczynam się orientować – to nie jest uroczystość oficjalna – widać, że to zebranie – jak w październiku 1956 – zebranie zbuntowanych twórców – drastycznie się wypowiada Alicja Dryszkiewicz – przyjechała do Polski z Ewą – rozmawiam z nimi – spotykamy się, gubimy w tłumie – one chcą, żebym jechał do nich – może Alicja odzyskała dawne mieszkanie – na Elektoralnej – rozmawiają ze mną malarze – są zbuntowani przeciwko wszystkiemu – chodzę z nimi w tłumie – myślę, co z tego wyniknie – co się jeszcze zdarzy – Alicja przesadza ze swoimi krzywdami – ona nie była tak bardzo uciemiężona – nowe wiadomości – Alicja i Ewa mieszkają w przewoźnym domku – nie wiem, jak to wygląda – zebranie powinno się kończyć – jedni ciągną mnie w jedną stronę, inni w drugą – teren wiecu olbrzymi – wielkie pole, pole w lesie – jakby w okolicy dzieciństwa –

Sobota, 6 grudnia 1997
– park, ogród, las, stare drzewa – siedzę, idę – przechodzi, ścieżką, uliczką, mężczyzna – poznaję, że to Łukasz Szymański – sam lub z kimś – podchodzimy do siebie – idziemy razem, na drugą stronę domu – przy Łukaszu kobieta – on mówi do mnie moimi słowami – słowa z Oniriady, dotańczyć się – nie wiem, czy Łukasz mnie cytuje – czy sam to słowo wymyślił – kobiecie słowo się podoba – stary dom – śpi przy stole małe dziecko – podchodzi starszy syn Łukasza – pytam, co robi – czy już studiuje – chyba nie dostał się na studia – prowadzę lekcję, z uczniami, ze studentami – lekcja, seminarium, z literatury – czytamy, analizujemy prozę – utwory jakby z „Twórczości” – w analizach nawiązania do narracji jak w Biczu Bożym – myślę o zajęciach następnym razem – trzeba by się zająć autotematyzmem, metafikcją – patrzę na śpiące dziecko Łukasza – Łukasza nie ma – wyobrażam sobie dziecko poznające otoczenie – dom, ogród – nie można dziecka zostawić w otwartym domu – muszę czekać na powrót Łukasza – rozmawiam z kimś wśród drzew – mówimy o porze roku – jest już marzec, zima powinna się kończyć – myślę o porach roku –

Niedziela, 7 grudnia 1997
– dziwi mnie zachowanie Janusza Głowackiego – wyjeżdża na kilka dni do Ameryki – ma znaczek, który umożliwia wejście do teatru – znaczek chciał mi zostawić, zmienia decyzję – chciałbym iść na premierę – oburzam się na Janusza – nie rozumiem zmiany decyzji – on z niechęcią znaczek zostawia – chodzimy w pobliżu Starego Miasta – blisko rynku jest plac o charakterze zabytku geologicznego – przyglądam się powierzchni placu sprzed tysięcy lat – obok jest budynek muzealny – kieruje muzeum para znajomych – patrzę na ich zachowania – domyślam się, co się między nimi dzieje – przechodzę wśród tłumu – odbywają się zajęcia, wykłady – chodzę po rynku, w Skierniewicach – dzieje się coś, czego nie rozumiem – opowiadam, co widzę – chcę wstąpić do mieszkania siostry – dawno u niej nie byłem – nie ma części Przyrynku – nie ma kamienic Rolińskich – z ulicy Strykowskiej powstaje nowoczesna trasa – zostało samo mieszkanie siostry – wychodzi siostra, patrzę na nią – dowiaduję się całej historii – ona mieszkanie wykupiła – trzeba z nią dojść do zgody, na rozbiórkę – pertraktuje z nią szef budowy – obłędność rozmów, pertraktacji – w Polsce sprzedaje się fikcję gruntu pod mieszkaniem – siostra ma mieszkanie także w Ameryce – tam się sprzedaje ziemię nad mieszkaniem, czyli niebo – słucham wszystkiego w zdumieniu – człowiek jest samą śmiesznością –

Wtorek, 9 grudnia 1997
– w podróży, w drodze, zwiedzanie – zwiedzam Lubekę, opowiadam o Lubece – wstępujemy do starego domu, obok domu Mannów – podziwiam obrazkowość, rysunkowość – jaskrawą sztuczność architektury – wchodzę sam do Ogrodu Saskiego – w ogrodzie egzotyka – akwaria z wielkimi rybami, z wielorybami – na wieloryby się patrzy – można dostać mięso wielorybów, do jedzenia – zdumienie, niewiarygodność przyrody – niewiarygodna opowieść o wielkich rybach – są takie, które karmią się tylko wodą – wyliczono, że woda jest na ziemi najcenniejsza – idę do stacji Skierniewice-Rawka przez wieś – jakby przez Miedniewice Stare – egzotyczność domów – przechodzę przez egzotyczny dom – w domu kilkadziesiąt osób – podaje się wszystkim rosół – mam otrzymać talerz rosołu – nie ma miejsca, żeby siedzieć, żeby stać – przechodzę przez dom, z kimś znajomym – słucham opowieści – idę ulicą Warszawską – przede mną idzie Celina Komosińska – nie widziałem jej od czasu szkoły powszechnej – prowadzi małą córeczkę – z rozmowy wynika, że ona zna syna Janusza Koziczaka – mówię, widziałem jego synów w Bydgoszczy – trzydzieści lat temu – dowiaduję się, że dom rodziców Janusza został sprzedany – dom na Mazowieckiej w Skierniewicach nie nadawał się do użytku –

Piątek, 12 grudnia 1997
– dom, miasto, świat – wydawnictwo, rynek, plac – wiele osób dokoła – mam swoje papiery – wychodzę, wracam – opowiada się, jak ja pracuję – jak czytam, jak piszę – trzeba zadecydować, co się wydrukuje – pyta mnie o teksty Alojzy Kołodziej – on i ktoś drugi działają razem – prowadzą wydawnictwo – koło mnie młodzi, starzy – spotkania z Jarosławem Iwaszkiewiczem, z panią Hanią – w chwilach spokoju Jarosław wspomina – jak się poznaliśmy, po latach znajomości z widzenia – widywaliśmy się na zebraniach, w pociągach – mógłbym opowiadać, jak we dwóch byliśmy w jednym przedziale – nie zaczęliśmy rozmowy – koło Jarosława kręcą się młodzi – z watahą młodych działa Janusz Drzewucki – nam wszystkim robi się zdjęcia – jesteśmy filmowani – we wnętrzach, na placu Zamkowym –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content