copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ONIRIADA
(8.11.1999, 9.11.1999, 10.11.1999)
Poniedziałek, 8 listopada 1999
– rozmyślam o trzech tekstach – są to trzy wersje tego samego – myślę o trójwartościowości, o trójpostaciowości – do lokalu wchodzi grupa osób – firma funduje poczęstunek pracownikom – wyglądają biednie, pokracznie – ktoś pyta – czy wolno mu wybrać – co by mu się chciało – zbiorowisko dziwnych osób – w lokalu, w kawiarni – niezgrabne młode dziewczyny – przyglądam się ich figurom – jedna przesiedziała cztery godziny – jazda, jakby w pociągu, w autobusie – z Bohdanem Czeszką ktoś rozmawia – facet o semickim wyglądzie – zazdrości Bohdanowi – że może mówić slangiem – on nie może żydłaczyć – swobodnie mówi tylko przy żonie – podoba mi się ta rozmowa – nie śmiem się do niej włączyć – mógłbym powiedzieć – to jest zgodne z moją estetyką –
Wtorek, 9 listopada 1999
– sale teatralne, sceny – ze sceny mówi do mnie Janka – rozmawiam z nią z widowni – to się powtarza dwa lub trzy razy – przechodzę z Józefem Tejchmą – przez wiele sal – przypomina mi moje poglądy na poezję – sprzeczam się – bronię swoich poglądów – dawnych i dzisiejszych – spacer w nieznanym miejscu – opowiadam pani Schu – historia z filmem telewizyjnym – wykorzystano moje wypowiedzi sprzed lat – formułuję kanciaste zdania po niemiecku – podchodzi do nas Hans Jörg Schu – dla obojga moja opowieść niewiarygodna – powinienem podać sprawę do sądu – dopowiadam – kim jest dla mnie Andrzej Łuczeńczyk – wiele osób – rozmowa o Andrzeju Łuczeńczyku – o Januszu Głowackim – impreza młodych pisarzy – może w Puławach – może w domu Andrzeja Łuczeńczyka – odzywam się do Olgi Tokarczuk – odpowiada coś nieprzyjemnego – słucham opowieści Łuczeńczyka – jego matka upiekła chleb lub kartofle – piecze to w grubej tkaninie – ktoś wydobywa nożem to, co upiekła – patrzę na twarz matki Łuczeńczyka – patrzę na niego – wuj Łuczeńczyka narzeka na zastrzał – słucham opowieści o zastrzale – o rozpadzie kości palca – o gangrenie – zastrzał jest najstraszniejszą chorobą – nie uznaje się, że taka choroba istnieje –
Środa, 10 listopada 1999
– szok, moim ojcem jest stryj – stryj napomykał o tym dawno – teraz już wszystko wiadomo – witam się z rodziną stryja-ojca – całuje mnie babcia – status rodzinny babci bez zmian – w twarzy inność – jakby to matka Zofii Reszkowej – nowy szok – stryjem-ojcem jest kto inny – moim ojcem jest ojciec Jurka K. – tego nie da się pojąć – tego nie pojmuję – dom, pensjonat, jakby nad Rawką – pobyt w tym domu – w jednym pokoju ze stryjem-ojcem – opowiada mi, jak to było – skąd on wie, że jest moim ojcem – wyjeżdżam, stryj-ojciec zostaje – ulice skierniewickie – nieznany kolega z liceum – podlizuje się komuś młodszemu – przyglądam się im – odchodzę w stronę Senatorskiej – idę Senatorską – koło kościoła ucztowanie na ulicy – je się na trotuarze – na stopniach kościoła – pieczony drób jak placki w brytfannach – widzę z boku Pawła Hertza – Hertz ma chorą twarz – przechodzę w stronę rynku – uroczystość państwowa – może początek roku szkolnego – coś się dzieje – w górze, nad rynkiem – idę w stronę Mszczonowskiej –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy